Rada Ministrów przyjęła przepisy, które pozwolą ministrowi żądać od prezesów sądów akt prowadzonych postępowań. Nie wprowadzono jednak zmiany zasad wynagradzania sędziów.
Przepytywanie prezesów sądów na temat toczących się postępowań, prawo do kierowania wniosku do Sądu Najwyższego o rozstrzygnięcie rozbieżności w orzecznictwie czy kompetencje do przechowywania i archiwizowania akt spraw sądowych prowadzonych w systemie teleinformatycznym – to tylko niektóre uprawnienia, jakie przyznaje ministrowi sprawiedliwości przyjęty wczoraj przez Radę Ministrów projekt zmian w prawie o ustroju sądów powszechnych (dalej: u.s.p.). Nowela wzbudza kontrowersje. Sędziowie podnosili wątpliwości w trakcie konsultacji nad projektem, jednak resort większości uwag nie uwzględnił.
To dowód na to, że rządowi zależy na wprowadzeniu takich przepisów, które będą w jeszcze większym stopniu niż obecnie podporządkowywały sędziów ministrowi sprawiedliwości. To zresztą nie pierwszy taki przypadek. Rząd bowiem od kilku lat konsekwentnie przyjmuje przepisy, które mają na celu ograniczenie sędziowskiej niezawisłości – komentuje Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Więcej władzy
Najbardziej krytykowanym przepisem jest ten, zgodnie z którym minister sprawiedliwości będzie mógł żądać akt spraw sądowych. Co prawda przepis w trakcie prac legislacyjnych uległ nieco modyfikacji (teraz stanowi, że akta przesyła się ministrowi, jeżeli pozwala na to bieg sprawy, a w przeciwnym wypadku – przesyła się ich odpisy), ale zmiany te nie rozwiały fundamentalnych wątpliwości.
„Cel tego przepisu nie jest jasny, skoro MS nie jest organem władzy sądowniczej, zaś żądanie akt w konkretnej sprawie może być – niezależnie od rzeczywistych intencji ministra – postrzegane jako element nacisku na niezawisły sąd” – taką uwagę zgłosił w ramach konsultacji Jerzy Godyń, prezes Sądu Najwyższego.
Rząd jednak takiego niebezpieczeństwa nie widzi.
„Minister sprawiedliwości, ze względu na swoje ustawowe obowiązki, powinien mieć dostęp do akt spraw, a sama możliwość zapoznania się przez niego z takimi dokumentami w żaden sposób nie narusza niezawisłości sędziów” – napisano wczoraj w komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu.
Niepokój w środowisku sędziowskim wywołuje również zapis, który pozwoli ministrowi odpytywać prezesa sądu z każdego toczącego się postępowania. Resort przekonuje, że to uprawnienie ma jedynie udrożnić przepływ informacji między prezesami sądów a ministrem sprawiedliwości, np. w sprawach, które wywołują zainteresowanie mediów. Sędziowie są jednak sceptyczni.
Dziwi mnie, że ministerstwo nie zaproponowało przepisu, zgodnie z którym każdy sędzia miałby obowiązek meldować się na każde zawołanie ministra sprawiedliwości, składać mu raport z prowadzonej sprawy i wysłuchać wskazówek co do jej rozstrzygnięcia – ironizuje Strączyński.
To, co zaproponował resort, to dla mnie dowód na to, że nadzór administracyjny nad sądami nie powinien być sprawowany przez przedstawiciela władzy wykonawczej, i do tego czynnego polityka – komentuje Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa.
Polityka drugiej szansy
Przyjęte przez rząd przepisy wprowadzają również zmiany w regulacjach dotyczących dyrektorów sądów. Zmienią się m.in. zasady ich zwalniania.
Ministerstwo wprowadza co prawda regulacje, zgodnie z którymi minister będzie musiał w pewnych przypadkach odwołać dyrektora sądu, ale robi to w bardzo sprytny sposób – zauważa prezes Strączyński.
Do odwołania nie wystarczy bowiem jedna negatywna opinia na temat pracy dyrektora wystawiona przez zgromadzenie ogólne sędziów apelacji.
Takie opinie będą musiały być wystawiane dwa razy z rzędu, a to oznacza, że źle oceniony dyrektor będzie rządził w sądzie jeszcze rok po tym, jak sędziowie wyrażą niezadowolenie z jego pracy – zauważa sędzia Strączyński.
Resort jednak nie widzi nic złego w takim rozwiązaniu: ma to być jedynie druga szansa dla źle ocenionego dyrektora.
Wniosek do SN
Sędziom nie podoba się również przyjęta przez rząd zmiana w ustawie o Sądzie Najwyższym (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 499 ze zm.) zmierzająca do tego, by minister sprawiedliwości uzyskał uprawnienie do kierowania wniosku do SN o rozstrzygnięcie rozbieżności w wykładni prawa pojawiającej się w orzecznictwie.
Janusz Godyń zwraca uwagę, że tego typu uprawnienie przysługiwało ministrowi przed rozdzieleniem funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w 2010 r.
„Nowa ustawa o SN świadomie ograniczyła krąg podmiotów uprawnionych do występowania z wnioskiem o podjęcie uchwały abstrakcyjnej i przyznała tę kompetencję wyłącznie organom ochrony prawa (RPO, prokurator generalny i rzecznik ubezpieczonych). Pozbawienie tej kompetencji ministra sprawiedliwości było zatem naturalną konsekwencją pozbawienia go statusu prokuratura generalnego” – czytamy w opinii SN.
Jerzy Godyń przypomina, że od tego momentu minister sprawiedliwości pozostaje organem władzy wykonawczej. „Byłby to jednoznaczny powrót do rozwiązania obowiązującego w PRL” – stwierdza autor opinii.
Nieufnie do tej propozycji podchodzi również Jerzy Stępień, były prezes TK.
To jest próba uzyskania przez władzę wykonawczą realnego wpływu na linię orzeczniczą sądów. To nie jest właściwe rozwiązanie – mówi.
Sędziowie mają jednak powód do zadowolenia. Resortowi sprawiedliwości udało się bowiem przekonać Ministerstwo Finansów, że nie należy zmieniać zasad, według których kształtowane są sędziowskie wynagrodzenia.
„System wynagradzania sędziów jest systemem spójnym i kompleksowym, brak uzasadnienia do ingerencji w podstawy tego systemu” – czytamy w piśmie MS skierowanym do Stałego Komitetu Rady Ministrów.
Etap legislacyjny
Rząd przyjął