Unijne dyrektywy najczęściej mają na celu ochronę obywateli i środowiska naturalnego. Nie zawsze są jednak korzystne dla przedsiębiorców
Sprzedaż papierosów w latach
/
Dziennik Gazeta Prawna
Prawa konsumentów
/
Dziennik Gazeta Prawna
Narzucone przez
UE zmiany w polskim prawie, które już weszły albo za chwilę wejdą w życie, będą miały istotny wpływ na działanie firm.
Wyroby tytoniowe
Polska jest pierwszym przetwórcą tytoniu, największym producentem wyrobów gotowych i drugim krajem pod względem upraw tego surowca w Unii. Dlatego to w naszych producentów najbardziej uderzą nowe
przepisy.
26 lutego Parlament Europejski przyjął ostatecznie unijną dyrektywę 2001/37/WE z 5 czerwca 2001 r. w sprawie wyrobów tytoniowych. Zgodnie z nią na terenie Wspólnoty od 2016 r. mają być zakazane papierosy z dodatkami smakowymi. Mentole będzie można produkować i sprzedawać nieco dłużej: do 2020 r. Ponadto dyrektywa przewiduje, że 65 proc. powierzchni opakowań papierosów zajmować mają zdrowotne ostrzeżenia obrazkowo-tekstowe.
W toku trwających od 2010 r. prac
przepisy złagodzono. Pierwotnie ostrzeżenia na paczkach miały zajmować 75 proc. powierzchni, zakazane miały być też cienkie papierosy. Jednak producenci oraz plantatorzy tytoniu i tak załamują ręce. Same mentole mają bowiem w Polsce 18-proc. udział w legalnym rynku, na którym rocznie sprzedaje się ok. 50 mld sztuk papierosów.
– Nie sądzę, by amatorzy tych papierosów zrezygnowali zupełnie z palenia. Część z nich zapewne przerzuci się na inne wyroby – oceniała dla DGP Małgorzata Handzlik, poseł do Parlamentu Europejskiego.
Część z nich jednak sięgnie do nielegalnych źródeł. Taki scenariusz prognozują eksperci organizacji Pracodawcy RP. Według nich doprowadzi to do niekontrolowanego i znacznie szybszego niż dotychczas rozszerzenia się szarej strefy w Polsce. A to przez relatywnie łatwy dostęp do produktów przemycanych zza wschodniej granicy. Tymczasem wedle szacunków dziś mentole to zaledwie co setny przemycany papieros.
Rozrost szarej strefy przełoży się z kolei na obroty producentów papierosów oraz na spadek zapotrzebowania na surowiec od polskich rolników. To pod znakiem zapytania stawia byt 15 tys. gospodarstw rolnych. Już zapowiadają, że będą ograniczać produkcję i zwalniać pracowników. Nie obejdzie się też bez likwidacji przynajmniej części upraw.
– Przewidujemy, że zamówienia na surowiec spadną przynajmniej od kilku do kilkudziesięciu procent – mówi Przemysław Noworyta, dyrektor Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu.
Dla rolników może to oznaczać roczną
sprzedaż mniejszą od 20 do nawet 40 mln zł.
Skutki decyzji Parlamentu Europejskiego poniesie też handel.
– Z naszych badań wśród palaczy wynika, że 47 proc. z nich zasili nielegalny rynek w poszukiwaniu ulubionego produktu – zauważa Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu.
Najbardziej stracą małe
sklepy, w których wyroby tytoniowe mają od 15 do 40 proc. udziału w obrotach. Mniejszy popyt na papierosy przełoży się na słabszą sprzedaż towarów impulsowych (co do których decyzję o zakupie podejmuje się bez namysłu), takich jak gazety, baterie, gumy do żucia, batony czy doładowania do telefonów. Handel spodziewa się w związku z tym nawet 15 proc. spadku obrotów. W przypadku sklepu o wielkości 100 mkw. oznacza to sprzedaż mniejszą o ok. 20 tys. zł miesięcznie.
– Proces zamykania małych sklepów może przyspieszyć. Już teraz znika ich ok. 3 tys. rocznie – dodaje Maciej Ptaszyński.
