Przez niedopatrzenie ustawodawcy e-mytem objęto nie tylko samochody ciężarowe i autobusy, lecz także osobówki z przyczepami kempingowymi i kampery. Teraz nikt wycofać się nie chce, bo straci na tym fiskus.
Rejestracja w systemie viaTOLL / Dziennik Gazeta Prawna
Od 1 lipca 2011 r., kiedy ruszył system elektronicznego poboru opłat za przejazd drogami płatnymi, do końca 2012 r. kierowcy samochodów osobowych z przyczepkami zapłacili 24,7 mln zł z tytułu e-myta.
– W tym samym czasie łączne przychody z tytułu pobranych opłat od użytkowników wszystkich kategorii pojazdów wyniosły 1,34 mld zł – mówi Dorota Prochowicz z firmy Kapsch, operatora systemu viaTOLL.
Tak więc użytkownicy aut osobowych z przyczepkami wygenerowali 2 proc. kwoty, która została przekazana na konto Krajowego Funduszu Drogowego. Te 2 proc. to premia, jaką budżet uzyskał dzięki błędnej nowelizacji ustawy o drogach publicznych (t.j. Dz.U. z 2013 r., poz. 260) sprzed czterech lat.

Bardziej niż dyrektywa

Ustawa zastępowała system winietowy nowoczesnym systemem e-myta. Tyle że obowiązek wykupywania winiet za przejazd po określonych drogach odnosił się jedynie do samochodów ciężarowych i autobusów. W uzasadnieniu projektu ustawy stwierdzono, że „przewiduje (on) możliwość objęcia systemem opłaty elektronicznej tych samych kategorii pojazdów, które są objęte systemem winietowym (pojazdy ciężarowe o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 3,5 t oraz autobusy)”.
– Zatem sam ustawodawca nie miał zamiaru objęcia systemem elektronicznego poboru opłat zespołu pojazdów składającego się z samochodu osobowego i przyczepy, którego łączna dopuszczalna masa całkowita przekracza 3,5 tony. Niestety, błędna redakcja przepisów, w szczególności art. 13 ust. 1 pkt 3 ustawy o drogach publicznych w związku z art. 2 pkt 33 ustawy – Prawo o ruchu drogowym, spowodowała niezgodny z intencją ustawodawcy obowiązek opłacania e-myta i co za tym idzie, możliwość nakładania mandatów za brak jego uiszczenia – wyjaśnia Przemysław Ruchlicki, ekspert Krajowej Izby Gospodarczej.
W rezultacie doszło do kuriozalnej sytuacji, w której systemem e-myta objęto niektóre samochody osobowe z przyczepą, ale już lekkich ciężarówek, których dmc nie przekracza 3,5 tony – nie. Tymczasem zgodnie z dyrektywą Parlamentu Europejskiego i Rady nr 1999/62/WE z 17 czerwca 1999 r. opłatami powinny być objęte te pojazdy, które są przeznaczone do przewozu towarów.
– Trzeba jednak pamiętać, że dyrektywa nie ogranicza przy tym poszczególnych państw w określeniu dodatkowych kategorii pojazdów, od których mają być pobierane opłaty. I choć przepisy ustawy o drogach publicznych są bardziej restrykcyjne niż sama dyrektywa, to gdyby ustawodawca zdecydował, że chce pobierać opłaty od wszystkich kategorii pojazdów łącznie z motocyklami, to ma do tego prawo – zauważa Przemysław Ruchlicki.

Kosztowny błąd

W ten sposób oprócz TIR-ów i autobusów opłaty za korzystanie z autostrad, dróg ekspresowych i niektórych dróg krajowych muszą ponosić kierowcy wszystkich aut, których dopuszczalna masa całkowita łącznie z przyczepką przekracza 3,5 tony. A więc np. turyści jadący na wakacje z łódką czy kajakami, przyczepką kempingową czy podróżujący kamperami.
Zdaniem mec. Pawła Judka z poznańskiej kancelarii Działyński i Judek objęcie tej kategorii pojazdów opłatami z tytułu e-myta jest niezgodne z samą ideą ich pobierania.
– Chodzi przecież o obciążenie kosztami utrzymania dróg pojazdów, które w znacznie większym stopniu naruszają infrastrukturę drogową. I przedsiębiorców, którzy wykorzystują drogi jako miejsce pracy i na korzystaniu z nich zarabiają. Żadna z tych okoliczności nie odnosi się do pojazdów osobowych z przyczepami – argumentuje mec. Judek.
Z dodatkowych 25 mln zł wpływów, które z założenia mają być przeznaczone na budowę dróg, należy się cieszyć. Wie o tym zwłaszcza minister finansów, który zablokował przepisy kolejnej nowelizacji ustawy o drogach publicznych, zmierzające do zwolnienia z opłat za osobówki z przyczepkami (zwolniono jedynie samochody konstrukcyjnie przystosowane do przewozu osób niepełnosprawnych).
Jednak te blisko 25 mln zł pochodzi z kieszeni kierowców, przede wszystkim jadących na wakacje, co cieszy jakby mniej. Mało tego, szczególnie w początkowym okresie działania systemu nie byli oni świadomi tego, że ciąży na nich obowiązek wnoszenia opłat za przejazd, rejestracji w systemie viaTOLL etc. O tym, że nieznajomość prawa szkodzi, przekonywali się, gdy Główna Inspekcja Transportu Drogowego nakładała karę administracyjną w wysokości 3 tys. zł.
– 15 proc. ukaranych kierowców stanowili turyści z zagranicy. To kiepska wizytówka dla Polski – twierdzi Przemysław Ruchlicki z KIG.

