Dziennikarz nie może w imię interesu społecznego zrezygnować z dochowania wymogów należytej staranności przy tworzeniu programu telewizyjnego - orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Sprawa dotyczyła niepełnosprawnego chłopca, który twierdził, że na koloniach zorganizowanych przez Stowarzyszenie Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa został zgwałcony przez dwóch wolontariuszy. Organizacja, po przeprowadzeniu rozmów z kierownictwem obozu, ochotnikami, prawnikiem i psychologiem oraz samym dzieckiem, podjęła decyzję o niezawiadamianiu organów ścigania. Matka chłopca postanowiła jednak zgłosić sprawę prokuraturze, zarzucając stowarzyszeniu bierność i „chęć ukrycia prawdy”. Po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego śledczy zdecydowali o umorzeniu dochodzenia z powodu braku dowodów. Postanowienie to zostało utrzymane w mocy przez sąd rejonowy.
Jednak to nie był koniec historii. W lutym 2010 r. został bowiem wyemitowany program telewizyjny, którego przedmiotem była opisywana sprawa. W nagraniu pokazano m.in. siedzibę stowarzyszenia oraz zdjęcia jego strony internetowej przedstawiające obu wolontariuszy z paskami zasłaniającymi oczy. W trakcie programu dziennikarka określała ochotników mianem „oprawców zgwałconego chłopca” , a samej organizacji zarzucała bierność w sprawie.
Dlatego po tym, jak podjęte w lutym 2010 r. postępowanie zostało ponownie umorzone z powodu braku dowodów, stowarzyszenie postanowiło walczyć o przywrócenie swojego dobrego imienia i wiarygodności na drodze sądowej i wystąpiło z powództwem przeciwko stacji, która wyemitowała audycję. Organizacja domagała się od niej przeprosin w mediach. W uzasadnieniu swojego żądania argumentowała, że program wyemitowany przez pozwanego podważył zaufanie osób postronnych do jej działalności i spowodował trudności z pozyskiwaniem wolontariuszy do dalszej współpracy. Dziennikarce zarzuciła także naruszenie przepisów prawa prasowego, a w szczególności art. 6, art. 12 pkt 1 i 2 oraz art. 13 (wszystkie mówią o standardach pracy dziennikarza).
Stacja wniosła o oddalenie powództwa twierdząc, że wyemitowana przez nią audycja nie naruszyła dóbr osobistych stowarzyszenia, a materiał został przygotowany z należytą starannością. W ocenie pozwanego emisja programu podyktowana została ważnym interesem społecznym, co wyłącza bezprawność czynu.
Sąd okręgowy uznał powództwo w zasadniczej części. Stwierdził, że audycja naruszyła dobre imię stowarzyszenia, a autorka programu bezprawnie przesądziła o winie wolontariuszy, nazywając ich „oprawcami” i „sprawcami brutalnego gwałtu”. Zaznaczył również, że stowarzyszenie, realizując swoje cele statutowe, musi cieszyć się zaufaniem społecznym. A budowaniu tego przeświadczenia nie służy przedstawianie go jako organizacji „kryjącej” gwałcicieli. W ocenie sądu bezprawności działań pozwanego nie wyłącza także fakt, iż dziennikarka działała w obronie uzasadnionego interesu społecznego.
Stacja złożyła apelację od wyroku. W uzasadnieniu wskazała, że celem spornej audycji było przede wszystkim zwrócenie uwagi widzów na nieprawidłowości i ułomności funkcjonowania organów wymiaru sprawiedliwości oraz zainspirowanie tych ostatnich do kompleksowego zbadania przedmiotowej sprawy. I to właśnie pod tym kątem powinno się badać dochowanie przez dziennikarkę wymogów należytej staranności, a także działanie przez nią w uzasadnionym interesie społecznym.
SA w Warszawie oddalił apelację. Na wstępie zaznaczył, że ochronie przewidzianej w art. 43 w zw. z art. 24 k.c. podlega także wiarygodność osoby prawnej, jeżeli stanowi ona istotny element jej relacji z innymi osobami. Zwrócił uwagę, że specyficzna i wrażliwa sfera, w jakiej koncentruje się działalność stowarzyszenia (szeroko rozumiana opieka i rehabilitacja osób z zespołem Downa) sprawia, że zarówno dobre imię, jak i wiarygodność są wartościami, których ochrona warunkuje jego należyte funkcjonowanie. W ocenie sądu dobra te zostały naruszone przez przedstawienie opinii publicznej powoda, jako organizacji, której wolontariusze dopuścili się gwałtu na powierzonych im pod opiekę osobach niepełnosprawnych i która wiedząc o tym pozostała bierna, a nawet starała się fakt ten zatuszować. SA uznał, że przypisanie stowarzyszeniu bezczynności było niesłuszne. Zwrócił przy tym uwagę, że zarówno na organizacji, jak i na każdym uczestniku życia publicznego ciąży społeczny obowiązek zawiadomienia organów ścigania o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu. Nakaz ma jednak zastosowanie tylko do osoby, w której świadomości ukształtuje się przekonanie, że został popełniony czyn zabroniony. Za właściwe uznał w tym przypadku działanie organizacji, która po uzyskaniu stosownych wyjaśnień oraz zasięgnięciu opinii psychologa podejrzenia te uznała za bezpodstawne i nie skierowała sprawy do prokuratury. A to, że przeświadczenie dziennikarki było odmienne nie mogło stanowić wystarczającego usprawiedliwienia do publicznego i radykalnego przypisania organizacji bezczynności mającej zatuszować przestępstwo.
Sąd apelacyjny podzielił też ocenę sądu okręgowego, że pozwany nie wykazał w toku procesu okoliczności wyłączających bezprawność jego działań. Zdaniem SA audycja telewizyjna, mająca uwrażliwić obywateli na problemy związane z opieką nad osobami niepełnosprawnymi oraz zagrożeniami wiążącymi się z przemocą fizyczną i seksualną wobec nich, realizuje ważny interes społeczny. Nie może jednak zawierać nieprawdziwych informacji. Nieprawda nigdy bowiem nie służy dobru publicznemu - czytamy w uzasadnieniu do wyroku.
W opinii sądu nie można też stwierdzić, że wyłączenie bezprawności czynu nastąpiło z uwagi na chęć uczulenia opinii publicznej na nieprawidłowości w funkcjonowaniu organów wymiaru sprawiedliwości. Nie znalazł on podstaw dla uznawania, że cel ten wymagał poświęcenia dóbr osobistych stowarzyszenia. Zaznaczył przy tym, że wydźwięk całego materiału, który zawierał jednoznaczne i radykalne w swej wymowie stwierdzenia, znacząco wykraczał poza ramy uzasadnionego zaniepokojenia o rzetelność umorzonego śledztwa.
Wyrok Sądu Apelacyjnego z 19 listopada 2013, sygn. akt VI ACa 657/13
PS