Wakacje mają swoje prawa. Nie czyta się prasy regularnie, telewizji nie ogląda zwykle w ogóle. Ma to błogosławiony wpływ na stan ducha, a także ciała – niknie w ten sposób pretekst do bezczynnego zapadania w bezruch. Chyba jednak nie tylko ja rzucam się na gazety, np. w samolocie, po dłuższym pobycie za granicą – jakbym miał się z nich dowiedzieć nie wiadomo czego.
Ale swego czasu uświadomiłem sobie, że z powodu nieczytania prasy nic szczególnie dotkliwego mnie nie spotyka. Po prostu wstaje się następnego dnia do roboty i jakbyśmy nigdy stąd nie wyjeżdżali. Są oczywiście wyjątki, ale bez przesady.
Niemniej jednak warto czasami wrócić do nieprzeczytanych na bieżąco tekstów. Właśnie zwrócono mi po urlopie uwagę na materiał Ewy Siedleckiej z połowy lipca w „Gazecie Wyborczej” pod tytułem „Trybunał Konstytucyjny: Jest nowy sędzia. I stare problemy”.
Powstał pod bardzo doświadczonym piórem. Autorka spędziła (i mam nadzieję, że nadal spędza) wiele dni w naszym sądzie konstytucyjnym, rzetelnie, acz niebezkrytycznie relacjonując rozprawy i ich efekty.
Nie chodzi w końcu o to, by pisać na kolanach na temat działalności tej podstawowej dla demokracji i praw człowieka instytucji – ważna jest przecież bardzo społeczna percepcja orzeczeń, które trzeba najpierw przetłumaczyć z polskiego na nasze, a raczej z naszego (trybunalskiego) na polski.
Nikt też nie powiedział, że Trybunał Konstytucyjny jest nieomylny i że zasiadają w nim same prawnicze geniusze rozwagi i koryfeusze wiedzy.
Nieraz pani Ewa Siedlecka dzielnie broniła pozycji trybunału przed atakami polityków i dziennikarzy nierozumiejących, po co po II wojnie światowej wszystkie zachodnie kraje demokratyczne wprowadzały sądy konstytucyjne do systemu ustrojowo-prawnego. Ale tym razem zabrzmiała jakby innym tonem. We wspomnianym artykule czytamy: „Po raz kolejny pojawił się problem z pytaniami o poglądy.
Podczas przesłuchań kandydata – zarówno przed sejmową komisją sprawiedliwości, jak i podczas Obywatelskiego monitoringu (...) – prof. Kieres unikał odpowiedzi na część pytań, tłumacząc, że zdradzając swoje poglądy, np. na prawną dopuszczalność związków partnerskich, musiałby się potem wyłączyć z sądzenia tych spraw, gdyby trafiły do trybunału.
Debata nad kandydatami bez debaty nad ich poglądami jest absurdem. Co ma nas interesować w kandydatach? Ich upodobania kulinarne czy muzyczne?”.
Generalnie nie zgadzam się z takim ujęciem problemu. Pamiętać musimy, że narady nad wyrokami są tajne – o czym często zapominamy. Czasami tylko sędziowie ujawniają wprost swoje poglądy niejako ex post, decydując się na zgłoszenie zdania odrębnego.
Ale to ich dobre prawo, choć uważa się np. w europejskim Trybunale Sprawiedliwości, że zdania odrębne osłabiają wymowę wyroku, a poza tym mogłyby zdradzać niejako przed rządami delegującymi sędziów do tego sądu, poglądy ich autorów, co mogłoby wytworzyć swoistą presję na udowadnianie – poprzez manifestację swoich poglądów w zdaniach odrębnych – że skierowanie tego konkretnego sędziego do Luksemburga nie było pomyłką.
Te uwagi niemal bezpośrednio da się przenieść na relację parlament krajowy – sędzia konstytucyjny.
Krótko mówiąc – wszelka presja na sędziów poprzez przymuszenie ich do opowiedzenia się przed rozpatrywaniem konkretnej sprawy do zajęcia wobec niej stanowiska nie jest korzystna dla niezawisłości sędziowskiej.

Poglądy nie są ważne – nikt się z nimi nie rodzi raz na zawsze

Zamiast pytać kandydatów na sędziów, jak zachowają się w konkretnym przypadku, lepiej pogrzebać w ich wcześniejszych wypowiedziach, artykułach i poprosić o ustosunkowanie się do głoszonych w nich tez w nowym kontekście. To jest, ma się rozumieć, niełatwe i wymaga dużego nakładu pracy. Ale tak jest zdecydowanie lepiej.
Pamiętajmy też, że jeśli udawało się czasami mediom utrącić jakiegoś kandydata na stanowisko sędziego konstytucyjnego, działo się tak nie ze względu na jego poglądy, ale z uwagi na odkryte fakty, świadczące o braku merytorycznych czy moralnych kwalifikacji, by takie stanowisko pełnić.
To coś znacznie ważniejszego niż poglądy, które zresztą mogą być zmienione – nikt się z nimi nie rodzi raz na zawsze.
Zgadzam się natomiast z Autorką, że prof. Kieres ma wszelkie kwalifikacje do zasiadania w Trybunale Konstytucyjnym i moim zdaniem bardzo się tam przyda. A chyba nasza św. Ewa od Trybunału, jak o niej myślę, zgodzi się ze mną, że prof. Wieruszewski, gdyby sędzią TK został, czego bardzo mu życzę, nie byłby tam sztandarową postacią partii, która skłonna była go tam zgłosić.