Kryteria zaproponowane w prezydenckim projekcie nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 427), które mają decydować o tym, czy dany sąd powstanie, budzą wątpliwości I prezesa Sądu Najwyższego. Zastrzeżenia co do niektórych propozycji ma także Krajowa Rada Sądownictwa.
Chodzi o projekt, zgodnie z którym sąd rejonowy będzie tworzony, jeżeli w jego okręgu zamieszkuje 60 tys. obywateli, a roczny wpływ wynosi co najmniej 7 tys. spraw. Znieść jednostkę będzie można, gdy liczba spraw cywilnych, karnych oraz rodzinnych i nieletnich wpływających w ciągu kolejnych trzech lat nie przekroczy 7 tys. w ciągu roku.
I właśnie te kryteria podaje w wątpliwość Stanisław Dąbrowski, I prezes SN. W przesłanej do Sejmu opinii pyta, na jakiej podstawie jako punkt odniesienia przyjęto akurat 60 tys. mieszkańców i 7 tys. spraw. „Uzasadnienie projektu nie daje tutaj żadnych odpowiedzi, tymczasem wydają się to być wielkości ustalone arbitralnie, a więc siłą rzeczy są one wątpliwe. Dostęp obywatela do sądu jest kwestią rangi konstytucyjnej (art. 45 ust. 1 konstytucji) i nie może być oceniany jednowymiarowo” – podkreśla prezes Dąbrowski.
Jego zdaniem przy powoływaniu sądu należy również brać pod uwagę m.in. odległość siedziby sądu od poszczególnych miejscowości w okręgu sądowym.
Stanisław Dąbrowski ostrzega, że kryterium wpływu spraw jest bardzo zawodne. Projekt bowiem nie mówi, o jakiego rodzaju sprawy chodzi. A przecież nie wszystkie wymagają tyle samo pracy. „Konieczny nakład pracy sędziów, który realnie decyduje o szybkości i wynikach, można ocenić, jedynie bliżej badając okoliczności sprawy na podstawie akt” – wskazuje I prezes SN.
Projekt milczy na temat tego, w jaki sposób sprawy stanowiące kryterium tworzenia sądu miałyby być rejestrowane i wykazywane. A to stwarza pole do nadużyć. „Pewne kategorie spraw można stosunkowo łatwo dzielić w repertorium, w ten sposób niejako zawyżając statystykę” – ostrzega Dąbrowski. Dlatego też, jego zdaniem, „ilość rocznego wpływu stanowi tylko pozornie kategorię uniwersalną i łatwo porównywalną”.
I prezesowi SN nie podoba się również to, że ustawa ma charakter epizodyczny, gdyż stanowi bezpośrednią reakcję na kontrowersje wokół rozporządzenia ministra sprawiedliwości, na skutek którego z mapy polskiego sądownictwa zniknęło 79 mniejszych jednostek. „Skoncentrowano się na problemie funkcjonowania sądów rejonowych w małych miejscowościach (oczywiście społecznie i politycznie bardzo ważnym), natomiast opiniowany projekt nie daje niestety odpowiedzi na pytanie o to, w jaki sposób zagwarantować w przyszłości ogólną stabilność funkcjonowania sądów powszechnych” – podnosi.
I podkreśla, że dotychczasowe doświadczenia pokazują, że „problem doraźnego manipulowania siecią sądownictwa dotyka nie tylko organów na szczeblu podstawowym (sądów rejonowych – przyp. red.), ale i wyżej w hierarchii”.
Zastrzeżenia do prezydenckiego projektu zgłosiła również KRS. Jej zdaniem jedno z proponowanych rozwiązań może budzić wątpliwości konstytucyjne. Chodzi o artykuł, zgodnie z którym minister sprawiedliwości, dostosowując strukturę sądownictwa do wymogów projektu, będzie mógł przenosić sędziów bez ich zgody, jeżeli na skutek zmian okaże się, że sąd, w którym dotychczas orzekali, będzie zniesiony.
KRS zaznacza również, że lepszym rozwiązaniem byłoby przekazanie uprawnienia do znoszenia i tworzenia sądów prezydentowi; a sądy apelacyjne byłyby tworzone nie rozporządzeniem, ale ustawą.
I choć zarówno I prezes SN, jak i KRS doceniają inicjatywę prezydencką i podkreślają, że wzmocni ona niezależność sądów, to jednak podtrzymują stanowisko, że najlepiej byłoby, gdyby o mapie polskiego sądownictwa decydował akt rangi ustawowej, a nie rozporządzenie ministra sprawiedliwości.
Nie wiadomo, skąd się wzięły kryteria akurat 60 tys. mieszkańców i 7 tys. spraw rocznie

Etap legislacyjny

Projekt skierowano do prac w komisji sejmowej