Sędziowie boją się podejmować samodzielne decyzje. I nie myślą o rozstrzygnięciu sprawy, tylko o tym, żeby ich orzeczenie nie podpadło sądowi wyższej instancji - mówi w wywiadzie dla DGP Jerzy Stępień, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Sędziowie boją się podejmować samodzielne decyzje. I nie myślą o rozstrzygnięciu sprawy, tylko o tym, żeby ich orzeczenie nie podpadło sądowi wyższej instancji - mówi w wywiadzie dla DGP Jerzy Stępień, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego: Moim zdaniem to czas całkowicie zmarnowany. Po roku 1989 nie zrobiono niczego pozytywnego w tym zakresie. Nie było rzeczywistej woli zreformowania wymiaru sprawiedliwości. Nie dokonano nawet podstawowej, rudymentarnej refleksji, kim powinien być sędzia w nowożytnym, demokratycznym państwie. A od tego powinno się wyjść i zacząć rozwiązywać wszystkie problemy. Myśmy zostawili na boku samego sędziego, dbając tylko o to, aby coraz więcej zarabiał. Skupiliśmy się także na ogadżetowywaniu sądów. Mówię to jako ktoś, kto przez 10 lat funkcjonował w latach 70. w sądownictwie powszechnym. Zacząłem aplikację w 1969 r., a w 1979 r. odszedłem z sądownictwa. Nie mogłem znieść atmosfery tam panującej.
JS: Dość powiedzieć, że jednego dnia ktoś, kto nie był sędzią, został prezesem wojewódzkiego sądu. Osoba ta wcześniej przez 10 lat była prokuratorem, a później kierownikiem wydziału administracyjnego komitetu wojewódzkiego w Kielcach.
JS: Niestety, muszę powiedzieć, że III Rzeczpospolita niewiele zrobiła dla poprawy jakości sądownictwa powszechnego. W szeregach sędziów nie dokonano żadnej weryfikacji. Nie mówię tutaj oczywiście o Sądzie Najwyższym, bo tam na początku lat 90. skład został całkowicie wymieniony. Skutek tego jest taki, że etos sędziego pozostał na takim samym poziomie, na jakim był za czasów PRL.
JS: Ale model dobierania sędziów do sądów powszechnych nie zmienił się. W niepodległej Polsce, tak jak w PRL, sędziami zostają młodzi ludzie, bez doświadczenia, którzy zaledwie liznęli wiedzy prawniczej. W 2007 r. TK zlikwidował instytucję asesora sądowego. A teraz widzę, że establishment sądowy robi wszystko, aby ją przywrócić. Chce po prostu powrotu do modelu, który obowiązywał w PRL, i który okazał się niekonstytucyjny.
JS: Wiem, gdyż sam brałem udział w wydaniu tego orzeczenia. Ale TK nie mógł przecież zrobić nic ponadto. Czym innym jest bowiem niekonstytucyjność, a czym innym optymalność jakiegoś rozwiązania. A TK z takiego punktu widzenia nie może oceniać rozwiązań prawnych.
JS: Aby sędziami zostawali ludzie, którzy mają odpowiednią wiedzę, doświadczenie zawodowe i ustabilizowaną sytuację życiową. I wówczas takie osoby mogłyby się całkowicie skupić na misji publicznej, jaką jest sądownictwo. Jak się zostaje sędzią, to się nie pracuje od 8 do 16, tylko 24 godziny na dobę. Człowiek bowiem bez przerwy tkwi głową w swoich sprawach. Mówię to z perspektywy swoich doświadczeń jako szeregowego sędziego. Ja sam byłem gotów do samodzielnego, niezawisłego orzekania, po 5–6 latach od momentu, kiedy zacząłem orzekać. Ale w tym momencie zdecydowałem się na odejście z sądu.
JS: Ale słucham uważnie tego, co mówią adwokaci i radcowie prawni, którzy obserwują sędziów. Sam zresztą niejednokrotnie miałem taką możliwość, gdyż Rzeczpospolita bez przerwy zaszczyca mnie jakimiś procesami cywilnymi. Dla porównania – PRL ścigał mnie karnie tylko dwa razy.
JS: A to o ochronę dóbr osobistych, a to za nieopłacone składki do korporacji radcowskiej, które przestałem uiszczać w momencie, kiedy stałem się sędzią TK. Proces trwał trzy lata. Więc miałem możliwość obserwowania, jak się zachowują sędziowie w takich – wydawałoby się – prostych sprawach.
JS: Boją się podejmować samodzielne decyzje. I nie myślą o rozstrzygnięciu sprawy zgodnie z prawem i duchem sprawiedliwości, tylko o tym, żeby ich orzeczenie nie podpadło sądowi wyższej instancji.
JS: W sprawie o nieopłacone składki sędzia sądu I instancji nie chciał wydać orzeczenia i przekazał ją sądowi okręgowemu jako sprawę trudną.
JS: Ależ skąd. Sprawa trafiła do sądu, gdyż ja nie złożyłem formalnego wniosku o wystąpienie z korporacji, a po prostu przestałem płacić składki. Uznałem bowiem, że z mocy prawa przestałem być jej członkiem. Korporacja z kolei twierdziła, że zostając sędzią TK, przeszedłem do pracy w wymiarze sprawiedliwości, co nie zwalnia mnie z obowiązku opłacania składek. Dowcip polegał jednak na tym, że Trybunał Konstytucyjny nie jest organem sprawiedliwości i to wynika wprost z konstytucji. I ustalenie tego zajęło sądom – bo sprawa trafiła do II instancji – aż trzy lata. O tym, że sprawa nie była skomplikowana, świadczy również to, że sąd okręgowy nie przyjął jej do rozpoznania. Co jednak również oburzające, zwracając ją temu młodemu sędziemu, wskazał, że powinien on te składki ode mnie zasądzić.
JS: Oczywiście zasądził składki, mimo że wiedział, iż to jest kompletna bzdura. Ja się oczywiście odwołałem i sąd II instancji jednak przyznał mi rację. I ten młody sędzia, mimo że zrobił to, co nakazał mu sąd okręgowy, ma na swoim koncie uchylony wyrok.
JS: Nie ma zagwarantowanych materialnych przesłanek niezawisłości. Ona jest bardzo formalistyczna. Jeśli sędzia może w swoim życiu potencjalnie awansować pięć razy w sądownictwie powszechnym, a później może jeszcze zostać sędzią TK czy sądu w Luksemburgu, to on bez przerwy patrzy tylko, jak jest oceniany przez ludzi, którzy decydują o jego awansie.
JS: No właśnie. W normalnym państwie wszyscy sędziowie zarabiają tyle samo. Wprowadzenie tych stawek awansowych to dowód na to, że III Rzeczpospolita chce zrobić z sędziów urzędników. Stworzyliśmy system, w którym sędzia ma możliwość nieskończonego ubiegania się o kolejne awanse. A wtedy on myśli o swojej karierze, a nie o sprawach, które ma rozstrzygnąć. On w gruncie rzeczy ciągle orzeka w swojej własnej sprawie.
JS: Po pierwsze, należy uprościć strukturę sądownictwa. Niepotrzebnie wydłużono hierarchię sądową. Mamy sądy rejonowe, okręgowe, apelacyjne, a na końcu jeszcze Sąd Najwyższy. Na dobrą sprawę mamy więc cztery instancje, a o Trybunale Konstytucyjnym i sądach w Strasburgu i Luksemburgu to już nawet nie wspominam.
JS: Należałoby stworzyć sąd I instancji, który łączyłby sądy rejonowe z sądami okręgowymi. Wówczas można by było z sądów rejonowych utworzyć wydziały zamiejscowe sądów okręgowych. I one by pełniły funkcję sądów I instancji. Należałoby też podnieść cenzus wiekowy dla kandydatów na sędziów. Sędzią powinno się zostawać w wieku 40 lat. Tylko wówczas sędziami będą osoby dobrze wykształcone, z doświadczeniem oraz ustabilizowaną sytuacją życiową. To nie może być ktoś, kto myśli o dziecku w przedszkolu i główkuje, skąd ma wziąć pieniądze na mieszkanie.
JS: Ale to nie w niskich zarobkach i braku prestiżu leży problem, lecz w modelu dobierania sędziów, który jest tak skonstruowany, że do sądownictwa nie dopuszcza się ludzi wybitnych.
JS:Można je mnożyć. Kiedyś do Sądu Najwyższego aplikowali profesorowie Safjan, Wyrzykowski i Mączyński. I zostali odrzuceni. Później szczęśliwie zostali sędziami TK, a prof. Safjan jest sędzią w Luksemburgu, z czego jesteśmy bardzo dumni. Ale jego ten establishment sądowy jednak skreślił spośród kandydatów.
JS: Ale i tutaj były takie przypadki. Dla przykładu – jeden z bardzo znanych profesorów z Lublina chciał być sędzią sądu okręgowego i nie dopuszczono go.
JS: Zmienić model doboru kadry sędziowskiej. Obecnie bowiem o tym, kto zostanie sędzią, decydują sami sędziowie. I oni robią wszystko, aby nie dopuszczać ludzi z zewnątrz. Oni nie chcą mieć w sądach świeżej krwi, oni chcą mieć sędziów przygotowanych do zawodu przez siebie. Chcą ludzi kształtować na swój obraz i podobieństwo. Dlatego tak zabiegają o przywrócenie asesora.
JS: Kolegia, które o tym decydują, powinny zostać poszerzone przede wszystkim o przedstawicieli korporacji prawniczych.
JS: Zdecydowanie. Dlaczego tam nie ma adwokatów czy radców prawnych, a zamiast tego są politycy, którzy nie bardzo orientują się w mechanizmach wymiaru sprawiedliwości?
JS: KRS nie spełnia tych funkcji. W praktyce jest ona miejscem zaklepywania kandydatów na sędziów. Każdy przychodzi tam ze swoimi kandydatami i dba o to, żeby to właśnie oni przeszli. Dotyczy to także polityków, do których odpowiednie osoby potrafią dotrzeć. To nie jest najlepsze miejsce na decydowanie o tym, kto zostanie sędzią. KRS dba o interesy korporacji sędziowskiej, natomiast nie jest organem, który naprawdę dba o prawdziwą niezawisłość.
JS: To efekt tego, że w tym całym procesie reformowania państwa najmniej uwagi poświęciliśmy właśnie sądownictwu, wychodząc z założenia, że sędziowie się sami oczyszczą.
JS: Nic takiego nie nastąpiło.
Rozmawiała Małgorzata Kryszkiewicz
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Powiązane
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama