Dlaczego ktoś, kto chce rozpocząć współpracę gospodarczą z inną osobą, ma mieć utrudniony dostęp do informacji o wcześniejszych działaniach potencjalnego wspólnika na szkodę innych? - mówi w wywiadzie dla DGP Xewery Konarski
Zgodnie z niedawnym wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (sprawa C-131/12) można żądać od wyszukiwarki Google usunięcia linków do informacji na swój temat. Większość komentatorów zinterpretowała go tak, że w naszym kraju adresatem żądania powinien być polski oddział światowego giganta, a więc spółka Google Poland.
Moim zdaniem uzasadnienie tego orzeczenia jednoznacznie wskazuje, że takie żądania mogą być kierowane wyłącznie do operatorów wyszukiwarek. Jak bowiem orzekł TSUE, tylko oni są administratorami danych przetwarzanych przez wyszukiwarki. Statusu takiego nie mają zaś spółki zależne, które – tak jak w omawianym orzeczeniu – nie dokonują operacji na danych. Mówiąc wprost – działająca w Polsce spółka zależna nie ma wpływu na funkcjonowanie wyszukiwarki i zwyczajnie nie może usuwać jakichkolwiek danych. Posługując się przykładem Google – chociaż wyrok dotyczy także wszystkich innych wyszukiwarek, a w zasadzie serwisów posiadających systemy wyszukiwania – należałoby takie żądanie skierować do Google Inc. w USA.
Jak zatem tłumaczyć to, że udostępnione w piątek przez Google formularze zgłoszeń są odrębne dla każdego z państw UE?
To zupełnie nic nie zmienia. Serwis najwidoczniej uznał, że chce ułatwić życie swym użytkownikom i przygotował osobne formularze w serwisach adresowanych do odbiorców w różnych państwach. Adresatem żądań pozostaje jednak Google Inc., a nie jego spółki zależne.
Załóżmy więc, że piszę do Google Inc. w USA, ale wyszukiwarka odmawia albo – co pewnie jest bardziej prawdopodobne – w ogóle nie odpowiada. Co mogę wówczas zrobić?
Należy wówczas zwrócić się do generalnego inspektora ochrony danych osobowych o wydanie decyzji nakazowej. Zgodnie z wyrokiem TSUE operator wyszukiwarki powinien się jej podporządkować, mimo że jego siedziba znajduje się poza Polską, a nawet poza Unią Europejską.
Pewne problemy może wywoływać doręczenie przez GIODO pism za granicą. Warto pamiętać, że zgodnie z przepisami kodeksu postępowania administracyjnego dopiero po dokonaniu takiego skutecznego doręczenia strona ma obowiązek wskazania w Polsce pełnomocnika do doręczeń. Alternatywą jest możliwość dokonywania doręczeń za pomocą środków komunikacji elektronicznej, ale konieczne jest wówczas wyrażenie na to przez stronę zgody, a także wskazanie przez nią organowi administracji publicznej jej adresu elektronicznego.
Wyrok TSUE jest uznawany za potwierdzenie prawa do bycia zapomnianym. Zgadza się pan z takim stwierdzeniem?
Wbrew powszechnej opinii orzeczenie nie potwierdza prawa do bycia zapomnianym w internecie, rozumianym jako prawo do usunięcia danych osobowych znajdujących się w sieci. Trybunał nie zakwestionował bowiem pozostawienia danych osobowych skarżącego na witrynie internetowej dziennika, na której – na żądanie hiszpańskiego Ministerstwa Pracy i Polityki Socjalnej – w sposób legalny zostały one umieszczone. Istotą wyroku jest uznanie, że w pewnych przypadkach od wyszukiwarek można domagać się, by przestały przekierowywać do zasobów sieciowych, w których te informacje się znajdują. Można więc co najwyżej mówić o prawie żądania usunięcia linków do danych osobowych. Dane te jednak nadal mogą być w inny sposób odnalezione w sieci przez zainteresowanych.
Jak informowała stacja BBC, pierwsze żądanie w Wielkiej Brytanii złożył mężczyzna, który chciał usunięcia linków do stron informujących o skazaniu go za posiadanie pornografii dziecięcej, oraz lekarz, któremu nie podobały się nieprzychylne komentarze pacjentów.
To pokazuje, że usuwaniem wyników wyszukiwania są zainteresowani przede wszystkim ci, którzy chcą coś ukryć. Osobiście uważam to uprawnienie za mocno kontrowersyjne. Skoro osoba nie ma prawa do usunięcia informacji o niej ze stron źródłowych, to dlaczego z wyników wyszukiwania mają zniknąć linki do nich prowadzące? Przewiduję, że operatorzy różnego rodzaju mechanizmów wyszukiwawczych będą nadal kwestionowali prawidłowość takiego stanowiska. Wątpliwe jest dla mnie również, dlaczego ktoś, kto chce rozpocząć współpracę gospodarczą z inną osobą, ma mieć utrudniony dostęp – poprzez brak możliwości wyszukania – do informacji o wcześniejszych działaniach potencjalnego wspólnika na szkodę innych spółek.
Trybunał wprowadził tylko jedno zastrzeżenie: nie można domagać się usunięcia informacji odgrywających rolę w życiu publicznym. Jak to rozumieć?
Pojęcie to bez wątpienia będzie rodzić wiele problemów interpretacyjnych. Niewątpliwie mieszczą się w nim informacje o aktywnych politykach, ale co z osobami, które już tej działalności nie prowadzą albo dopiero zamierzają ją rozpocząć? W tym drugim przypadku możemy mieć do czynienia z wypaczeniem wizerunku przyszłego polityka, który przed rozpoczęciem działalności doprowadzi do usunięcia linków prowadzących do niewygodnych dla niego informacji. A to oznacza przepisywanie historii, który to proceder wyraźnie zakwestionował Europejski Trybunał Praw Człowieka w znanym orzeczeniu w sprawie Węgrzynowski i Smolczewski przeciwko Polsce (skarga nr 33846/07).
W życiu publicznym rolę odgrywają nie tylko politycy. Kto jeszcze?
Uważam, że należy to traktować szeroko. Bez wątpienia będą to celebryci, ale chyba również lekarze, nauczyciele, dziennikarze czy prawnicy, o ile dotyczy to ich funkcjonowania w sferze publicznej. W pewnych przypadkach mogą to być również informacje o naukowcach i ich poglądach ulegających ewolucji na przestrzeni czasu.
Czy na podstawie wyroku mogę domagać się usunięcia wszystkich linków kojarzonych z moim nazwiskiem?
Moim zdaniem byłaby to nieprawidłowa praktyka. Art. 18 pkt 6 ustawy o ochronie danych osobowych co prawda ogólnie mówi o możliwości wydania decyzji o usunięciu danych, ale należy przyjąć, że chodzi o usunięcie danych z konkretnego zbioru i zebranych w określony sposób. Również w omawianym orzeczeniu trybunał wyrokował w sprawie żądania usunięcia linku do konkretnego zasobu w internecie.
Opinia Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: Prawo do bycia zapomnianym nie jest nieograniczone – GazetaPrawna.pl