Umowa CETA (Comprehensive Economic and Trade Agreement) to negocjowane między Kanadą i Unią Europejską porozumienie, dotyczące m.in. wolnego handlu, ochrony praw własności intelektualnej i walki z podróbkami.
Po ujawnieniu fragmentów z lutowej wersji umowy CETA stał się Pan znany jako człowiek, który zdemaskował próbę wprowadzenia "ACTA II" tylnymi drzwiami.
Michael Geist: Myślę, że ludzie spoza Europy nie doceniają w pełni tego, jak ważnym tematem politycznym stała się ACTA. To dobrze, że opinia publiczna jest wciąć aktywnie zaangażowana w ten temat, biorąc pod uwagę próby wykorzystania podobnych przepisów w CETA.
Wcześniejsze wycieki fragmentów CETA nie zawierały języka wziętego dokładnie z ACTA. Zmiana w tym kierunku jest bardzo niepokojąca. Chociaż Komisja Europejska mówi, że niektóre z tych przepisów będą usunięte, bardziej odpowiednie byłoby po prostu wykreślenie całego rozdziału dotyczącego własności intelektualnej.
ACTA stała się ważnym tematem w Europie na początku roku, w wielu miastach, w tym w Warszawie, mogliśmy obserwować uliczne demonstracje przeciwników tej umowy. Ruch zwalczający podobne przepisy jest silny także w Stanach Zjednoczonych. Jak to wygląda w Kanadzie?
W Kanadzie słychać było głosy przeciwko ACTA, jednak nie była to taka skala jak w Europie. Działo się tak nie bez przyczyny. Przede wszystkim Kanada była w trakcie wprowadzania własnej reformy prawa autorskiego i to ona przyciągała dużą część uwagi opinii publicznej. Po drugie uwaga ta we wcześniejszym okresie bardziej niż na ACTA skupiała się na SOPA (Stop Online Piracy Act - projekt ustawy w Stanach Zjednoczonych - PAP). Po trzecie mamy większościowy rząd, który podpisał ACTA, ale nie skierował jej do parlamentu do ratyfikacji.
Czemu Pana zdaniem tego typu umowy są groźne?
Myślę, że z ACTA związanych jest wiele problemów. We wnioskach do mojego raportu dla komisji handlu międzynarodowego (INTA) pisałem, że ACTA przyniesie znacznie więcej szkód niż potencjalnych korzyści.
Biorąc pod uwagę szkodliwy efekt ACTA dla przejrzystości negocjacji międzynarodowych, szkody dla międzynarodowych instytucji zajmujących się własnością intelektualną, wyłączenie większości krajów rozwijających się z zakresu stosowania tej umowy, potencjalnie niebezpieczne przepisy i niepewne korzyści w zwalczaniu fałszerstw, istnieją dostateczne powody, aby społeczeństwo i politycy ją odrzucili, przynajmniej w przedstawionej formie. W ten sposób rządy mogą pomóc w odbudowaniu zaufania do światowego systemu własności intelektualnej i w otworzeniu nowej rundy negocjacji, opartych na przejrzystości i tworzeniu polityki na podstawie faktów.
CETA to porozumienie znacznie szersze niż ACTA, w sensie obejmowania szerszego zakresu spraw. Zainteresowanie kanadyjskiej opinii publicznej skupia się na rozdziale dotyczącym własności intelektualnej, który jest w dużej mierze zapożyczony z ACTA i wzbudza te same obawy.
Co jest więc obecnie najbardziej niepokojące jeśli chodzi o proponowane na całym świecie zmiany prawa?
Największym zagrożeniem jest ciągłe wykorzystywanie tajnych porozumień - takich jak ACTA, CETA czy TPP (porozumienie Trans Pacific Partnership - PAP) - do wprowadzania restrykcyjnych przepisów, bez odpowiedniego informowania opinii publicznej i konsultacji.
Czym kanadyjskie prawo różni się w tym zakresie od tego obowiązującego w Europie czy w Stanach Zjednoczonych?
Jest wiele podobieństw, zwłaszcza od czasu przyjęcia nowych przepisów w ostatnich miesiącach. Jest jednak kilka istotnych różnic. Kanada ma system dozwolonego użytku zbliżony do amerykańskiego, bardziej elastyczny od europejskiego. Są w nim zawarte wyjątki dla treści wytworzonych przez użytkowników, tworzenia kopii utworu celem późniejszego odtworzenia go, zmiany formatu utworu czy tworzenia kopii zapasowych.
System kanadyjski ma także górną granicę kary - 5 tys. dolarów kanadyjskich - w wypadku naruszeń o charakterze niekomercyjnym. Nie ma także procedury notice-and-takedown (konieczność usunięcia przez dostawcę e-usług treści, co do których zostały zgłoszone zarzuty o naruszanie praw autorskich - PAP).
Zamiast niej stosuje się system notice-and-notice (dostawcy e-usług mają obowiązek przesłać informację o podejrzeniu naruszenia do użytkownika, który umieścił podejrzane treści - PAP), lepiej chroniący prywatność i prawo do wolności słowa.
Jakie jest skuteczne rozwiązanie na walkę z naruszeniami praw własności intelektualnej, jeśli nie przez ACTA i podobne porozumienia?
Mamy wiele ciekawych propozycji. Najważniejszym krokiem dla całego biznesu związanego z dziełami kultury powinna być możliwość konkurowania na rynku za pomocą uczciwych cen i elastyczności pożądanej przez konsumentów. Myślę, że piractwo jest konsekwencją porażki rynkowej tego biznesu.
Oferowanie konkurencyjnych usług przekonałoby do nich wielu internautów, głównie ze względu na wygodę zakupu i różne wartości dodane. Umowy, takie jak ACTA, skupianie się na walce z indywidualnymi użytkownikami to po prostu zła droga. Znacznie lepiej jest walczyć z piratami, którzy działają komercyjnie, czerpiąc zyski ze swojej działalności.