Bezpieczeństwo żywności
6 maja 2013 r. Komisja Europejska przyjęła pakiet czterech projektów rozporządzeń z zakresu bezpieczeństwa zdrowotnego i funkcjonowania łańcucha żywnościowego. Przedsiębiorcy najbardziej obawiają się tego dotyczącego kontroli i innych czynności urzędowych przeprowadzanych w celu zapewnienia stosowania prawa żywnościowego i paszowego oraz zasad dotyczących zdrowia i dobrostanu zwierząt, zdrowia roślin, materiału przeznaczonego do ich reprodukcji i środków ochrony. Nowe przepisy przewidują obowiązkowe opłaty za wszystkie urzędowo przeprowadzane kontrole. Obecnie firmy ponoszą koszty tylko tych wszczynanych przez Inspekcję Weterynaryjną. A koszt jednej kontroli, bez zlecania specjalistycznych badań żywności, to ok. 1 tys. zł.
– Sprzeciwiamy się rozwiązaniu, zgodnie z którym koszt utrzymania kontrolnego aparatu państwowego zostanie przerzucony na przedsiębiorców – komentuje Karol Stec z departamentu prawnego Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Przeciwko są też producenci żywności. Szczególnie że kontrolami mają zostać objęte wszystkie sektory branży spożywczej, a nie tylko te, które podlegają Inspekcji Weterynaryjnej, czyli mięsny, mleczarski i rybny.
– Istnieje w związku z tym ryzyko zwiększenia liczby kontroli, których jedynym celem może być zasilenie budżetu danej instytucji – podkreśla Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Ograniczenie emisji
W konsultacjach znajduje się już projekt ustawy ws. ograniczenia emisji przemysłowych. Zgodnie z unijną dyrektywą 2010/75/UE (dyrektywa IED) ma ona na celu ograniczenie niekorzystnego oddziaływania instalacji przemysłowych na środowisko. Projekt ten rodzi wiele skutków, które dotkną wszystkie zakłady przemysłowe w 2020 r. Przestanie wówczas obowiązywać Krajowy Plan Przejściowy przesuwający termin działania zaostrzonych standardów dla niektórych zakładów. Ograniczanie poziomów emisji i ich monitorowanie stanowić będzie duże wyzwanie finansowe dla biznesu. Wiążą się z tym:
● koszty wynikające z obowiązku prowadzenia monitoringu emisji, sporządzania raportów o stanie zanieczyszczenia gleby i wód gruntowych na terenie zakładu oraz raportu początkowego o ich stanie,
● koszty usuwania szkód środowiskowych powstałych wcześniej na terenie zakładu, jeśli takowe zostaną stwierdzone w raporcie.
Przy tym, choć wiele z zakładów przeznaczyło już niemałe środki na przygotowanie instalacji do nowych wymogów, potencjał dalszej poprawy jest ograniczony. Uniemożliwia to specyfika produkcji w niektórych branżach. Istnieje więc ryzyko generowania podobnych zanieczyszczeń nawet po usunięciu szkód.
Prawa konsumentów
Dyrektywą Parlamentu Europejskiego i Rady 2011/83/UE w sprawie praw konsumentów (...) wprowadzone zostały nowe obowiązki dla przedsiębiorców. Państwa Unii Europejskiej zobowiązane są do stosowania tych środków od 13 czerwca 2014 r. Założeniem twórców dyrektywy było ujednolicenie ochrony konsumentów w ramach państw Unii Europejskiej i doprecyzowanie ich uprawnień.
Na podstawie przepisów dyrektywy konsument przy zawieraniu zwykłej umowy (w stacjonarnym sklepie czy punkcie usługowym) powinien uzyskać od przedsiębiorcy co najmniej następujące informacje:
● główne cechy towarów lub usług,
● dane identyfikujące przedsiębiorcę (firma, adres, numer telefonu),
● łączna cena towarów lub usług wraz z podatkami lub sposób, w jaki ma być obliczona,
● wszystkie dodatkowe opłaty za transport, dostarczenie lub usługi pocztowe,
● warunki płatności, dostarczenia, wykonania, termin, w jakim sprzedawca zobowiązuje się do dostarczenia towarów lub świadczenia usług,
● obowiązek zapewnienia zgodności towaru z umową,
● warunki usług posprzedażnych,
● czas trwania umowy i warunki jej rozwiązania,
● dotyczące funkcjonalności treści cyfrowych oraz ich interoperacyjności.
– Sprzedawca może nie podawać tych informacji, jeśli umowy dotyczą drobnych bieżących spraw życia codziennego i są wykonywane natychmiast po zawarciu umowy, np. zakupy w sklepie spożywczym – precyzuje Anna Kobylańska, adwokat, PwC Legal.
W przypadku umów zawieranych za pomocą środków porozumiewania się na odległość (np. zakupy w internecie) lub poza lokalem przedsiębiorstwa (np. podczas pokazów organizowanych w domach klientów) konsument powinien otrzymać od sprzedawcy dodatkowo informacje dotyczące m.in.:
● kosztu korzystania ze środka porozumiewania się na odległość (gdy jest inny niż wyliczany na podstawie taryfy podstawowej),
● prawa lub jego braku do odstąpienia od umowy (z załączeniem wzoru formularza do odstąpienia),
● obowiązku poniesienia przez konsumenta kosztów zwrotu towarów w przypadku odstąpienia od umowy,
● obowiązku zwrotu kosztów sprzedawcy, jeśli konsument odstąpi od umowy po rozpoczęciu korzystania z usług.
Przy tym wszelkie te dane powinny być czytelne oraz wyrażone w prostym i zrozumiałym języku.
– Informacje podane przed zawarciem umowy będą równocześnie stanowić integralną jej część i nie mogą być zmieniane, chyba że strony wyraźnie umówią się inaczej. Jeśli sprzedawca nie poinformuje kupującego przed zawarciem umowy o opłatach dodatkowych, łącznej cenie wraz z podatkami, kosztach związanych z dostarczeniem zakupów, to konsument nie będzie zobowiązany do ich poniesienia – podkreśla Anna Kobylańska.
Jeśli konsument zawiera umowę poza lokalem przedsiębiorstwa, sprzedawca powinien przekazać mu te informacje wraz z egzemplarzem umowy lub potwierdzeniem jej zawarcia na papierze lub – jeżeli konsument wyrazi na to zgodę – na innym trwałym nośniku. Przy tym zgodnie z powszechną interpretacją trwałym nośnikiem może być zarówno pamięć USB, płyty CD-ROM, DVD, jak i karty pamięci lub dyski twarde, a także wiadomości z poczty elektronicznej.
Sprzedawca zobowiązany jest też zapewnić, by kupujący już w chwili składania zamówienia wyraźnie przyjął do wiadomości, że zamówienie jest odpłatne. Jeśli złożenie zamówienia odbywa się przez kliknięcie odpowiedniego przycisku na stronie internetowej, przycisk ten musi być oznaczony w czytelny sposób z użyciem słów „zamówienie z obowiązkiem zapłaty” lub równoważnym. Jeśli sprzedawca nie spełni tego warunku, konsument nie będzie związany swoim zamówieniem. Zastrzeżenie to ma ustrzec użytkowników przed wpadkami, takimi jak choćby głośny pobieraczek.pl, który wykorzystywał nieświadomość internautów, żądając opłat za swoje usługi.
Na podstawie przepisów dyrektywy konsument będzie miał 14 dni na odstąpienie – bez podawania przyczyny – od umowy zawieranej na odległość lub poza lokalem przedsiębiorcy (dziś jest na to 10 dni).
Termin ten będzie liczony:
● w przypadku umów o świadczenie usług – od dnia zawarcia umowy,
● w przypadku umów sprzedaży – od dnia, w którym konsument otrzyma towar.
Jeżeli sprzedawca nie poinformuje konsumenta o prawie do odstąpienia od umowy, czas na rezygnację z zakupów wydłuży się do 12 miesięcy.
Konsument zobowiązany jest jednak do odesłania towarów nie później niż 14 dni od dnia, w którym poinformował sprzedawcę o odstąpieniu od umowy. Wystarczy, że w tym terminie nada przesyłkę. Koszty odesłania towaru do sprzedawcy poniesie jednak kupujący, chyba że sprzedawca nie poinformował go przy zawarciu umowy o konieczności poniesienia tych kosztów. W takiej sytuacji zapłaci sprzedawca.
Większość sklepów znanych marek czy sieci, a także popularnych sklepów internetowych, stosuje już większość z tych zapisów. Daje klientom nawet 30 dni na zwrot towaru bez konieczności podawania przyczyny. Brukseli chodzi jednak o całkowite wyeliminowanie firm balansujących na granicy prawa. W czasach gigantycznej konkurencji wiele firm przez telefon usiłuje sprzedać klientowi usługę, proponuje jej zmianę na nową, teoretycznie lepszą, ale np. powiązaną z koniecznością wymiany sprzętu – choćby tablet czy telefon – czy sam sprzęt. Równocześnie klient podczas rozmowy musi wyrazić zgodę na dostarczenie nowej usługi lub sprzętu. Nie ma więc szansy porównania z ofertą konkurencji. A jeśli chce odstąpić od umowy, firmy robią mu gigantyczne trudności.
Jeszcze trudniejsza jest sytuacja osób, które pod wpływem emocji nabywają towary lub usługi podczas pokazów. Tym bardziej że jeśli podczas takiego spotkania nie dysponują gotówką, to na miejscu mają do dyspozycji przedstawiciela pośrednika finansowego lub banku, który od ręki udzieli pożyczki. W efekcie, jeśli klient chce zrezygnować, musi odstąpić od dwóch umów.
Prawo odstąpienia od umowy nie będzie przysługiwać konsumentowi tylko w następujących przypadkach:
● usług, które zostały w pełni wykonane (jeśli rozpoczęcie ich wykonania nastąpiło za wyraźną zgodą konsumenta),
● dostarczenia towarów lub świadczenia usług, których cena jest zależna od wahań na rynku finansowym,
● dostarczania towarów wyprodukowanych według specyfikacji konsumenta,
● dostarczania towarów, które ulegają szybkiemu zepsuciu lub mają krótki termin przydatności do użycia,
● dostarczania zapieczętowanych towarów, które nie nadają się do zwrotu ze względu na ochronę zdrowia lub ze względów higienicznych i których opakowanie zostało otwarte po dostarczeniu,
● dostarczania towarów, które ze względu na swój charakter są w sposób nierozłączny połączone z innymi przedmiotami,
● umów, w przypadku których konsument wyraźnie zażądał od przedsiębiorcy, aby przyjechał do niego w celu dokonania pilnej naprawy lub konserwacji (jednak jeśli w czasie takiej wizyty przedsiębiorca świadczy dodatkowe usługi lub dostarcza towary inne niż części zamienne do naprawy lub konserwacji, prawo do odstąpienia od umowy ma zastosowanie do takich dodatkowych usług lub towarów),
● dostarczania zapieczętowanych nagrań dźwiękowych lub nagrań wizualnych, lub zapieczętowanego oprogramowania komputerowego, których opakowanie zostało otwarte,
● dostarczania gazet lub czasopism, z wyjątkiem umów o prenumeratę,
● umów zawartych na aukcji publicznej,
● świadczenia usług w zakresie zakwaterowania, przewozu towarów, najmu samochodów, gastronomii lub usług związanych z wypoczynkiem (jeśli umowa przewiduje konkretny dzień lub okres świadczenia usługi),
● dostarczania treści cyfrowych, które nie są przekazywane na trwałym nośniku, jeżeli spełnienie świadczenia rozpoczęło się za uprzednią wyraźną zgodą konsumenta.
W Polsce obecnie prowadzone są prace nad zmianami prawa, mające na celu implementację przepisów cytowanej dyrektywy. Dodatkowym rozwiązaniem, nad którym toczą się w związku z tym prace, jest powrót do zasad rękojmi za wady rzeczy zawartych w kodeksie cywilnym, a nie w odrębnej ustawie dotyczącej praw konsumentów.
Mediacja zamiast sądu
To nie koniec dyrektyw, które mają lepiej chronić prawa konsumentów, ale także pomagać przedsiębiorcom w tańszym i szybszym rozwiązywaniu z nimi sporów. Do 9 lipca 2015 r. Polska ma czas, by wdrożyć dyrektywę nr 2013/11/UE w sprawie alternatywnych metod rozstrzygania sporów konsumenckich (Alternative Dispute Resolution – ADR). Stosowny projekt ustawy przygotowuje już Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
– Wdrożenie przez Polskę możliwości polubownego rozstrzygania sporów na specjalnej internetowej platformie będzie dużym ułatwieniem zarówno dla konsumentów, jak i przedsiębiorców. To będzie najszybsza i najtańsza metoda, jaką można sobie dzisiaj wyobrazić – mówi Anna Patrycja Czepiel, ekspertka Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Jej zdaniem ważną zaletę stanowi międzynarodowy charakter systemu. Możliwość wykorzystania internetowej platformy do rozwiązywania sporów konsumenckich w handlu ze wszystkimi krajami UE powinna rozruszać ten transgraniczny obrót.
– Znaczenie będzie także miało to, że we wszystkich państwach Unii będą stosowane te same główne zasady, jak np. przepis, według którego skorzystanie z ADR ma być dla konsumenta bezpłatne lub odbywać się po bardzo niskiej cenie – podkreśla Anna Patrycja Czepiel.
Przyjęty przez Unię Europejską nowy sposób rozstrzygania sporów konsumenckich jest istotny zwłaszcza w kontekście dynamicznego rozwoju handlu internetowego. Istotne jest to, że dyrektywa dotyczy nie tylko sporów związanych ze sprzedażą towarów, ale także z udostępnianiem treści cyfrowych za pośrednictwem internetu, czyli np. sprzedażą utworów muzycznych.
Jednym z głównych celów unijnej dyrektywy jest pomoc państwom, w których w sądach zalega wiele spraw do rozstrzygnięcia w tej kwestii. Nowe przepisy pomogą też konsumentom i dostawcom produktów i usług. Nie będą musieli czekać wiele lat na decyzję sądu. Koszty mediacji również są wielokrotnie niższe.
Zniesienie roamingu
Choć w Parlamencie Europejskim jeszcze trwają negocjacje, to porozumienie w sprawie jednolitego pakietu telekomunikacyjnego powinno zostać osiągnięte do końca roku. Dzięki niemu za połączenia na terenie Unii Europejskiej będziemy płacili według lokalnych stawek.
Dyskusja i pierwsze wskazówki dotyczące obniżki opłat sięgają 2009 r. Wówczas Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny (organ doradczy KE) obliczył, że ograniczenie roamingu o 70 proc. przyniosłoby użytkownikom telefonów 5 mld euro oszczędności. Od tego czasu KE zmniejszyła stawki za połączenia roamingowe o 80 proc. Całkowite zniesienie dodatkowych opłat za takie rozmowy przez komórki i telefony stacjonarne ma przynieść kolejne 2,35 mld euro oszczędności.
Na tym nie koniec. W tym roku KE zdecydowała także, że począwszy od 2017 r. wszystkie urządzenia mobilne mają mieć takie same ładowarki. To nie tylko gest prokonsumencki. Rozwiązanie ma także przyczynić się do lepszej ochrony środowiska naturalnego.
Ale koszty zmiany wtyczek to tylko jedna strona medalu. Drugą są oszczędności wynikające z tego, że producenci nie będą musieli do każdego telefonu dołączać kompatybilnej ładowarki, co dziś jest standardem. Zadowoleni są też dystrybutorzy, hurtownie i serwisy, które dotąd – ze względu na rotację modeli – stare ładowarki mogły tylko wyrzucić na złom.
Stawki interchange
Parlament Europejski chce też obniżyć stawki opłat interchange – płaconych przez sklepy organizacjom Visa i MasterCard oraz bankom za obsługę transakcji kartami. W kwietniu przyjął poprawki do rozporządzenia w tej sprawie i skierował do dalszych prac. W Polsce od 1 lipca, po kolejnej obniżce, maksymalny poziom interchange będzie mógł sięgnąć 0,5 proc. wartości transakcji.
Jeśli unijne poprawki wejdą w życie, czeka nas kolejna obniżka – do maksymalnie 0,3 proc. w przypadku transakcji kartami kredytowymi i 0,2 proc. lub równowartości 7 eurocentów (liczy się kwota niższa) dla płatności kartami debetowymi.
Kolejne ograniczenie przez Brukselę stawek interchange ma przyczynić się do wzrostu obrotu bezgotówkowego. Dziś wiele małych sklepów, punktów usługowych i dyskontów właśnie z powodu ich wysokości nie akceptowało płatności kartami. Jak podaje Komisja Europejska, roczne opłaty sprzedawców z UE za przyjmowanie płatności kartą wynoszą 10 mld euro.
Sprzeciwiamy się rozwiązaniu, zgodnie z którym koszt utrzymania kontrolnego aparatu państwowego zostanie przerzucony na przedsiębiorców