14-letnia Nigeryjka przyjechała do Londynu pod fałszywym nazwiskiem w 2007 r. na sześciomiesięcznej wizie turystycznej. Na podstawie zawartej wcześniej umowy z brytyjską rodziną Allenów, dziewczyna miała pracować jako opiekunka do ich trójki dzieci w zamian za 50 funtów tygodniowo oraz możliwość uczęszczania do szkoły. Szybko okazało się, że żadna z tych obietnic nie zostanie dotrzymana. Przez 18 miesięcy młoda Nigeryjka była wielokrotnie bita i zastraszana do czasu, kiedy pracodawcy po prostu wyrzucili ją na bruk. Policja znalazła ją roztrzęsioną na parkingu przy supermarkecie.
Dzięki pomocy udzielonej przez prawników z organizacji walczącej z handlem ludźmi i niewolnictwem dziewczyna wniosła powództwo do sądu pracy, zarzucając Allenom bezprawne zwolnienie oraz dyskryminację rasową. Sąd I instancji uznał jej zarzuty oraz nakazał pracodawcy wypłatę ponad sześciu tysięcy funtów zadośćuczynienia. Innego zdania był jednak sąd apelacyjny, który w maju 2012 r. orzekł, że niezgodność z prawem umowy o pracę zawartej z powódką stanowi materialną podstawę jej skargi, zaś uznanie jej byłoby równoznaczne ze przyzwoleniem na bezprawie.
Nigeryjka odwołała się od wyroku do Sądu Najwyższego, który nie dostrzegł wystarczająco ścisłego związku między nielegalną imigracją a zarzutem dyskryminacji. Sędziowie stwierdzili, że osoby będące ofiarami handlu ludźmi mają podstawy, aby żądać od nich zadośćuczynienia, mimo że nie mają dokumentów uprawniających do pobytu w Wielkiej Brytanii. Zdaniem sędziów możliwość pozwania pracodawcy za dyskryminację w tego rodzaju sprawach będzie działać zniechęcająco na tych, którzy chcieliby nielegalnie zatrudniać imigrantów z założeniem, że nie poniosą z tego tytułu żadnych konsekwencji.
EŚ