Wspólne organizowanie przetargów pozwala na spore oszczędności. Może jednak odbić się na małych i średnich firmach, które stracą zlecenia. Dlatego też nie wszystkie zamówienia należy łączyć.
Dziennik Gazeta Prawna

Trwa ładowanie wpisu

Zapowiadane przez rząd wojewódzkie centra usług wspólnych mają się zająć m.in. organizowaniem przetargów dla organów administracji zespolonej. Dzisiaj każda wojewódzka inspekcja ma własne osoby zajmujące się zamówieniami publicznymi i udziela ich na własną rękę. Po reformie w imieniu każdej z nich zajmą się tym urzędnicy zatrudnieni w centrum. Pozwoli to również na grupowanie zakupów. Zamiast kilkunastu odrębnych przetargów na papier do drukarek będzie jeden. A nie od dzisiaj wiadomo, że im większe zamówienie, tym firmy są w stanie bardziej zejść z ceny.
To właśnie w tym celu przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów powołano Centrum Usług Wspólnych (CUW). Organizując przetargi w imieniu całej administracji centralnej, jest w stanie uzyskać dużo lepsze ceny. Dla przykładu – w 2011 r. przeprowadziło ono przetarg na usługi telefoniczne dla 107 jednostek państwowych. Efekt? Cena o 60 proc. niższa od początkowych szacunków. Oszczędności tylko na tym jednym zamówieniu wyniosły ponad 31 mln zł.

Niewiele zleceń

Niestety, efekty pracy CUW są coraz mniej widoczne. Ostatni komunikat, w którym Centrum Informacyjne Rządu chwaliło się oszczędnościami poczynionymi przez tę jednostkę, pochodzi z 2011 r. Większość ostatnich przetargów została zaś przeprowadzona nie w imieniu innych jednostek administracji, ale na potrzeby samego CUW. Teoretycznie powinno ono zamawiać na potrzeby administracji przynajmniej 10 kategorii produktów (np. paliwo, samochody, meble) i 16 kategorii usług (np. ochrona mienia, dostęp do internetu, usługi kurierskie, serwis pogwarancyjny samochodów). Niestety, wiele jednostek nie przekazuje centrum zapotrzebowania na te produkty i usługi, a później kupuje je samodzielnie.
– Większość zamawiających nie robi planów zamówień publicznych. A idea centralnych zamówień jest realizowana tylko wtedy, gdy kilkanaście czy kilkadziesiąt zakupów jest połączonych w jedno. Bez tego nie da się osiągać założonych celów – tłumaczył na zorganizowanej przez Fundację Republikańską konferencji poświęconej zamówieniom publicznym Piotr Zatyka, były wiceprezes Urzędu Zamówień Publicznych.
Uczestniczył on w tworzeniu przepisów dotyczących centralnego zamawiającego. To na ich podstawie powołano później CUW. Umocowanie prawne centrum to zarządzenie nr 16 prezesa Rady Ministrów z 30 marca 2011 r. w sprawie wskazania centralnego zamawiającego do przygotowywania i przeprowadzania postępowań o udzielenie zamówienia publicznego, udzielania zamówień oraz zawierania umów ramowych na potrzeby jednostek administracji rządowej. Ostatnio jeden z czytelników DGP zwrócił uwagę, że nigdy nie zostało ono ogłoszone w publicznym publikatorze. Czy w związku z tym CUW w ogóle ma podstawę prawną do działania?
– Zgodnie z art. 10 ust. 1 pkt 2 ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 197, poz. 1172 z późn. zm.) powinno ono zostać opublikowane w Monitorze Polskim – przyznaje Witold Sławiński, prawnik w kancelarii Wierzbowski Eversheds.
– Nie oznacza to jednak, że zarządzenie nie obowiązuje. Zarządzenia prezesa Rady Ministrów nie są bowiem wymienione w art. 88 ust. 1 konstytucji, co oznacza, że nie są aktami prawnymi, których obowiązywanie jest uzależnione od ogłoszenia – zaznacza.

