Krzysztof Rutkowski jest najsłynniejszym, ale niejedynym detektywem prowadzącym bez przeszkód działalność mimo odebranej wcześniej licencji. Posłowie chcą jak najszybciej załatać dziury w ustawach o usługach detektywistycznych oraz o ochronie usług i mienia, aby skutecznie zakończyć takie praktyki.
Rutkowski stracił licencję detektywa niemal trzy lata temu, jednak nie przeszkadza mu to w najmniejszym stopniu w prowadzeniu działalności.
Sam publicznie wyznał, w jaki sposób „ograł system”.
– Mam udziały w agencji detektywistycznej i jednocześnie w drugiej firmie świadczącej usługi doradcze. Agencja podpisała umowę z doradcą Rutkowskim – mówił podczas jednego ze swoich licznych wystąpień w mediach w związku ze śmiercią 6-mięsięcznej Madzi z Sosnowca.
Niemal identyczny mechanizm stosuje założyciel i właściciel dużej agencji ochrony ze stolicy, która zasłynęła ochranianiem stadionu Legii i udziałem w eksmisji kupców z hal KDT.
Podobnie jak Rutkowski jakiś czas temu stracił on swoją licencję.
– Wobec zawieszenia licencji, na wniosek przedsiębiorcy, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych dokonało zmiany wydanej koncesji przez wpisanie pełnomocnika przedsiębiorcy jako osoby dysponującej wymaganą licencją – odkryli inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli w wystąpieniu pokontrolnym, które przesłane zostało do Sejmu. Kontrolowali, jak są wykonywane ustawy o ochronie osób i mienia i detektywistyczna.
W ocenie ekspertów NIK w tym przypadku błąd popełnił resort spraw wewnętrznych.
W raporcie napisali, że działanie powyższe było sprzeczne z prawem. Ustawa o ochronie osób i mienia mówi bowiem, że działalność w tym zakresie może prowadzić wyłącznie przedsiębiorca mający wymaganą koncesję.
– Dokonamy krytycznego przeglądu tych ustaw i ich funkcjonowania już na czwartkowym posiedzeniu komisji spraw wewnętrznych i administracji, aby jak najszybciej naprawić ewentualne luki – zapowiada przewodniczący komisji Marek Biernacki.
Z informacji DGP wynika, że najpoważniejsza z luk dotyczy braku obowiązku przekazywania informacji z policji i służb specjalnych do departamentu koncesji w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.
– W efekcie firmy nie tracą koncesji, choć prowadzone są przeciwko nim lub ich właścicielom poważne śledztwa. Najwyższa Izba Kontroli, która zbadała problem, odkryła przypadki, gdy informacje trafiały do departamentu koncesji np. dopiero po trzech latach – mówi poseł, który czytał wystąpienie pokontrolne izby.