Od kilku dni cała Polska zastanawia się jak będzie wyglądało dostarczanie przesyłek z sądów i prokuratur przez Polską Grupę Pocztową. To ona zdobyła wart pół miliarda kontrakt na świadczenie tej usługi przez dwa lata. Sama nie ma tylu placówek, dlatego skorzysta m.in. z pomocy Ruchu. To w tych kioskach będzie można odbierać awizowaną korespondencję z sądów i prokuratur.
Okazuje się jednak, że umowa ta może stanąć pod znakiem zapytania. Poczta Polska zdecydowała się bowiem zaskarżyć do sądu wyrok Krajowej Izby Odwoławczej, uznający że PGP spełniała warunki przetargowe.
- Poczta Polska wykorzysta wszelkie, dostępne kroki prawne, by udowodnić swoje racje i przekonać, że obecnie jest jedynym podmiotem mogącym zapewnić bezpieczną realizację tak skomplikowanych zleceń, jak między innymi obsługa polskiego wymiaru sprawiedliwości – oświadczył Zbigniew Baranowski, rzecznik prasowy Poczty Polskiej.
Chodzi m.in. o wymóg zapewnienia co najmniej jednej placówki w każdej gminie.
Nie wiadomo jednak czy skarga w ogóle zostanie rozpozna. Jak dowiedział się nieoficjalnie DGP Poczta Polska wniosła opłatę sądową w wysokości 100 tys. zł. Tymczasem patrząc literalnie na przepisy powinna ona wynieść aż 5 mln zł, gdyż kontrakt opiewa na prawie 500 mln zł. Poczta Polska nie odpowiedziała nam na pytanie czy oznacza to, że będzie wnioskować o częściowe zwolnienie z kosztów.
Komentarze (18)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeGdy powszechnie konkurenci obniżają ceny (patrz np. operatorzy telefoniczni) Poczta Polska widziała swą rację bytu na uwalnianym rynku w podwyżkach. No to ma, co chciała!
A co do skuteczności doręczeń sądowych. Sędziom III RP, chyba z jeszcze większym nasileniem niż w PRL, nigdy nie zależało na rzetelności doręczeń (patrz: praktykowana fikcja doręczeniowa zastępująca powszechnie rzeczywiste zapewnienie doręczenia). Więc nic się w tej mierze nie zmienia.
Więc mnie tego monopolisty nie żal. Niech zdycha i zwalnia ludzi. Może w końcu pracownicy poczty nauczą się szanować swoją pracę i klientów. I może nie trzeba będzie już stać pół godziny w kolejce żeby odebrać jakiś marny świstek. Wcale nie uważam, że punkt odbioru przesyłek w kiosku czymś się różni od tzw. agencji pocztowej, która sprzedaje rajstopy...
A tak to i Listy sobie odbiorę i Kaszankie sobie kupie co je lubie bardzo...
Poza tym sklepowa mnie zna i dowodu jej pokazywac nie trzeba...co na Poczcie jest w normie.
Oczywiście to zart...ale jak widac ma to i dobre strony. Gorzej jak sklepowa udupcy te listy albo przez maszynke przekręci