Urzędnicy będą mogli wymagać od składających oferty firm zatrudnienia pracowników na umowę o pracę. Chodzi o roboty budowlane i usługi
Co jeszcze zmieni się w przepisach / Dziennik Gazeta Prawna
Rok po zgłoszeniu poselskiego projektu zmian w ustawie – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 907 ze zm.) udało się zakończyć prace w sejmowej podkomisji. Mimo zgłaszanych wcześniej przez rząd zastrzeżeń osiągnięto konsensus.
– Jestem zadowolona, że udało się wypracować rozwiązanie, które mimo pewnych zmian, a nawet usunięcia części budzących kontrowersje propozycji, jednak zachowuje główne intencje naszego projektu – mówi Maria Janyska, przewodnicząca sejmowej podkomisji i zarazem współautorka poselskiego projektu.
Co rzadko się zdarza, z posiedzenia podkomisji praktycznie wszyscy wychodzili zadowoleni.
– Sukces tym większy, że stojące dotychczas na różnych pozycjach strony wreszcie zaczęły ze sobą rozmawiać. Nie tylko posłowie z pracodawcami czy związkowcami, ale również reprezentowana przez Urząd Zamówień Publicznych strona rządowa – ocenia Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan i prezes Polskiej Izby Gospodarczej Czystości.

Tylko na etacie

Zarówno związkowcom, jak i większości organizacji skupiających pracodawców zależało na tym, by od wykonawców wolno było wymagać zatrudniania pracowników na podstawie umowy o pracę. Początkowo rząd sprzeciwiał się temu rozwiązaniu, obawiając się niezgodności z konstytucją. Ostatecznie z przepisu wykreślono odesłanie do kodeksu pracy i doprecyzowano, że wymaganie takie może pojawić się tylko przy robotach budowlanych oraz usługach, i to jedynie wówczas gdy jest to „uzasadnione przedmiotem tych czynności”.
– Pozwoli to naprawić sytuację na rynku zamówień publicznych, zwłaszcza jeśli chodzi o usługi, w których wynagrodzenia płacone pracownikom są podstawowym kosztem. Niestety w przetargach, w których cena jest jedynym kryterium, aby zejść z kosztów, coraz więcej przedsiębiorców zaczęło zatrudniać na umowy śmieciowe, co doprowadziło do patologicznej wręcz sytuacji – wyjaśnia potrzebę zmian Marek Kowalski.
Wspomniany przez niego problem dominacji ceny jako jedynego kryterium wyboru ofert również ma być rozwiązany przez nowelizację.
– Kryterium cenowe będzie mogło być stosowane jako wyłączne tylko w przypadku zamówień o ustalonych standardach jakościowych i powszechnej dostępności – tłumaczy posłanka Maria Janyska.
To jednak nie wszystko.
– Bardzo cieszę się, że pozostało w projekcie zastrzeżenie, które – nie ukrywam – sama forsowałam, a które każe uwzględniać koszty ponoszone w całym okresie korzystania z produktu. Inaczej przy wszystkich takich zamówieniach, chociażby na drukarki, które mają ustalone standardy i są powszechnie dostępne, nadal kierowano by się wyłącznie ceną nabycia. Tymczasem wiadomo, że dużo więcej niż sam sprzęt kosztują później materiały eksploatacyjne. I to ich wartość rzutuje na wartość zamówienia w czasie – precyzuje szefowa podkomisji.
W 2013 r. aż 92 proc. zamówień poniżej progów unijnych udzielono wyłącznie w oparciu o kryterium cenowe. Podobnie było w latach poprzednich. Teraz pojawi się szansa na odwrócenie tego trendu.

Badanie ceny

Z obowiązkiem zatrudniania na etat wiąże się jeszcze jedna istotna zmiana, która ma ukrócić zaniżanie cen w przetargach. Badając ofertę pod tym kątem, zamawiający będzie sprawdzał, czy w ofercie uwzględniono minimalne wynagrodzenie. Jeśli nie – będzie ona podlegać odrzuceniu. Co więcej, nowela ma odwrócić ciężar dowodowy: to wykonawca będzie musiał udowadniać, że zaproponowana przez niego kwota nie została zaniżona.
Art. 90 ust. 1 p.z.p. doprecyzuje też, w jakich sytuacjach zamawiający jest zobligowany do wszczęcia procedury wyjaśniania ceny. Ma to robić za każdym razem, gdy cena jest niższa o 30 proc. od wartości zamówienia (czyli szacunków zamawiającego) lub średniej arytmetycznej cen wszystkich złożonych ofert.
– Mam nadzieję, że pozwoli to skuteczniej eliminować z obrotu oferty z zaniżoną ceną. Boję się jedynie, by zamawiający nie potraktowali tego przepisu zbyt dosłownie i nie uznali, że poniżej tych 30 proc. nigdy nie trzeba weryfikować ofert – podkreśla Dariusz Zieliński z Grupy Doradczej KZP i ekspert Business Centre Club.
– To jedynie granica, od której będzie istniał taki obowiązek. Przy wielu zamówieniach nawet dysproporcje sięgające 10–15 proc. mogą już oznaczać konieczność wszczęcia procedury wyjaśnień – dodaje.
Nawet najlepiej skalkulowana cena może jednak okazać się nierealna przy zamówieniach trwających kilka lat. Firmy nie zawsze są w stanie przewidzieć, jak zmienią się czynniki wpływające na ponoszone przez nie koszty. A potem okazuje się, że np. zmiana stawki VAT zmienia ich wszystkie obliczenia. Przy marży, która czasem wynosi zaledwie kilka procent, zaczynają wręcz dokładać do interesu.
Dlatego też do art. 142 p.z.p. dodaje się ustęp 5, zgodnie z którym do umów trwających dłużej niż 12 miesięcy obligatoryjnie mają być wpisywane postanowienia regulujące waloryzację wynagrodzenia wykonawcy w sytuacji, gdy zmieni się stawka podatku VAT, wysokość minimalnej płacy czy stawka składki na ubezpieczenie społeczne lub zdrowotne. Warunek – zmiany te muszą mieć wpływ na koszty.

Mniej wykluczeń

Dostosowane do przepisów unijnych mają być regulacje dotyczące wykluczania nierzetelnych wykonawców. Chodzi o art. 24 ust. 1 pkt 1 i 1a p.z.p., z powodu którego Komisja Europejska skierowała przeciwko Polsce pozew do Trybunału Sprawiedliwości UE. Obydwa mają być uchylone ze względu na zbytni automatyzm. Dodany ust. 2a ma zaś mówić o wykluczaniu za poważne naruszenie obowiązków zawodowych, i to tylko wtedy, gdy zamawiający przewidzi to w specyfikacji. Co więcej, jeśli wykonawca udowodni, że podjął środki zaradcze, które mają zapobiec następnym naruszeniom, również nie będzie podlegał wykluczeniu.
– Bez tej zmiany mielibyśmy problem z uruchomieniem funduszy europejskich z nowej perspektywy finansowej, gdyż jest ono uzależnione od spełnienia określonych warunków. Jednym z nich jest wdrożenie wymogów prawa UE właściwych dla zagadnień, takich jak m.in. zamówienia publiczne – mówi posłanka Janyska.
Etap legislacyjny
Projekt po I czytaniu