Katarska telewizja żąda od władz w Kairze 150 mln dolarów odszkodowania za zastraszanie dziennikarzy, odebranie licencji i negatywną kampanię medialną. Stacja zarzuca im wywłaszczenie i łamanie wolności słowa oraz zapowiada skierowanie sprawy do arbitrażu inwestycyjnego.

Prawnicy Al Jazeery twierdzą, że narażając na ryzyko realizowane od 2001 r. przedsięwzięcie o wartości 90 mln dolarów, Egipt doprowadził do naruszenia praw koncernu – jako zagranicznego inwestora – do bezpieczeństwa i ochrony.

Zgodnie z traktatem inwestycyjnym zawartym między Katarem i Egiptem w 1999 r. strony mają teraz sześć miesięcy na wypracowanie porozumienia. Jeśli do ugody nie dojdzie, umowa przewiduje, że sprawą zajmie się Międzynarodowe Centrum Rozstrzygania Sporów Inwestycyjnych (ICSID).

Od lipca 2013 r. katarska telewizja jest w Egipcie na cenzurowanym. Wojskowemu rządowi, który odsunął wówczas od władzy islamistów, Al Jazeera zarzuca ograniczenie swobody wypowiedzi i wywłaszczenie poprzez represjonowanie dziennikarzy, w tym zatrzymanie czterech z nich, konfiskatę mienia oraz uniemożliwienie nadawania sygnału. Zdaniem szefów koncernu przywódcy Egiptu i prorządowe media konsekwentnie szkalowały stację w oczach społeczeństwa, przypisując jej jawne wspieranie zdelegalizowanego Bractwa Muzułmańskiego.

Chociaż nie jest to pierwszy międzynarodowy spór między grupą medialną a państwem przyjmującym, to jak zauważa „Financial Times”, sprawa Al Jazeery będzie znaczącym sprawdzianem dla arbitrażu inwestycyjnego, który odpowie na pytanie, czy taki mechanizm jest w stanie poradzić sobie z mniej typowymi zagadnieniami dla trybunałów arbitrażowych, takimi jak prawa człowieka. Po raz pierwszy też wśród głównych zarzutów naruszenia traktatu inwestycyjnego znalazło się łamanie prawa do wolności słowa.