Odpływ turystów

Zwłaszcza że – jak przypomina Michał Szeftel, prezes Polskiej Federacji Campingu i Caravaningu – Polska jest jedynym krajem w Europie, który pobiera e-myto od turystów.
– Wszędzie na świecie zestawy turystyczne są z tej opłaty zwalniane, tylko nie u nas. 25 mln zł to w skali kraju śmiesznie niskie dochody, ale przepisy je wprowadzające powodują niepotrzebne zamieszanie, utrudnienia i pretensje; nie tylko kierowców, ale i branży turystycznej. W sierpniu odbędzie się w Polsce Międzynarodowy Zlot Campingu i Caravaningu i mamy mnóstwo zapytań od turystów, którzy chcą przyjechać z przyczepkami, karawanami czy motokarawanami właśnie o ten nieszczęsny viaTOLL – irytuje się Michał Szeftel.
Z szacunków Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej wynika, że w Polsce ok. miliona osób uprawia aktywnie karawaning, a kolejne 500 tys. stanowią turyści przyjeżdżający do nas z zagranicy.
– Będzie ich coraz mniej. W ubiegłe wakacje ich liczba spadła o co najmniej 20 proc. – twierdzi prezes PFCC.
Pomijając wysokie kary za brak urządzenia do pobierania opłat (3 tys. zł), to nie koszty korzystania z dróg stanowią przyczynę, z powodu której zagraniczni turyści wybierają kempingi na Słowacji czy w Czechach. Jeszcze bardziej od korzystania z polskich dróg płatnych odstrasza konieczność wcześniejszej rejestracji w systemie viaTOLL. Dopiero po podpisaniu umowy, doładowaniu konta i otrzymaniu viaBOX można jechać dalej. Potrzebna jest do tego cała lista dokumentów (patrz ramka). Pytanie, po co to wszystko turyście, któremu urządzenie przyda się dwa razy w życiu: w podróży w tę i z powrotem.

Uprościć zasady

– Zasady rejestracji pojazdów osobowych z przyczepami lub kamperów, których dmc przekracza 3,5 t, w systemie viaTOLL są analogiczne jak w przypadku pojazdów ciężarowych. Z kolei rzeczywista liczba dokumentów, które należy dołączyć do umowy, jest mniejsza – zapewnia Dorota Prochowicz, rzeczniczka operatora.
– Właściciele kamperów lub osoby chcące podróżować wynajętym pojazdem tego typu przedstawiają przy rejestracji jedynie dowód rejestracyjny pojazdu, dowód osobisty osoby rejestrującej i umowę najmu, która jest standardowym dokumentem w przypadku wypożyczania samochodu, a także ewentualnie dokument poświadczający klasę emisji spalin, jeśli nie jest wskazana w innych dokumentach – precyzuje przedstawicielka Kapscha.
Oczywiście nie odnosi się to do pojazdów, które są zarejestrowane na firmę. I choć w Polsce coraz więcej firm oferujących wynajem kamperów ma już podpisaną umowę z operatorem systemu viaTOLL i wypożycza pojazd z viaBOX-em, to problemu z przyczepami to nie rozwiązuje.
Rozwiązaniem byłoby wprowadzenie dla okazjonalnych użytkowników dróg możliwości opłacania e-myta bez konieczności rejestracji w systemie. W Austrii kierowcy przejeżdżający tranzytem przy wjeździe na drogę płatną płacą za przejazd z góry oraz kaucję za urządzenie do naliczania opłat, które oddają, zjeżdżając z drogi płatnej. Co stoi na przeszkodzie, by takie ułatwienie wprowadzić w Polsce? Zdaniem Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad – prawo.
– Żadna modyfikacja nie jest możliwa bez zmiany prawa – twierdzi Urszula Nelken, rzeczniczka GDDKiA.
W opinii KIG trzeba zlikwidować praprzyczynę problemów.
– System do poboru opłat powinien być jednolity. Dlatego obawiałbym się takiego dłubania i tworzenia wyjątków dla jakiejś wybranej kategorii pojazdów, bo to by tylko jeszcze bardziej skomplikowało procedury. Najprościej byłoby naprawić pierwotną pomyłkę i zwolnić auto osobowe z opłaty. Niestety, okazało się, że pomyłka przynosi konkretne przychody, i chyba tak już zostanie – podsumowuje Przemysław Ruchlicki.