Joe McNamee – dyrektor koalicji 28 organizacji społecznych z 18 krajów UE zwalczających ACTA EDRI (European Digital Civil Rights Initiative). Był przez 11 lat konsultantem brytyjskiej firmy telekomunikacyjnej CompuServe, gdzie wyspecjalizował się w analizach prawnych projektów IT.
Wydawało się, że mamy definitywny koniec ACTA po odrzuceniu jej przez Parlament Europejski. Czy rzeczywiście Komisja Europejska może ten protest zlekceważyć i w umowie z Kanadą wprowadzić te same przepisy tak, żeby nikt się nie zorientował? Odpowiedzi udziela Joe McNamee.
Wydawało się, że mamy definitywny koniec ACTA po odrzuceniu jej przez Parlament Europejski. Czy rzeczywiście Komisja Europejska może ten protest zlekceważyć i w umowie z Kanadą wprowadzić te same przepisy tak, żeby nikt się nie zorientował? Odpowiedzi udziela Joe McNamee.
Joe McNamee: To nie jest dla mnie szczególnie zaskakujące. KE już przed debatą nad ACTA próbowała te same rozwiązania wprowadzić w innym sposób, m.in. w ramach porozumień OECD. I teraz też do tego wraca. Moim zdaniem Komisja po prostu liczy na to, że Parlament Europejski zapomni o tym, co sam uchwalił.
Dlatego ratyfikacja porozumienia CETA zostanie odłożona do 2014 roku, kiedy w wyborach zostanie wyłoniony nowy europarlament. Z tego samego powodu KE zwróciła się do Trybunału Sprawiedliwości UE z prośbą o uznanie, czy ACTA jest w świetle unijnego prawa aktem legalnym, czy nie. To będzie dodatkowy argument, aby przekonać eurodeputowanych do ratyfikacji.
Czy umowa z Kanadą jest jedynym porozumieniem, dzięki któremu ACTA może zostać wprowadzona tylnymi drzwiami?
Wszystkie porozumienia handlowe, które forsują Stany Zjednoczone, będą teraz zawierały takie przepisy. Jednym z przykładów jest umowa o partnerstwie transpacyficznym (TPPA), którą Waszyngton negocjuje m.in. z Australią i Nową Zelandią i która potem będzie wiązała Unię z tymi państwami.
Czy umowy handlowe to jedyne pole batalii o ACTA?
Komisja Europejska ma tu inną potężną broń: przegląd dyrektywy o wdrażaniu ochrony praw intelektualnych (IPRED) z 2004 roku, która działa źle i wymaga dostosowania do charakteru współczesnych mediów elektronicznych. To znakomita okazja dla Brukseli, aby wpisać przy tej okazji wiele rozwiązań ACTA.
Projekt nowej dyrektywy ma być gotowy w drugim kwartale 2013 roku. Komisja forsuje także projekt dobrowolnego zaostrzenia kontroli wymiany internetowej przez operatorów sieci w imię oczywistych, ale bardzo szeroko rozumianych programów walki z terroryzmem czy przeciwdziałania przemocy wobec dzieci.
Które rządy państw Unii popierają taką strategię?
Oficjalnie żadne. ACTA wywołała takie oburzenie społeczne, że nikt nie chce teraz się wychylać. Irlandzki minister odpowiedzialny za negocjacje ostatnio wręcz się wypierał, że złożył podpis pod ACTA, zrzucając odpowiedzialność na ambasadora, który przecież działał tylko w ramach zleconych mu kompetencji.
To dlaczego KE tak bardzo zależy na ACTA?
W Komisji też nie ma w tej sprawie jednomyślnego stanowiska. Z moich źródeł wiem, że Jose Manuel Barroso był wściekły na Karela De Guchta (komisarz ds. handlu) za sposób, w jaki negocjował tę sprawę. Nie podoba się to także Nellie Kroes i Viviane Reding. Jednak ze względów ambicjonalnych tę batalię De Gucht chce wygrać. A przede wszystkim ogromną presję w tej sprawie wywierają na Brukselę Stany Zjednoczone.
W końcu na przyjęciu ACTA mogą bardzo dużo wygrać, bo to z USA pochodzą wszyscy wielcy operatorzy internetu, wyszukiwarek czy systemów płatności. De Gucht od początku fatalnie negocjował w tej sprawie z Amerykanami: Europa nie uzyskała nic, nawet przestrzegania przepisów o ochronie środowiska przy niszczeniu na granicy podrobionych towarów.
Komisji zapewne nie uda się przeforsować wszystkich przepisów ACTA. Na wdrożeniu których przepisów zależy jej najbardziej?
Tych, które pozwalają prywatnym koncernom na samodzielne wdrażanie regulacji o ochronie własności intelektualnej. Co to może oznaczać, doświadczył już WikiLeaks – choć portal formalnie nie został o nic oskarżony, stracił domenę internetową, hosting, możliwości dokonywania płatności. Jeśli Bruksela postawi na swoim, każdy, kto narazi się Google’owi, Visie czy MasterCard, wypadnie z internetowego rynku.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama