Umowa, za którą urząd nie płaci ani grosza, może być zamówieniem publicznym.
Z problemem tym spotkał się Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który zorganizował przetarg na prowadzenie rachunków i realizację przelewów masowych. Chodzi o obracanie gigantycznymi pieniędzmi m.in. na wypłaty emerytur. Jedynym kryterium wyboru ofert była wysokość opłaty za dokonanie przelewu.
W przetargu wystartowały cztery banki. Ceny trzech ofert za wskazaną liczbę przelewów wahały się od 2,2 mln zł do 55,4 mln zł. Czwarty z oferentów, PKO BP, zaproponował wykonanie usług za darmo, wpisując w polu ceny 0,00 zł.

Przez zero się nie dzieli

Konkurencyjny bank w odwołaniu złożonym do Krajowej Izby Odwoławczej przekonywał, że najkorzystniejsza oferta powinna być odrzucona. M.in. dlatego, że 0,00 zł nie można uznać za cenę, gdyż zgodnie z definicją ustawową jest nią wartość, którą kupujący ma zapłacić za towar lub usługę. Cena nie może więc być mniejsza niż 1 grosz. Skład orzekający nie zgodził się z tą argumentacją.
– Izba wzięła pod uwagę specyfikę przedmiotu zamówienia, jakim jest świadczenie usług bankowych polegających na prowadzeniu rachunków oraz dokonywaniu przelewów. Ze względu na realia rynkowe praktyką staje się, że usługi tego rodzaju są realizowane bezpłatnie – uzasadniła wyrok oddalający odwołanie przewodnicząca Dagmara Gałczewska-Romek. Zwróciła przy tym uwagę, że opłaty za przelewy stanowią znikomą część przychodów banków, które zarabiają przede wszystkim na obrocie pieniędzmi.
Podobne sytuacje zdarzają się w zamówieniach publicznych częściej.
– Dlatego tak istotne jest, by zamawiający, przygotowując wzór, na podstawie którego dokonywana będzie ocena ofert, przewidział, że może otrzymać oferty z zerową ceną – przestrzega Artur Wawryło z Centrum Obsługi Zamówień Publicznych, które reprezentowało PKO BP w tym sporze.
– W przeszłości zdarzało się, że przetargi musiały być unieważniane, gdyż przewidziany wzór wymagałby dzielenia przez zero. W tym postępowaniu zamawiający (ZUS) rozsądnie założył, że porównując oferty zarówno do ceny najniższej, jak i ceny badanej będzie dodawał wartość 0,01, dzięki czemu uniknął tego ryzyka – tłumaczy.

A może to bank zapłaci?

Przy okazji pojawiła się wątpliwość, czy przy braku zapłaty można w ogóle mówić o zamówieniu publicznym. Zgodnie z definicją jest nim bowiem umowa odpłatna.
– Pojęcie odpłatności należy interpretować szeroko i obejmuje ono nie tylko świadczenie pieniężne, lecz każdy rodzaj korzyści, które zamawiający akceptuje w zamian za wykonanie zamówienia – uznała Gałczewska-Romek. Jej zdaniem korzyści te bank osiągnie dzięki depozytom zgromadzonym na kontach.
Nie można wykluczyć, że banki zainteresowane obracaniem tak dużymi kwotami byłyby nawet w stanie zapłacić ZUS-owi. Czy w takiej sytuacji również należałoby zorganizować przetarg?
– Taką sytuację trudno byłoby uznać za zamówienie publiczne. Mamy z nim do czynienia, gdy płaci instytucja publiczna, a nie gdy to jej płacą – uważa Jarosław Jerzykowski, radca prawny w kancelarii Jerzykowski i Wspólnicy.
Wyrok Krajowej Izby Odwoławczej, sygn. akt KIO 2542/11.