Sąd Najwyższy oceni, czy administratorzy serwisów internetowych mogą żądać pieniędzy za przekazywanie służbom, np. policji, danych klientów. Firmy telekomunikacyjne robią to za darmo
Nie wiadomo, jak często służby żądają dostępu do danych / Dziennik Gazeta Prawna
W przypadku billingów czy danych o lokalizacji telefonów przepisy są jednoznaczne. Ustawa – Prawo telekomunikacyjne (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 243) nakazuje przedsiębiorcom telekomunikacyjnym na własny koszt przechowywać takie dane przez jeden rok i udostępniać je na żądanie odpowiednich organów.
Policja, prokuratura, ABW czy inne służby mogą też żądać danych na temat użytkowników serwisów internetowych. Inna jest jednak wówczas podstawa prawna. Stanowi ją art. 18 ust. 6 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1422). Tyle że w tym przepisie nie ma mowy o tym, by usługodawcy internetowi musieli to robić za darmo. Dlatego przedsiębiorcy administrujący portalami, forami czy innymi stronami internetowymi nierzadko wystawiają służbom rachunki.
– Kilka lat temu policja zaczęła coraz częściej żądać informacji o użytkownikach reprezentowanego przez nas serwisu społecznościowego NK.pl. Serwis oczywiście je udostępniał, ale jednocześnie zaczął wystawiać faktury, domagając się zwrotu uzasadnionych kosztów związanych z wyszukaniem i przekazaniem danych – tłumaczy Mateusz Wilczyński, adwokat z kancelarii Olesiński & Wspólnicy.
– Reakcje były różne, w zależności od jednostki. Pewna komenda najpierw uregulowała jedną z faktur, a potem zaczęła kwestionować obowiązek zapłaty za czynności wykonane na jej żądanie. Dlatego wystąpiliśmy o nakaz zapłaty. Sąd go wydał, ale policja zgłosiła sprzeciw, dlatego doszło do rozprawy. Sąd uznał, że Nasza Klasa nie jest przedsiębiorcą telekomunikacyjnym, a zatem za usługi wykonywane przez serwis, a więc także wyszukanie danych, o które wnioskuje policja, i ich opracowanie zgodnie z życzeniem, należy się zwrot kosztów – dodaje.
Zaznacza, że podobne wyroki zapadały też w innych sprawach. Pierwszą z nich rozstrzygnął Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Śródmieścia (sygn. akt IX Nc 1850/11).

Zagadnienie prawne

Jednak nie wszystkie jednostki policji i nie wszystkie służby godzą się płacić. Jedna z prokuratur w ramach prowadzonego śledztwa zażądała danych osobowych użytkownika usługi e-mailowej. Oferująca te usługi spółka udostępniła informacje, ale jednocześnie wystawiła fakturę na 12,30 zł. Prokuratura odmówiła zapłaty. Sprawa trafiła ostatecznie do sądu odwoławczego, a ten nabrał wątpliwości i skierował zagadnienie prawne do Sądu Najwyższego (sygn. akt I KZP 18/14). Ten oceni, czy usługodawcy internetowi mogą obciążać organy uzasadnionymi kosztami związanymi z przygotowaniem i udostępnieniem oczekiwanych danych.
Zapytani przez nas prawnicy uważają, że tak.
– Prawo zobowiązuje wyłącznie operatorów publicznej sieci telekomunikacyjnej oraz dostawców publicznie dostępnych usług telekomunikacyjnych do przechowywania określonych danych i udostępniania ich na własny koszt. Dostawcy usług internetowych, chociaż na podstawie odrębnych przepisów, również mają obowiązek przekazywania, i to nawet obszerniejszych informacji, nie muszą już tego robić nieodpłatnie. Policja, ABW, prokuratura czy nawet sąd, występując o te dane, muszą już liczyć się z koniecznością zapłaty – tłumaczy Xawery Konarski, adwokat w kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy.
Prokurator, który odmówił zapłaty, przyznaje, że ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną nie mówi nic o tym, by przedsiębiorcy musieli przygotowywać i przekazywać dane na własny koszt. Uważa jednak, że w takiej sytuacji powinien znaleźć zastosowanie art. 180a ustawy – Prawo telekomunikacyjne.
– Jeśli ustawodawca chciał, aby uprawnione organy mogły bezkosztowo żądać informacji także od usługodawców internetowych, powinien to wprost zapisać w ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Skoro tego nie zrobił, to uważam, że firmy mają pełne prawo żądać zwrotu uzasadnionych kosztów – polemizuje z tym poglądem Mateusz Wilczyński.

Brak danych

Chociaż mogłoby się wydawać, że kwota, o jaką toczy się spór, który będzie rozpatrywał SN, jest symboliczna, to w przypadku dużych serwisów w sumie w grę mogą wchodzić zauważalne kwoty. W skali roku niektóre z nich otrzymują bowiem po kilka tysięcy wniosków o udostępnienie danych.
W przeciwieństwie do branży telekomunikacyjnej nie wiadomo, ile zapytań kierują wszystkie uprawnione organy do wszystkich usługodawców internetowych. Pewne wyobrażenie na temat skali tego zjawiska mogą dawać wyniki przeprowadzonego przez Fundację Panoptykon autorskiego badania. Na podstawie odpowiedzi udzielonych przez cztery duże serwisy internetowe okazało się, że w pierwszej połowie 2013 r. skierowano do nich ok. 4,5 tys. zapytań.
– W raporcie na temat dostępu organów władzy do danych użytkowników usług internetowych zwracamy uwagę na problem braku jednolitych reguł dotyczących zwrotu kosztów. Zastanawiamy się też nad potencjalnymi konsekwencjami jednoznacznego ich przerzucenia na państwo – mówi Katarzyna Szymielewicz z Panoptykonu.
– Ostatecznie jednak za dostęp organów państwa do naszych danych zawsze płacimy my sami – czy to jako konsumenci, czy jako podatnicy. Wydaje się jednak, że zmuszenie państwa do ponoszenia tych wydatków mogłoby, po pierwsze, spowodować ostrożniejsze korzystanie z tego narzędzia, a po drugie – zwiększyć przejrzystość działań w tym zakresie. Moglibyśmy wówczas pytać nie tylko o liczbę wniosków, ale również ich koszt dla budżetu państwa – dodaje.
Co wie o internaucie Google – jakie ślady pozostawiamy po sobie w sieci? >>