W debacie na temat anonimowości w internecie musimy odróżniać prawo do zachowania kontroli nad danymi wrażliwymi użytkowników od tajności, która uniemożliwia ściganie przestępcy.
Duże portale społecznościowe, np. Facebook, toczą z internautami zażarty spór o zasadność ograniczenia anonimowości w internecie. Ta debata jest jednak oparta na złym założeniu. Jej uczestnicy nie rozróżniają bowiem prywatności (privacy) od tajności (secrecy). O ile ta pierwsza powinna podlegać ochronie, druga nie może mieć miejsca w sieci, a już szczególnie w krajach demokratycznych.
Prywatność to prawo do zachowania kontroli nad powierzonymi internetowi danymi wrażliwymi, gwarancja, że nie zostaną one udostępnione nawet małżonkowi czy dawnemu partnerowi biznesowemu. Wiadomo, że największe firmy i portale, jak Google, Yahoo czy Microsoft, rejestrują działania dokonywane przez użytkowników sieci. Wiedzą, jakich informacji poszukiwaliśmy czy na jakie strony zaglądaliśmy. Jednak informacje te nie są przekazywane stronie trzeciej. I tak musi pozostać, jeśli chcemy, aby internet nadal się rozwijał.
Nieprzypadkowo na początkowym etapie rozwoju globalnej sieci została opracowana technologia bezpiecznego przekazywania danych SSL. To dzięki niej tak szybko rozwinęły się e-biznes, elektroniczna rejestracja na studia, porady lekarskie czy transakcje finansowe. Użytkownicy zyskali gwarancję, że ich dane nie wpadną w nieuprawnione ręce. Dobrym przykładem jest zasada, na jakiej działa Amazon. Gdy chcemy coś kupić, sklep kontaktuje się z Visą, American Express czy MasterCardem, aby uzyskać tylko jedną informację: czy na koncie są wystarczające środki. Nie dowie się, jakie jest saldo lub czy mamy kłopoty ze spłatą kredytów.
Prywatność w sieci jest też gwarancją wymiany myśli, rozwoju demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. Dzięki temu po raz pierwszy miliony osób uczestniczą w debacie publicznej. Niestety zagrożeniem dla rozwoju internetu jest dążenie wielkich korporacji do uzyskania w celach komercyjnych możliwie wielu danych o użytkownikach sieci.
Prawidłowy rozwój internetu wymaga natomiast rygorystycznych reguł przeciwdziałających ukrywaniu tożsamości przez użytkowników sieci. Gdy dochodzi do defraudacji środków finansowych, pedofilii czy innej formy złamania prawa, organy ścigania muszą mieć skuteczne sposoby zlokalizowania przestępcy. Warunkiem skorzystania z tych narzędzi musi być jednak nakaz sądowy. Dobrze, że władze w Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej przygotowują rygorystyczne przepisy w tej sprawie. Dzięki nim internauci będą mogli zachować prywatność.
DEBATA
Czy internauci powinni być zmuszani do ujawniania swojej tożsamości? A może tylko dzięki anonimowości sieć może być nośnikiem wolności słowa? Zapraszamy do udziału w dyskusji na stronie www.gazetaprawna.pl i na naszym koncie na Facebooku.