Minister może arbitralnie przenieść sędziów znoszonych sądów na nowe miejsca służbowe. Przeniesieni będą odwoływać się do Sądu Najwyższego.
Minister może arbitralnie przenieść sędziów znoszonych sądów na nowe miejsca służbowe. Przeniesieni będą odwoływać się do Sądu Najwyższego.
/>
Po 1 lipca może pojawić się problem – ostrzegają sędziowie sądów rejonowych, które w tym dniu mają zostać zniesione. Zapowiadają, że będą odwoływać się do Sądu Najwyższego od decyzji szefa resortu sprawiedliwości o przeniesieniu bez ich zgody na inne stanowisko służbowe.
W prawie o ustroju sądów powszechnych (u.s.p.) powiedziano bowiem jedynie, że sędziowie mają takie prawo. Żaden przepis prawa nie stanowi natomiast o tym, ile mają czasu na złożenie odwołania, ani co się dzieje w sytuacji, gdy sąd macierzysty sędziego zostanie już zniesiony, a SN nie zdąży jeszcze rozpatrzyć jego odwołania.
– To luka w ustawie. Decyzji ministra o przeniesieniu sędziego nie można traktować jako ostatecznej i wykonalnej, jeżeli służy od niej odwołanie – wskazuje prof. Marek Chmaj ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
I dodaje, że ustawodawca znów dał plamę, a w tym przypadku winne jest Ministerstwo Sprawiedliwości, które w zeszłym roku zmieniało w sposób fundamentalny u.s.p. i znów nie zwróciło na ten błąd uwagi.
Nic dziwnego więc, że w środowisku sędziowskim od kilku miesięcy toczą się ożywione dyskusje na temat tego, co stanie się z sędziami znoszonych po 1 lipca sądów rejonowych.
– W resorcie słyszymy jedynie, że planowana reorganizacja sądownictwa niczego nie zmieni, gdyż fizycznie sądy nie znikną, więc nie znikną również miejsca pracy sędziów. Nie możemy jednak zgodzić się z taką oceną stanu rzeczy – mówi Rafał Puchalski, sędzia Sądu Rejonowego w Jarosławiu, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
Dodaje, że o ile fizycznie sądy rzeczywiście nie zostaną zlikwidowane, bo w miejscowościach pozostaną budynki sądowe i zaplecze organizacyjne, to pod względem prawnym przestaną one istnieć.
Resort nie widzi problemu.
– W planowanej sytuacji zniesienia z dniem 1 lipca 2012 r. części sądów rejonowych, minister zamierza przenieść sędziów powołanych obecnie do pełnienia służby w sądach, które będą zniesione, do sądów przejmujących rozpoznawanie spraw z okręgów sądów znoszonych – mówi Patrycja Loose, rzecznik prasowy MS.
Jednak zdaniem ekspertów rozwiązanie tej kwestii może okazać się nie tak proste, jak chciałoby tego ministerstwo.
Marek Chmaj potwierdza, że w przypadku zniesienia stanowiska z powodu m.in. zniesienia sądu minister może bez zgody sędziego przenieść go na inne miejsce służbowe.
– Musi to jednak zrobić w formie decyzji skierowanej do każdego sędziego indywidualnie. Nie może wydać zbiorczego aktu, który by te kwestie w sposób prosty i szybki rozwiązał – zaznacza Marek Chmaj.
Co więcej, wydanie decyzji musi być poprzedzone złożeniem przez sędziego wniosku o przeniesienie na wybrane przez niego nowe miejsce służbowe. Dodajmy, że nie musi to być to miejsce, na którym widziałby sędziego resort.
– Dlatego też rozporządzenie znoszące sądy powinno mieć bardzo długi okres vacatio legis – wskazuje Chmaj.
Ten czas pomiędzy ogłoszeniem rozporządzenia w Dzienniku Ustaw a jego wejściem w życie minister powinien wykorzystać na porządkowanie kwestii związanych z prostowaniem sytuacji sędziów, których jednostki macierzyste zostaną zlikwidowane.
– Minister powinien w tym czasie poinformować sędziów o zlikwidowaniu ich jednostek macierzystych i pouczyć o możliwości złożenia wniosku o przeniesienie na inne miejsce służbowe. Po otrzymaniu wniosków szef resortu musi je indywidualnie rozpatrzyć i wydać decyzję. Jeżeli uzna, że wniosek sędziego nie zasługuje na uwzględnienie, ma otwartą drogę do tego, aby w drodze decyzji przenieść go na inne miejsce służbowe według własnego uznania. Bez tej całej procedury robić tego nie powinien – mówi Marek Chmaj.
Sędziowie obawiają się, że jeżeli resort nie przesunie w czasie reorganizacji sądów, procedura, o której mowa, nie będzie zachowana, bo najzwyczajniej nie będzie na to czasu.
– Mamy już połowę kwietnia, a wejście w życie rozporządzenia zostało przewidziane na 1 lipca br. Poza tym resort cały czas wprowadza zmiany w liście znoszonych sądów, więc tak naprawdę nie znamy jeszcze jego ostatecznego kształtu – mówi Puchalski.
Jednak nawet jeżeli resort dopełniłby całej procedury związanej z przeniesieniem sędziego na inne miejsce służbowe, to pojawia się następny problem. W takim przypadku sędziemu przysługuje bowiem odwołanie do SN.
– Ponieważ ustawa nie przewiduje terminu na wniesienie takiego odwołania, należy uznać, że sędzia powinien je złożyć niezwłocznie. Jeżeli tego nie zrobi, a rozporządzenie wejdzie w życie, to trzeba to traktować jako zgodę na przeniesienie na miejsce służbowe wyznaczone przez ministra – wyjaśnia prof. Chmaj.
A jak zapowiadają sami zainteresowani, odwołania wpłyną do SN. I jeżeli choćby połowa sędziów likwidowanych jednostek wprowadzi w życie swoje zapowiedzi, to w sądach może powstać poważne zamieszanie.
– Powstaje bowiem pytanie, sędzią jakiego sądu do czasu rozpatrzenia odwołania przez SN będzie osoba, której jednostkę macierzystą zlikwidowano. Decyzja ministra sprawiedliwości co do wyznaczenia nowego miejsca służbowego do czasu zakończenia procedury odwoławczej nie ma przecież waloru prawomocności – mówi Rafał Puchalski.
I podkreśla, że sędziowie otrzymują od prezydenta nominację na stanowisko w konkretnym sądzie (np. sędziego SR w Sochaczewie), a po wejściu w życie omawianego rozporządzenia sąd ten, pod względem prawnym, nie będzie już istniał.
Chaosu wywołanego tą sytuacją obawia się również Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa.
– Jeżeli SN przychyli się do argumentów sędziego i uzna, że przeniesienie nie powinno mieć miejsca, to taki sędzia zostanie przeniesiony w stan spoczynku i będzie mu przysługiwać do osiągnięcia wieku 65 lat uposażenie w wysokości wynagrodzenia pobieranego na ostatnio zajmowanym stanowisku – mówi sędzia Żurek.
Dlatego nie zdziwi się, gdy sędziowie niemający prawomocnie wyznaczonych miejsc służbowych będą mieć obawy przed wyjściem na salę sądową do czasu rozpatrzenia ich odwołania przez SN.
– Oczywiście część z nich, kierując się poczuciem obowiązku, będzie wydawać wyroki. Ale na pewno znajdą się i tacy, którzy przedkładając klarowność sytuacji, powstrzymają się przed wyjściem na salę – mówi Waldemar Żurek.
I pyta, czy i jakie środki dyscyplinujące będzie można stosować wobec sędziów, którzy powołując się na niejasną sytuację prawną, odmówią wydawania wyroków.
Tego typu wątpliwości jest więcej. Dlatego sędziowie nie kryją rozżalenia i podkreślają, że resort, wprowadzając w zbyt szybkim tempie w życie swoje pomysły, stawia ich między młotem a kowadłem.
– No bo co będzie w sytuacji, gdy sędzia, mimo tych wątpliwości, będzie orzekał, a SN uzna, że odwołanie zasługuje na uwzględnienie i już od momentu zlikwidowania macierzystego sądu sędzia powinien przejść w stan spoczynku – pyta Waldemar Żurek.
Sędziowie w stanie spoczynku wydawać wyroków przecież nie mogą.
Emocje studzi Marek Chmaj.
– Choć z pewnością będą to orzeczenia precedensowe, to nie sądzę, aby SN uporanie się z odwołaniami sędziów zajęło dużo czasu – przewiduje.
I dodaje, że jeżeli minister dobrze uzasadni swoje decyzje, to SN zapewne uzna, że odwołania sędziów nie zasługują na uwzględnienie.
Nikt z rozmówców DGP nie ma wątpliwości, że zamieszania można było uniknąć.
– Wystarczy, że następnym razem resort powstrzyma się przed przeprowadzaniem reform, zwłaszcza tak rozległych, jak ta omawiana, w zbyt szybkim tempie – radzi Marek Chmaj.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama