Rzecznik prasowa Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie powinna mieć gorące serce, ale chłodną głowę.
Na portalu Prawnik.pl ukazał się artykuł rzecznika prasowego Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie "Rzecznik warszawskiej ORA punktuje Andrzeja Nogala". Sięgnąłem po niego z ogromną ciekawością. Od wielu miesięcy stawiam publicznie, na łamach prasy, pytania dotyczące warszawskiego samorządu, a w szczególności jego gospodarki finansowej. Uważam, że mam do tego prawo jako szeregowy adwokat, członek tej izby od 13 lat i sumienny płatnik składki adwokackiej w wysokości 235 zł miesięcznie. Do tej pory nie doczekałem się odpowiedzi. Nie było też woli współpracy przy ujawnieniu materiałów dotyczących prac ORA i mimo wniosku w trybie ustawy o dostępie do informacji, nie pokazano mi protokołów i uchwał prezydium ORA. Wbrew analogicznemu wnioskowi nie udzielono mi również informacji, ile pieniędzy otrzymali działacze samorządowi w listopadzie i grudniu zeszłego roku. Owszem, protokoły ORA są pokazywane, ale z dużym opóźnieniem i bez prawa do robienia notatek i kopii.
Czytelnika niech więc nie dziwi, że zacząłem czytać z ogromnym zainteresowaniem artykuł pani rzecznik. I co widzę? Dowiedziałem się przede wszystkim, że jestem donosicielem i nieudacznikiem. Moje informacje rzekomo są nieprawdziwe, zniekształcone, motywowane emocjami, kompleksami lub interesami. Szkoda, że tych wątków pani rzecznik nie rozwija, bo pozostaje wrażenie, że miota inwektywami na oślep, nie potrafiąc ich udowodnić, a jej celem jest obrzucanie błotem oponenta. Cóż, zgrabny chwyt erystyczny. Nie powiem, abym takiego języka spodziewał się po adwokacie, a jednocześnie członku ORA, rzeczniku prasowym, przewodniczącej komisji ds. komunikacji społecznej, wizerunku i działalności pro bono, który za pełnienie swoich funkcji otrzymuje, także z moich składek, przeszło 4.500 zł miesięcznie. Rzecznik prasowa Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie powinna mieć gorące serce, ale chłodną głowę.
Co takiego oburzyło panią rzecznik w moich publikacjach? Otóż jej zdaniem kierownik szkolenia może otrzymywać wynagrodzenie na podstawie uchwały ORA: "Uchwała nr 55/2011 Naczelnej Rady Adwokackiej z 19 listopada 2011r. - „Regulamin odbywania aplikacji adwokackiej” (podjętą w wykonaniu delegacji ustawowej zawartej w art. 58 pkt 12b ustawy - Prawo o adwokaturze). Regulamin w par. 16 ust. 3 przewiduje bowiem kompetencję okręgowej rady adwokackiej do ustalenia wysokości wynagrodzenia kierownika szkolenia oraz wykładowców, jak też wynagrodzenia za udział w komisjach konkursowych i egzaminacyjnych." W tym miejscu trzeba zauważyć, że NRA wykroczyła poza zakres ustawowej delegacji, gdyż w pojęciu odbywanie aplikacji nie mieści się opłacanie kierownika szkolenia. Zresztą, nawet i przyjmując przeciwny punkt widzenia, NRA powinna samodzielnie ustalić zasady wynagradzania, tak jak zrobiła w przypadku sędziów dyscyplinarnych i zastępców rzecznika, a nie w całości delegować to uprawnienie na okręgowe rady adwokackie. Tego rodzaju subdelegacja jest niedopuszczalna.
Nie zmienia to wszystko faktu, że pani rzecznik nie wypowiedziała się w kluczowej sprawie, poruszonej przeze mnie wcześniej tj. czy kierownika szkolenia łączy z izbą adwokacką umowa, która stanowi podstawę prawną do wypłaty pieniędzy? Czy też otrzymuje ona swoje przeszło 11.000 zł miesięcznie bez podstawy prawnej? Co do absorbującego charakteru pracy pani kierownik szkolenia, każdy może mieć zdanie odrębne, wiedząc, że ma ona do pomocy wielu pracowników, a także ma czas na prowadzenie kancelarii adwokackiej, wykłady dla aplikantów i członkostwo w komisji NRA. Pomaga jej przy tym przewodnicząca komisji kształcenia aplikantów z "dietą" w wysokości 5550 zł miesięcznie. W zeszłym roku budżet całej komisji wynosił tylko 10.000 zł rocznie. Teraz mamy radykalną podwyżkę. Czy przewodnicząca komisji otrzymuje pieniądze z funduszu aplikantów, czy zapłaci za jej dietę ogół warszawskich adwokatów?
Od pani rzecznik dowiedzieliśmy się, że to ORA wybiera wykładowców, a nie kierownik szkolenia. Na listę wykładowców, owszem, wpisuje się uchwałą ORA, ale sama rzecznik przyznaje, że nie wszyscy adwokaci z listy prowadzą zajęcia. Szkoda, że pani rzecznik nie podała szczegółowo, czy poza zatwierdzeniem planu zajęć przygotowanego przez kierownik szkolenia, ORA ingerowała w szczegóły. Z mojej wiedzy wynika, że zatwierdzanie propozycji kierownik było automatyczne.
Nie mogę zgodzić się z poglądem pani rzecznik, że kierownik szkolenia, dziekan i Okręgowa Rada Adwokacka nie miały wpływu na plany szkolenia. NRA ustala tylko ramy i nie zabrania modyfikowania ich w zakresie ustalonym w regulaminie. Zresztą, jeżeli to NRA jest winna wadliwemu planowi szkoleń, to gdzie byli jej warszawscy członkowie ? Gdzie była kierownik szkolenia, członek komisji NRA? Nota bene prowadzenie kolokwiów, stwierdzanie nieprzydatności aplikanta do zawodu i wydawanie zaświadczeń o ukończeniu aplikacji też należy do ORA. Jeżeli - tak jak sugeruje dziekan Rybiński i pani rzecznik - młodzi adwokaci są nieprzygotowani do wykonywania zawodu, odpowiedzialność za to obciąża dziekana i dotychczasowych członków ORA. Jak można stawiać takie zarzuty młodym ludziom i jednocześnie pozwalać na nierzadko dwuletni brak patrona u aplikanta?
A teraz o tym, do czego pani rzecznik się nie odniosła. ORA wciąż nie chce ujawnić, jaka jest podstawa prawna przyznawania "diet" działaczom samorządowym oraz odnieść się do zarzutu o bezprawność trybu. Pisałem o tym w artykule "Diety członków ORA w Warszawie, czyżby bezprawne?" opublikowanego na łamach "Rzeczpospolitej" w dniu 30 grudnia ubiegłego roku. W tym roku jest zmiana. Po złożeniu przeze mnie skargi do WSA na odmowę ujawnienia informacji o zarobkach działaczy, nieco ponad tydzień temu na extranecie pojawiły się informacje o 34 "dietach" . Nadal jednak zdumienie budzi tryb ich przyznania - członkowie ORA przyznawali diety sami sobie, bo nikt się nie wyłączył. Jest to sprzeczne z k.p.a. Zastanawia także nazwa aktu przyznającego diety: "postanowienie", podczas gdy zgodnie z ustawą ORA wydaje jedynie „uchwały”, które podlegają kontroli ministerstwa sprawiedliwości. Dlaczego użyto więc tutaj tak dziwnej nazwy?
Aplikanci. Rzecznik nie odniosła się też do wydatków na informatykę (560.000 zł w 2013r.) oraz faktu pobrania przez członków prezydium ORA w zeszłym roku z funduszu aplikantów kwoty 488.400 zł rocznie. A fundusz reprezentacyjny w kwocie 20.000 zł? A 450.000 zł na imprezy kulturalne? I tak dalej. Czy nie byłoby lepiej obniżyć te koszty i zwolnić część najlepszych bądź najuboższych aplikantów z opłat? Rzecznik nie podoba się pytanie o prawidłowość gospodarki funduszem aplikantów? Dlaczego nie odniosła się do zarzutu, że szkolenia aplikantów przynoszą ogromne straty: w 2012r. wyniosła ona 1.102.911 zł, w zeszłym też była pokaźna.
Istotnie, przyznaję, że mogłem popełnić błąd pisząc, że rzecznik dyscyplinarny nie odbył aplikacji adwokackiej. Przepraszam go za moją wypowiedź. Na swoje usprawiedliwienie, że oparłem się na niesprawdzonych informacjach, mam to, że nie ma na stronie ORA jego biogramu, na portalu wybory adwokackie.pl też nie, a na jego stronie internetowej nie ma informacji o aplikacji.
Na zakończenie pragnę podkreślić, że warszawscy działacze samorządowi muszą zrozumieć, że piastują swe funkcje dla adwokatów, a nie adwokaci istnieją by płacić składki na diety działaczy. Jeżeli adwokatura jako instytucja chce być liczącą się siłą, a nawet przetrwać w XXI w., musi cieszyć się zaufaniem szeregowych członków. Z pewnością nie jest właściwą drogą atak na szarego adwokata, który ośmiela się zadawać niewygodne pytanie. Z pewnością nic dobrego nie przyniesie utajnianie informacji przed zwykłymi członkami izby adwokackiej i próby ich zastraszenia. Jedyną drogą jest jawność, przejrzystość i rzeczywiste zaangażowanie pro publico działaczy adwokackich. Adwokatura w swoim złotym okresie nie płaciła swoim przywódcom, a ci odnosili większe sukcesy na polu samorządowym niż obecne pokolenie. Miejmy odwagę myśleć o tanim, skromnym i demokratycznym samorządzie adwokackim.