Oto dziennikarz jednej ze stacji telewizyjnych wybiera się do Sejmu, by pytać posłów, czy słusznie postąpił sąd, uchylając areszt tymczasowy zastosowany wcześniej wobec kobiety podejrzanej o spowodowanie śmierci własnego dziecka.
Areszt został zamieniony na obowiązek meldowania się regularnie na policji. Aktualnie podejrzana zniknęła, na razie nie wiadomo, co się z nią dzieje, ale dziennikarz uznał, że najlepiej będzie pytać właśnie posłów o ocenę działania sądu w tej sprawie.
Podstawia więc sitko spotkanemu na korytarzu przedstawicielowi większości rządowej, ten na szczęście mówi przynajmniej, że nie ma pojęcia o tej sprawie, ale kolejna rozmówczyni, tym razem z opozycji, już wie – sąd nie powinien uchylać aresztu...
Nie wiadomo jeszcze, co się z ową podejrzaną dzieje, może się ukrywa, może uciekła za granicę, a może ktoś ją porwał, może sama padła ofiarą czyjegoś przestępstwa. Nieważne – grunt, że pani poseł, w zamierzchłych czasach notabene kuratorka sądowa, a nawet wiceminister (wiceministra) sprawiedliwości, wie z góry, co miał zrobić sąd: powinien mianowicie aresztu nie uchylać.
Chciałoby się powiedzieć: a pilnujże, szewcze, kopyta... Może sąd postąpił właściwie, a może się pomylił. Może źle ocenił sytuację, a może jednak dobrze. Od oceny decyzji sędziego są odpowiednie organy i wypracowane przez wieki procedury – po to mamy policję, prokuratorów, sędziów, by działali w konkretnych sprawach w naszym imieniu i niejako za nas. Po to się ich kształci, utrzymuje cały ten aparat, w tym także armię wizytatorów kontrolujących sędziów liniowych.
Całe to zamieszanie medialne wokół wałkowanego od miesięcy smutnego przypadku nie służy z pewnością postępowaniu w tej sprawie. Rozmowa z posłami niczego nie wyjaśniła, nie poszerzyła naszej wiedzy w żadnym stopniu, nie dowiedzieliśmy się z tych rozmów niczego, czego wcześniej nie wiedzieliśmy. Trudno też uznać, że był to rodzaj dziennikarstwa śledczego, które generalnie jest oczywiście potrzebne, ale żeby miało w ogóle jakiś sens, musi zmierzać do wykrycia pewnej prawdy albo przynajmniej nowej okoliczności rzucającej światło na całość sprawy. Nic z tych rzeczy – no bo co do toczącej się sprawy karnej może wnieść poseł przypadkowo spotkany na korytarzu sejmowym?
Po co się więc tego posła pyta akurat w tej sprawie? Żeby go skompromitować, wykazując na oczach widzów brak jakiejkolwiek jego wiedzy i kompetencji do wypowiadania się na taki temat? Chyba jednak takiego celu sobie dziennikarz tym razem nie stawiał. To, że parlamentarzyści mają parcie na szkło, dobrze wiemy. Muszą być stale obecni w mediach, by wyborcy o nich nie zapomnieli. To jasne, ale czego dziennikarz szuka w parlamencie akurat tej sprawie?
Gdyby jeszcze w programie poinformowano, co się dzieje w przypadku, gdy podejrzany lekceważy nałożony na niego obowiązek meldowania się o określonej porze, gdyby starano się pokazać, jak w tej chwili działa policja we współpracy z sądem i prokuraturą, może można by przy tej okazji coś powiedzieć na przykład o europejskim nakazie aresztowania, jeśli zachodzi podejrzenie, że podejrzana kraj opuściła – po to, by niepokojoną od miesięcy tą sprawą opinię publiczną jakoś uspokoić. Gdzie tam...
Chyba mieliśmy tu po prostu do czynienia ze zwykłą głupotą, bo mało powiedzieć, że tylko z brakiem profesjonalizmu, zarówno dziennikarza i jego redakcji, która takie polowanie na posła czy posłankę zaakceptowała, jak i samej posłanki, która postanowiła zabawić się w sędziego, choć nawet nie widziała akt w tej sprawie.
Dziennikarz telewizji informacyjnej idzie do Sejmu, by pytać posłów, czy słusznie postąpił sąd, uchylając areszt wobec pewnej kobiety. A posłowie odpowiadają, choć nie znają sprawy. Nazwać to brakiem profesjonalizmu to mało