Kancelaria Prezydenta przecież ma te opinie, zapewniała nas o tym. A dla demokratycznego państwa dostęp do informacji publicznych to podstawa
Gdybym miał wypowiedzieć pod adresem nowego roku tylko jedno życzenie, byłoby ono bardzo prozaiczne i doprawdy niewielkie, a przede wszystkim bardzo łatwe do spełnienia. Bardzo, mianowicie, życzyłbym sobie, a przede wszystkim moim współobywatelom, ujawnienia w 2012 r. przez Kancelarię Prezydenta wszystkich opinii na temat zgodności z konstytucją ostatniej nowelizacji ustaw o OFE.
Gdybym miał wypowiedzieć pod adresem nowego roku tylko jedno życzenie, byłoby ono bardzo prozaiczne i doprawdy niewielkie, a przede wszystkim bardzo łatwe do spełnienia. Bardzo, mianowicie, życzyłbym sobie, a przede wszystkim moim współobywatelom, ujawnienia w 2012 r. przez Kancelarię Prezydenta wszystkich opinii na temat zgodności z konstytucją ostatniej nowelizacji ustaw o OFE.
Ostatniej, to znaczy tej z początków zeszłego 2011 r., na podstawie której przesunięto z OFE do FUS blisko 70 procent miesięcznej składki, bez pytania płacących, czy wyrażają na to zgodę, czy też nie.
Prośba jest niezwykle łatwa do spełnienia, wystarczy bowiem na stronie internetowej kancelarii zamieścić wszystkie zamówione w tej sprawie przez kancelarię Głowy Państwa opinie – podobnie jak uczyniła to wcześniej kancelaria premiera, a następnie Kancelaria Sejmu. A co do tego, że opinie takie istnieją, wątpliwości być nie może, ponieważ przedstawiciele Kancelarii Prezydenta publicznie ogłosili, że nie tylko nimi dysponują, ale że są one bardzo wiarygodne. Co więcej, moje jedyne życzenie na nowy rok wpisuje się bez reszty w treść co najmniej trzech znanych mi wyroków sądów administracyjnych, które zobowiązują Kancelarię Prezydenta do ujawnienia tych opinii jako informacji publicznej. Nie oczekuję więc niemożliwego...
A jaką wartością dla demokratycznego państwa prawa jest dostępność do informacji publicznej, chyba nikogo nie trzeba w Rzeczypospolitej przekonywać. O co w końcu walczono w epoce minionej? Przecież przede wszystkim o jawność życia publicznego, o jego czytelne, przejrzyste (transparentne) reguły, o zniesienie cenzury, o demokratyczny model legitymowania władz publicznych. Nie wspomnę tu o prawach człowieka i obywatela. I chyba byliśmy blisko pożądanego ideału. Coś się więc w demokratycznym mechanizmie ostatnio zacięło, skoro zwykli obywatele nie mogą poznać opinii, którymi kierował się prezydent przy podejmowaniu decyzji.
W każdym państwie istnieje pewna strefa publicznie niedostępna. Jej istnienie jest dyktowane bieżącymi lub długofalowymi interesami tego państwa i tego nikt przy zdrowych zmysłach co do zasady nie będzie kwestionował. Wiele spraw można utajnić – byle tylko na podstawie dobrze sformułowanych procedur. Ale w każdym wypadku jawne muszą pozostać same procedury utajniania. Innymi słowy – jawne musi być prawo jako takie. Jeśli jawne powinny być wszystkie akty normatywne, to tym samym absolutnie czytelny musi być także dyskurs, który doprowadził do przyjęcia wybranej treści tego prawa. Będzie to w przyszłości niezwykle pomocne przy wykładni aktu normatywnego. Wykładnia historyczna prawa nie jest dziś zjawiskiem już tylko historycznym. Bardzo często odwołują się do niej nie tylko teoretycy prawa, lecz także sądy – konstytucyjnego nie wyłączając. Stąd tak ważne, by zapewniona była realnie na przykład dostępność do wszystkich protokołów posiedzeń komisji parlamentarnych, do wszystkich materiałów, którymi autorzy ustaw dysponowali, ważne są też przesłanki decyzji prezydenta o podpisaniu, czy też o niepodpisaniu ustawy.
Poza sferą zainteresowań nie może pozostawać jednakże jedynie sama końcówka procesu legislacyjnego - ze zrozumiałych względów decydująca o ostatecznej treści aktu normatywnego. Bardzo istotna jest także publiczna dostępność do wstępnych założeń treści ustawy, które najpełniej ujawniają cele danej regulacji, tak istotne dla ustalania w przyszłości wykładni celowościowej (teleologicznej). A z tego punktu widzenia opinię publiczną spotkała ostatnio dość przykra, a nade wszystko zaskakująca niespodzianka. Mowa tu o ostatniej uchwale Rady Ministrów z 6 grudnia 2011 r., zmieniającej regulamin pracy Rady Ministrów w części dotyczącej procedury legislacyjnej na etapie rządowym. Nowelizacja bardzo upraszcza wstępne procedowanie Rady Ministrów nad projektem aktu normatywnego. Ogranicza formalne wymogi, jakim dotychczas wstępne założenia musiały odpowiadać. Co najbardziej niepokojące – usuwa z tego etapu obowiązek dołączenia oceny skutków społeczno-gospodarczych projektowanej zmiany (Ocena skutków regulacji). Ponieważ dotychczasowa praktyka społecznego konsultowania projektów prawa zamykała je na etapie właśnie wstępnych założeń, tak istotne zminimalizowanie znaczenia OSR partycypację społeczną właściwie wyeliminuje. Stary rok nie dałby się więc pod tym względem dobrze zapamiętać. Tym bardziej więc ważne staje się chyba moje jedno jedyne, bardzo skromne życzenie noworoczne.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama