Rząd zamierza wyeliminować z procesu budowlanego decyzje o warunkach zabudowy. Ma to spowodować, że w miastach zapanuje ład architektoniczny.
Rząd zamierza wyeliminować z procesu budowlanego decyzje o warunkach zabudowy. Ma to spowodować, że w miastach zapanuje ład architektoniczny.
„W Polsce pod koniec 2011 r. obowiązywało 9008 miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. To kropla w morzu potrzeb, bo blisko 80 proc. terenów w największych polskich miastach wciąż pozostaje bez planu miejscowego” – podają analitycy z portalu RynekPierwotny.com. Plan miejscowy jest zaś podstawowym narzędziem regulacji zagospodarowania przestrzennego. Ale planów nie ma, jest za to budowlany chaos.
Od lat zapowiadane są zmiany uregulowań porządku architektonicznego Polski, które miałyby zapobiec przypadkowej zabudowie. Tymczasem główny powód bałaganu, czyli – jak twierdzą eksperci – decyzje o warunkach zabudowy nadal są jednym z najpopularniejszych sposobów uzyskiwania pozwoleń na budowę. Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej rozważa wyeliminowanie tych decyzji z obrotu przy okazji prac nad nowelizacją prawa budowlanego. Założenia projektu znajdują się w konsultacjach międzyresortowych.
Warunki zabudowy są główną podstawą pozwoleń na budowę tak długo, jak na danym terenie nie ma uchwalonego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.
– Obowiązujące na danym terenie plany zagospodarowania pozwalają na określenie przeznaczenia terenu i sposobu jego zagospodarowania. Innymi słowy regulują rozwój urbanistyczny – tłumaczy Marlena Tomaszewska, prawnik w kancelarii Lenar & Lawyers. Tyle teoria. W praktyce samorządy nie mają pieniędzy, a czasem i woli uchwalenia planów. Zwłaszcza że ustawa nie zawiera terminu na ich przygotowanie.
– Nikt nie ma też kompetencji do przymuszenia gminy do uchwalenia stosownego planu. A procedura jego uchwalania jest zawiła i długotrwała – wyjaśnia Michał Gruca, adwokat w kancelarii Schoenherr.
– Jedną z przyczyn braku miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego jest utrata mocy prawnej przez plany uchwalone przed dniem 1 stycznia 1995 r., które zgodnie z ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (u.p.z.p.) miały zachować moc do czasu uchwalenia nowych planów, jednak nie dłużej niż do 31 grudnia 2003 r. Wskutek powyższego większość gmin 1 stycznia 2004 pozostała bez planów, a ten stan trwa do dzisiaj – tłumaczy mecenas Marlena Tomaszewska. Świadczy to o nadmiernym optymizmie ustawodawcy, który wprowadzając nową ustawę, przekonywał, że jej regulacje doprowadzą do uproszczenia procedur wydawania pozwoleń na budowę i uzdrowią proces planowania przestrzennego.
– Myślę, że ustawodawca nie powinien był definitywnie przekreślać dorobku legislacyjnego wspólnot lokalnych i w miejsce rewolucji winien wybrać drogę ewolucji – podkreśla radca prawny Michał Gliński z Kancelarii Wardyński i Wspólnicy sp.k.
Wśród głównych przyczyn tego, że gminy do dziś nie uchwaliły nowych planów, wymienia się względy finansowe.
– Przepisy o u.p.z.p. wprowadzają zasadę, że koszty sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania pokrywa gmina – wyjaśnia Marlena Tomaszewska.
– W trakcie przygotowywania dokumentacji na potrzeby studium oraz samego planu gmina jest zmuszona do przeprowadzenia wielu analiz z zakresu ochrony przyrody, dziedzictwa kulturowego czy wreszcie potrzeb z zakresu użyteczności publicznej. I to nie tylko na poziomie gminnym, ale także na innych szczeblach administracji. Niejednokrotnie wymaga to dużych nakładów finansowych i materiałowych – dodaje Michał Gruca. Oznacza to, że z obowiązkiem planistycznym lepiej – co nie znaczy, że dobrze – radzą sobie zamożne gminy miejskie, posiadające liczny aparat urzędniczy. Dużo gorzej sytuacja wygląda w biednych, ale rozległych terytorialnie gminach wiejskich.
Tworzenie planów jest dla gmin także posunięciem ryzykownym: działki, które mają zaplanowany charakter, są bowiem droższe, co może odstraszać inwestorów.
– Bardzo często rezygnują oni z budowania na terenach uzbrojonych i przygotowanych do zabudowy, bo te są droższe. Wybierają więc pod inwestycje tereny, gdzie wymagana jest jedynie decyzja o warunkach zabudowy– zauważa Tomasz Majda z Towarzystwa Urbanistów Polskich.
Gmina, która zdecyduje się na uchwalenie planu, zgodnie z u.p.z.p. musi też liczyć się z odpowiedzialnością za jego skutki.
– Jeżeli bowiem w wyniku uchwalenia planu zagospodarowania wartość nieruchomości spadnie lub też korzystanie z niej będzie w znacznym stopniu utrudnione czy w ogóle niemożliwe, jej właściciel (także dzierżawca wieczysty) będzie mógł żądać od gminy wypłaty odszkodowania za rzeczywistą szkodę lub też wykupienia nieruchomości – w całości albo części – wyjaśnia Michał Gruca.
– Wiele gmin obecnie przeżywa z tego powodu kłopoty finansowe. Np. Lesznowola, która pokryła olbrzymią część
gminy planami miejscowymi i w tej chwili zobowiązania wynikające z ich realizacji wielokrotnie przekraczają budżet gminy – wskazuje Tomasz Majda.
Zdarzają się także gminy, głównie miejskie, które wydają olbrzymie pieniądze na sporządzenie planu, a później go nie wykorzystują.
– Współrealizuję na warszawskim Wilanowie plan miejscowy, który już był kilkakrotnie gotowy do uchwalenia. W trakcie naszych prac nad planem gmina wydawała jednak decyzje o warunkach zabudowy, które były z nim sprzeczne. Doprowadziło to do sytuacji, że w tej chwili nie ma sensu go uchwalać – wszystkie wartości, które chcieliśmy nim chronić, zostały już zniszczone – mówi architekt Tomasz Majda.
Rzeczywiście, nie ma obowiązku, by urzędnicy wydając decyzję o warunkach zabudowy, kierowali się postanowieniami zawartymi w studium zagospodarowania, które jest pierwszym krokiem i drogowskazem dla gmin przy uchwalaniu planu (z powodów opisanych wyżej wiele gmin na tym pierwszym kroku poprzestaje).
– Powodem odmowy wydania warunków zabudowy nie mogą być np. walory przyrodnicze, wartości ekonomiczne, kulturowe czy ład przestrzenny. To wszystko jest nieważne przy wydaniu decyzji o warunkach zabudowy. Jedynie przepisy odrębne mogą stanowić, jakich miejsc nie wolno zabudowywać. Chodzi np. o rezerwaty przyrody – tłumaczy Tomasz Majda.
Warunki zabudowy są więc wydawane na zasadzie sąsiedztwa, które nie jest jednak ustawowo zdefiniowane.
– Ponieważ nie jest zdefiniowane, więc samorządowe kolegia odwoławcze uznają za sąsiedztwo obszar „nie mniejszy niż 50 metrów”. A więc jeśli ktoś chce postawić pałac kultury w gminie Lesznowola, to wystarczy, że przyniesie odpowiednio dużą mapę, by ustalić parametry na podstawie sąsiedztwa z warszawskim PKiN. Decyzje o warunkach zabudowy się u nas kompletnie nie sprawdzają – podsumowuje Tomasz Majda.
W doktrynie od wielu lat mówi się, że rola studium powinna zostać wzmocniona, a jego ustalenia powinny być dla władz publicznych wiążące.
– Uważam, że zmienione i doprecyzowane powinny być przepisy dotyczące zasad wydawania warunków zabudowy, w szczególności warunki te powinny być zgodne z polityką planistyczną gminy, wyrażoną w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Powinno też zostać wyjaśnione, co ustawodawca rozumienie pod pojęciem zgodności decyzji z przepisami odrębnymi – podkreśla mecenas Michał Gliński. Zauważa on również, że należałoby jeszcze bardziej uprościć i przyśpieszyć procedurę dotyczącą uchwalania miejscowych planów, np. poprzez skrócenie terminów, przyjęcie instrumentu tzw. milczącej zgody organów, z którymi mają nastąpić uzgodnienia, a ponadto wprowadzić mechanizm zachęt przy uchwalaniu miejscowych planów oraz sankcji za brak ich uchwalenia w określonym terminie.
– W przeciwnym razie zarówno gminy, jak i organy, z którymi ma nastąpić uzgodnienie, nie będą wystarczająco zainteresowane i zdyscyplinowane w wykonywaniu swoich zadań – zauważa Michał Gliński.
Podstawa prawna
Ustawa z 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (Dz.U. z 2003 r. nr 80, poz. 717 ze zm.).
Etap legislacyjny
Założenia do projektu nowelizacji ustawy
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama