Nie ma podstaw do wszczęcia postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów, którzy wstrzymali się od orzekania po lipcowej uchwale Sądu Najwyższego - mówi w wywiadzie dla DGP Antoni Górski, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.

Czy lipcowa uchwała SN stwierdzająca w sposób kategoryczny, że nikt więcej oprócz ministra sprawiedliwości nie może podpisywać decyzji o przeniesieniu sędziego na inne miejsce służbowe, była dla pana zaskoczeniem?

Nie, ponieważ już wcześniej były wyraźne sygnały świadczące o tym, że w ocenie sędziów SN resortowa praktyka polegająca na tym, że decyzje te podpisują podsekretarze stanu, może być niezgodna z prawem.

Co pan ma na myśli? Przecież Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi coś dokładnie przeciwnego: że do tej pory wszystko było jasne, bo w 2007 r. SN wydał uchwałę w pełnym składzie, w której stwierdził jasno, że taka praktyka resortu ma oparcie w przepisach. I że dopiero lipcowa uchwała 7 sędziów SN doprowadziła do rozbieżności w orzecznictwie.

Uchwała ta dotyczyła delegowania sędziego, a nie przeniesienia go bez jego zgody na inne miejsce służbowe. To były zupełnie inne stany faktyczne, więc o rozbieżności w orzecznictwie SN trudno było mówić. Pamiętajmy, że delegacja zazwyczaj odbywa się za zgodą sędziego, często wręcz jest przez niego pożądana. Tak więc ma ona zupełnie inny charakter i rodzi zupełnie inne skutki niż dokonane przez ministra w sposób władczy przeniesienie sędziego do innego sądu.

Skoro SN do tej pory nie wypowiedział się kategorycznie, że podsekretarze stanu nie mogą podpisywać decyzji o przenosinach sędziów, to minister nie miał chyba podstaw do tego, aby przypuszczać, że jest to niezgodne z prawem?

Ale mógł wykazać się większą ostrożnością w tej kwestii. Przypominam, że uchwała z 2007 r., na którą minister sam się przecież powołuje, dotyczyła delegacji za zgodą sędziego, a więc problemu o wiele mniej ważkiego ustrojowo niż przenosiny sędziego bez jego zgody. A mimo to o jej treści zadecydował tylko jeden głos, a zdania odrębne złożyło aż 26 sędziów.

Resort twierdzi, że jedynym sposobem na uzdrowienie tej sytuacji byłoby wydanie uchwały przez pełny skład SN.

Można się spodziewać, że I prezes Sądu Najwyższego wystąpi w najbliższym czasie o podjęcie takiej uchwały. Należy przypomnieć, że ustawową przesłanką do jej podjęcia jest istnienie rozbieżności w orzecznictwie sądów. Ostatnio w Izbie Karnej SN zapadł wyrok, w którym sędziowie uznali, że fakt zasiadania w składzie orzekającym sędziego, który został przeniesiony do innego sądu na podstawie decyzji podpisanej przez któregoś z zastępców ministra, nie stanowi bezwzględnej przesłanki odwoławczej, skutkującej nieważnością postępowania karnego. Byłby to pogląd sprzeczny ze stanowiskiem wyrażonym w lipcowej uchwale SN, a więc można byłoby mówić o zaistnieniu rozbieżności w orzecznictwie. Jednakże nawet jeżeli SN podejmie uchwałę w pełnym składzie, to nie oznacza, że zostaną rozwiązane wszystkie problemy. Nikt przecież nie wie, jakie będzie rozstrzygnięcie SN. Sędziowie są bowiem niezawiśli.

No tak, ale MS twierdzi, że SN musi wziąć na siebie odpowiedzialność za sytuację, która powstała po lipcowej uchwale. Czyli wydając uchwałę w pełnym składzie, powinien tak orzec, aby wszelkie problemy zostały rozwiązane.

Rozumiem, że ta sprawa wywołuje duże emocje, i to zarówno po stronie niektórych sędziów, jak i przedstawicieli resortu. Wypowiedź jednego z wiceministrów sugerującą sędziom SN, jak mają orzekać, uważam za niestosowną i składam na karb tych emocji.

Jakie więc pana zdaniem byłoby najlepsze rozwiązanie tej patowej sytuacji?

Mimo wszystko podpisanie decyzji o przeniesieniach sędziów z datą wsteczną, co sugerowała rada w swoim stanowisku. W uchwale lipcowej SN przyjął, powołując się na wcześniejsze swoje orzecznictwo, że decyzja o przeniesieniu sędziego na inne miejsce służbowe nie jest decyzją administracyjną, lecz swoistym aktem władczym, wydawanym nie w sprawie administracyjnej, lecz w sprawie ustrojowej. Nie rozstrzyga bowiem o prawach obywatela lub innego podmiotu, lecz o miejscu sprawowania władzy sądowniczej przez jej piastuna – sędziego. Idąc tym tropem rozumowania, można przyjąć, że dopuszczalne jest określenie w niej, od kiedy wywołuje skutek prawny; w wyjątkowym wypadku także z mocą wsteczną. Nie trzeba zaś chyba przekonywać, że mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową.

Ale resort twierdzi, że zrobić tego nie może, bo byłoby to niezgodne z prawem.

KRS posiada opinie dwóch konstytucjonalistów, z których jasno wynika, że jest to dopuszczalne. Pamiętajmy, w jak trudnej sytuacji znalazł się wymiar sprawiedliwości. Chodzi więc o jak najszybsze znalezienie wyjścia z niej, oczywiście zgodnego z prawem, a nie o udowadnianie sobie, kto ma rację, a kto się myli. Poza tym jeżeli minister uważa, że nie może antydatować decyzji, to należałoby je podpisać z datą bieżącą. Dzięki temu ci sędziowie, którzy postanowili nie orzekać, mogliby ze spokojnym sumieniem wrócić na sale rozpraw.

A jak pan ocenia postępowanie takich sędziów? Mają podstawy do wstrzymywania się od orzekania, czy nie?

Sędziowie są niezawiśli w rozumieniu i stosowaniu prawa. Jako przewodniczący KRS nie mogę więc w tym przypadku oceniać ich postępowania. To każdy sędzia musi rozsądzić we własnym sumieniu.

A pan co by zrobił?

Ja bym nadal orzekał. Ale mówię to jako sędzia, a nie jako przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.

Czy pana zdaniem są podstawy do wszczęcia postępowań dyscyplinarnych wobec tych sędziów, którzy odstąpili od orzekania? Bo takie obawy pojawiły się w środowisku.

Moim zdaniem nie ma. I to zarówno wobec tych, którzy wstrzymali się, jak i wobec tych, którzy nadal orzekają. Zgodnie z prawem o ustroju sądów powszechnych sędzia ponosi odpowiedzialność za błędne stosowanie przepisów tylko wówczas, kiedy przybiera ono postać oczywistej i rażącej obrazy prawa. Tymczasem w obecnej sytuacji trudno jest kategorycznie stwierdzić, która z tych dwóch postaw sędziowskich jest właściwa, a która nie.

KRS chce mediować z prezydentem i premierem w tej sprawie. Co rada chce w ten sposób osiągnąć?

Chcemy uzmysłowić obu najważniejszym przedstawicielom władzy wykonawczej powagę sytuacji oraz poprosić o zaangażowanie się i pomoc w znalezieniu wyjścia z niej.