Sądy oszczędzają

Od ubiegłego roku, decyzją ministra Jarosława Gowina, centralizacja objęła również zamówienia dla wymiaru sprawiedliwości. Wcześniej każdy sąd robił zakupy oddzielnie. Teraz wiele z nich jest udzielanych za pośrednictwem Sądu Apelacyjnego w Krakowie.
Powołane przy nim Centrum Zakupów dla Sądownictwa od maja do grudnia 2012 r. przeprowadziło sześć przetargów. Oszczędności z tytułu centralizacji szacowane są na ponad 71 mln zł (17 proc.). Ich wielkość zależała od tego, co kupowano. Na usługach telefonicznych oszczędzono aż 40 proc. w stosunku do tych samych usług kupowanych wcześniej, na samochodach ok. 27 proc. w stosunku do cen katalogowych, ale już na zakupie paliwa do nich (na podstawie kart flagowych) – 1,5 proc.
Liczby te nie wszystkich przekonują. Poseł SLD Jacek Czerniak, skierował nawet interpelację w tej sprawie. Pytał w niej, czy zbadano wprowadzony projekt pod kątem „nieuczciwej gry lukratywnymi zamówieniami dla sądów”. Dziwiło go też, dlaczego centrum ulokowano akurat w Krakowie, okręgu wyborczym ministra Gowina.
– Zadecydowały o tym wyłącznie względy merytoryczne. Sąd Apelacyjny w Krakowie przez lata z powodzeniem wykonywał czynności związane ze zlecaniem druku i dystrybucją znaków opłaty sądowej dla wszystkich sądów i od dłuższego czasu prowadzi z sukcesem wspólne zakupy dla sądów z obszaru podległej apelacji – odpowiedział Stanisław Chmielewski, sekretarz stanu w MS.
Jego zdaniem trudno mówić o większym ryzyku korupcyjnym, skoro centralne zamówienia podlegają procedurom przewidzianym w ustawie – Prawo zamówień publicznych (t. j. Dz.U. z 2010 r. nr 113, poz. 759 z późń. zm.; dalej: p.z.p.).

Uwaga na mniejszych

Zgodnie z założeniami przepisów o centrach usług wspólnych niebawem centralizacja ma zejść niżej – do województw. Co więcej – nic nie stoi na przeszkodzie, by zbiorczych zamówień udzielało kilka czy kilkanaście gmin razem. Możliwość taką przewiduje art. 16 p.z.p., który mówi o wspólnym przeprowadzaniu przetargów przez wielu zamawiających.
Pytanie tylko, czy to dobry pomysł? Uczestnicy zorganizowanej przez Fundację Republikańską konferencji mieli co do tego poważne wątpliwości.
– Jesteśmy na takim etapie rozwoju, że państwo powinno wspierać małe i średnie firmy, a te zawsze będą przegrywać w walce o duże zamówienia – uważa Ewa Wiktorowska, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Konsultantów Zamówień Publicznych.
– Rynek publiczny jest stworzony z podatków, te zaś w dużej mierze płacą właśnie mali i średni przedsiębiorcy. Jeśli ich zniszczymy, nie będziemy mieć podatków – dodaje.
Podobnego zdania jest Artur Brodowski, wiceprezydent Otwocka.
– Gminy, które zdecydowałyby się na centralizację zamówień, zachwiałyby całym systemem. Mali i średni przedsiębiorcy to główni zasilający budżet gminny – potwierdza.
Dostrzega on jedynie dwie branże, w których gminy mogłyby rozważać wspólne zamówienia. Chodzi o dostawy prądu i usługi telefoniczne. Tu bowiem oferty może złożyć zaledwie kilku dużych graczy. Nie ma więc ryzyka, że mniejsi ucierpią, a dzięki większej skali zamówienia gminy będą mogły wynegocjować lepsze ceny.

Współpraca się opłaca

Eksperci uważają, że o centralizacji zamówienia powinno więc decydować to, co chce się kupić i kto jest to w stanie zaoferować. Tam, gdzie zamawiający są zdani na duże koncerny, jest to wskazane.
– Na Dolnym Śląsku można ostatnio zaobserwować oddolną akcję szpitali. Łączą one zamówienia na leki i odczynniki. W ten sposób mogą przeciwstawić się zawyżaniu cen przez globalne koncerny – przekonuje Arkadiusz Szyszkowski, doktorant w Polskiej Akademii Nauk.
Grupowanie zamówień nie musi zresztą odbywać się ze szkodą dla mniejszych graczy.
– Racjonalny zamawiający pozwoli na składanie ofert częściowych. Małe i średnie firmy będą wówczas mogły ubiegać się o mniejsze elementy zamówienia – twierdzi Paweł Przychodzeń, ekspert Fundacji Republikańskiej, który przed laty organizował pierwsze wspólne przetargi rządowe.
– Jeśli zaś skala zamówienia przerasta małą firmę, to może ona zawiązać konsorcjum z innymi i w ten sposób nawiązać walkę z większymi przedsiębiorstwami – dodaje.
Jego zdaniem plusem centralizacji jest nie tylko zmniejszanie wydatków, ale także ich racjonalizacja.
– Pozwala ograniczyć władztwo poszczególnych instytucji – zauważa Paweł Przychodzeń. Jako przykład podaje postępowanie na zakup samochodów dla całej administracji centralnej. Gdy przeprowadzano analizę ekonomiczną i ustalono, że jest sens wymieniać samochody, które mają co najmniej siedem lat, okazało się, że trzeba ich kupić o jedną trzecią mniej, niż wynikało to z pierwotnego zapotrzebowania.
Centralizacja nie musi być też rozumiana jako grupowanie samych zamówień.
– Współpraca może ograniczyć się do etapu przygotowania przetargu. Grupa zamawiających może zebrać się po to, by wspólnie zapłacić za dokumentację, która później zostanie wykorzystana w odrębnych postępowaniach prowadzonych przez każdego z nich osobna – podpowiada Ewa Wiktorowska.