W październiku 2010 r. premier Donald Tusk mówił tak: „Wczoraj w nocy specjalny zespół rządowy z moim udziałem podjął stosowne decyzje i tę kwestię rozstrzygniemy w trybie błyskawicznym, w sposób zdecydowany, żeby nie powiedzieć brutalny. Nie będzie litości dla tych, którzy życie młodych obiecujących ludzi chcą zamienić w piekło uzależnienia”.
W październiku 2010 r. premier Donald Tusk mówił tak: „Wczoraj w nocy specjalny zespół rządowy z moim udziałem podjął stosowne decyzje i tę kwestię rozstrzygniemy w trybie błyskawicznym, w sposób zdecydowany, żeby nie powiedzieć brutalny. Nie będzie litości dla tych, którzy życie młodych obiecujących ludzi chcą zamienić w piekło uzależnienia”.
Ta zapowiedź była wynikiem doniesień o śmierci jednej i ciężkim zatruciu dwóch innych osób w efekcie zażycia dopalaczy – substancji psychoaktywnych, których celem jest wywołanie efektu upojenia narkotycznego.
Wydawało się, że deklaracja ta jest w niewielkim stopniu koniunkturalna. Odpowiadała wprawdzie na aktualne zapotrzebowanie społeczne, bo takich słów z ust premiera Polacy oczekiwali, ale – tak myślała spora część z nas – skoro rząd tak dobitnie zapowiada walkę z podziemiem serwującym dzieciom szkodliwą chemię, to zrobi wszystko, by nikt przez substytuty narkotyków nie umierał. Ale i tym razem okazało się, że wyszło jak zwykle.
W dzisiejszym wydaniu DGP publikujemy dane, które jednoznacznie o tym mówią. Liczba zatruć, do których doszło w wyniku zażywania dopalaczy nieskutecznie tępionych przez rząd, tylko w I kw. br. jest porównywalna z całym rokiem 2010, kiedy to premier zapowiedział „brutalną” walkę o zdrowie sięgających po te używki. I jak tu nie uznać, że kiedy polski rząd coś mówi, to... mówi? Niestety, wciąż rozumie się to samo przez się.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama