Pół miliarda złotych rocznie wart jest rynek sprzętu, jakim kierowcy zabezpieczają się przed policją. Obok CB-radia coraz popularniejsze stają się nowoczesne antyradary, jammery oraz elektryczne rolety zasłaniające tablice.
Pół miliarda złotych rocznie wart jest rynek sprzętu, jakim kierowcy zabezpieczają się przed policją. Obok CB-radia coraz popularniejsze stają się nowoczesne antyradary, jammery oraz elektryczne rolety zasłaniające tablice.
Policjanci z Warszawy, Gdańska, Białegostoku i Opola odbierają właśnie od swoich przełożonych nową broń – pierwsze w Polsce radiowozy wyposażone w radary zdolne w ruchu mierzyć prędkość pojazdów nadjeżdżających z naprzeciwka. Za 120 alf romeo 159 policja zapłaciła 15,8 mln zł i straszy, że niebawem dokona kolejnych zakupów. Już w lutym Komenda Główna Policji ma ogłosić kolejny przetarg, tym razem na zakup ponad stu radiowozów i prawie 370 motocykli.
Tymczasem kierowcy sami coraz częściej zbroją się przeciwko policji. Proporcjonalnie do liczby nowoczesnych radarów i radiowozów rośnie liczba urządzeń wykrywających, a nawet zakłócających pracę policyjnego sprzętu. W Polsce dostępny jest już nawet sprzęt lokalizujący radary zainstalowane we wspomnianych alfach romeo, a także oszukujący laserowe mierniki prędkości najnowszej generacji. W myśl polskiego prawa takie produkty można legalnie sprzedawać, kupować i posiadać. Nie można ich jedynie... używać.
Z wyliczeń „DGP” wynika, że cały rynek zabezpieczeń, jakie stosują kierowcy, aby uniknąć mandatów, wart jest ok. 500 mln złotych rocznie. Bezapelacyjnie największy udział w nim mają radia CB, których popularność gwałtownie wzrosła po 2004 roku, gdy zniesiono konieczność wydawania specjalnych pozwoleń na ich używanie.
– Rynek ten szacowany jest na ponad 200 mln złotych rocznie – mówi Paweł Sikora, doradca zarządu w firmie President Electronics Poland kontrolującej jedną czwartą polskiego rynku CB.
Już co dziesiąty spośród 17 mln polskich kierowców ma zamontowane na pokładzie swojego samochodu CB-radio. Rocznie sprzedaje się u nas 300 – 400 tys. nowych urządzeń, co stawia nas na pierwszym miejscu w Europie i drugim na świecie (za USA).
Mniejszą popularnością cieszą się antyradary i jammery. Z naszych rozmów z dystrybutorami wynika, że rocznie sprzedają kilkadziesiąt tysięcy takich urządzeń, niemniej są one znacznie droższe od CB-radia.
– Dobry antyradar to wydatek ok. 2 tys. zł. Z odległości kilkuset metrów wykrywa wszystkie fotoradary, a radary ręczne nawet z dwóch kilometrów. To wystarczy, aby zwolnić. Niestety jest on nieskuteczny w przypadku najnowszych mierników laserowych. Działanie tych ostatnich są w stanie zakłócić jedynie jammery montowane na stałe pod maską samochodu. Najdroższe kosztują 5 tys. zł – tłumaczy „DGP” właściciel firmy Revotech specjalizującej się w dystrybucji tego typu urządzeń.
Ze względu na wysoki koszt zakupu topowymi jammerami interesują się głównie właściciele drogich, mocnych samochodów. Ale już antyradary za 1,5 – 2 tys. kupują nawet przedstawiciele handlowi dużo podróżujący po Polsce.
– Mnie zakup zwrócił się po miesiącu, ale znam takich, którym po zaledwie trzech dniach – mówi Adrian Lachocki, przedstawiciel jednej z dużych firm telekomunikacyjnych.
Choć oficjalnie używanie w Polsce antyradarów i jammerów jest zabronione, to już samo ich posiadanie nie. – Jedynie bardziej błyskotliwi policjanci pracujący z radarami laserowymi wiedzą, o co chodzi. Może się zdarzyć, że gdy trzy razy nie uda im się zmierzyć prędkości pojazdu, zatrzymają go i poproszą o otworzenie maski, aby zobaczyć, czy nie ma pod nią jammera. Nie mogą go jednak zarekwirować, lecz jedynie kazać odłączyć i wystawić mandat – mówi właściciel firmy Revotech.
Kara wynosi w tym wypadku 500 zł i 3 punkty karne. Ale i tak się opłaca, bo za jazdę z prędkością wyższą od dopuszczalnej o 50 km/h grozi 10 punktów. Na zachodzie kary są znacznie dotkliwsze. We Francji za używanie jammera można trafić do więzienia, a w Czechach grozi nam mandat o równowartości 5 tys. zł i konfiskata sprzętu.
Większe sankcje czekają osoby, które chroniąc się przed fotoradarami, instalują specjalne rolety na tablice rejestracyjne. Urządzeniem dostępnym za ok. 400 – 500 zł steruje się za pomocą pilota – wystarczy wcisnąć przycisk, a w ciągu dwóch sekund czarna płachta zakrywa tablicę. Gdy jednak policja złapie auto z zasłoniętymi tablicami, może nawet zatrzymać jego dowód rejestracyjny.
To jednak nie jest w stanie odstraszyć kierowców. Jak duży jest popyt na tego typu urządzenia, najlepiej wiedzą Włosi. W listopadzie tamtejsi celnicy zatrzymali transport kilkudziesięciu tysięcy rolet, które z Chin przez Włochy miały trafić do Polski i na kilka innych europejskich rynków.
Polscy sprzedawcy twierdzą, że nie sprzedają niczego niezgodnego z prawem. „Oferujemy państwu produkt, którego głównym zadaniem jest ochrona prywatności użytkownika poprzez zdalne zasłanianie tablic rejestracyjnych. Z doświadczenia wiemy jednak, że nasi klienci znajdują również inne zastosowania antyramek” – tak opisuje rolety jeden z największych sprzedających je sklepów internetowych.
Sama policja zdaje sobie sprawę, że coraz więcej kierowców korzysta z urządzeń oszukujących radary. Dlatego sama także sięga po coraz nowocześniejszy sprzęt.
– Najskuteczniejsze są nieoznakowane radiowozy z wideorejestratorami. Ich kamer żaden sprzęt nie jest w stanie namierzyć. To najskuteczniejsza metoda walki z kierowcami popełniającymi wykroczenia drogowe – mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik KGP. Z drugiej strony jednak przyznaje, że nikt w Polsce nie zbadał, jaki wpływ ma stosowanie antyradarów na rzeczywiste bezpieczeństwo na drodze. Zrobili to Brytyjczycy.
Kilka lat temu na Wyspach pojawił się pomysł zdelegalizowania antyradarów. Zrezygnowano z niego, po tym jak tamtejsze ministerstwo transportu przeanalizowało statystyki dotyczące wypadków drogowych – okazało się, że kierowcy używający antyradarów powodowali o 30 proc. mniej wypadków. Byli po prostu bardziej skupieni na drodze.
Głupoty żaden radar nie wykryje
Przez lata pojawiło się wiele domowych sposobów na walkę z radarami. Niektórzy nadal wierzą, że płyta CD zawieszona na lusterku wstecznym odbija fale radaru i nie dopuszcza do pomiaru. Dekadę temu jeszcze większą popularnością cieszyła się plotka, że wbudowany antyradar ma sprzedawana przez wszystkich ówczesnych operatorów telefonii komórkowej Nokia 3210. Wystarczyło uruchomić funkcję, wstukując na klawiaturze aparatu specjalny kod. Według roznosicieli plotki, kiedy samochód był namierzany przez radar, telefon po prostu zaczynał dzwonić.
Od kilku lat na portalach aukcyjnych kupić można tzw. fotoblokery, czyli antyradar w sprayu. Po spryskaniu nim tablicy rejestracyjnej ma ona rzekomo stawać się nieczytelna w obiektywie fotoradaru. Jak jednak wykazały testy dociekliwych internautów, a nawet samej policji, okazało się, że skuteczniejszy niż fotoblokery jest zwykły lakier do włosów.
Jak działają najczęściej wybierane przez polskich kierowców urządzenia antyradarowe
Antyradar – wykrywa fale wysyłane przez radary ręczne, stacjonarne i fotoradar. Na wyświetlaczu pokazuje szacunkową odległość dzielącą nas od urządzenia. Modele dostępne w supermarketach za 200 zł są niedokładne i podatne na zakłócenia – o fotoradarach ostrzegają dopiero w momencie ich mijania. Ponadto reagują na fotokomórki zamontowane w drzwiach stacji benzynowych, wywołując fałszywy alarm. Zaawansowane urządzenia kosztują 1,5 – 2 tys. złotych, jednak są odporne na tego typu zakłócenia. Nowoczesne fotoradary są w stanie namierzyć z odległości około pół kilometra, a ręczne radary – z dwóch kilometrów. Są nieskuteczne w przypadku mierników laserowych.
Jammer laserowy – jest skuteczny wyłącznie w przypadku radarów laserowych. Zestaw skład się z dwóch części – głowic umieszczanych na stałe w atrapie chłodnicy samochodu oraz centralnego modułu montowanego we wnętrzu auta. W przypadku gdy policjant próbuje zmierzyć prędkość samochodu, głowice zakłócają pracę lasera i zamiast rzeczywistej prędkości jego wyświetlacz pokazuje błąd pomiaru. Jednocześnie kierowca zostaje ostrzeżony sygnałem dźwiękowym o tym, że został namierzony. Ma czas, aby zwolnić i wyłączyć urządzenie za pośrednictwem centralki, aby policjant mógł ponownie zmierzyć prędkość samochodu i nie domyślił się, że coś nie gra.
CB-radio – najtańsze kompletne urządzenia kosztują 200 – 300 zł, jednak zasięg ich działania jest ograniczony do około kilometra. Ponadto mogą emitować sporo zakłóceń. Sprzęt średniej klasy o zasięgu przekraczającym pięć kilometrów, skutecznie redukujący tzw. szumy, to wydatek 500 – 600 zł.
Radiowcy używają specyficznego języka:
suszarka – radar ręczny
miśki – patrol drogówki
miśkowóz – radiowóz
hulajnoga – policyjny motocykl
margines – pobocze
na bombach – na sygnale
ścieżka – droga
lustereczko, przyczepności – pozdrowienia
Policjanci z drogówki prywatnie kupują u nas radia
Paweł Sikora
doradca zarządu President Electronics Poland
Pomagacie kierowcom walczyć z policją?
Przeciwnie, próbujemy walczyć ze stereotypem, że CB-radio to sposób na radary. Staramy się je promować przede wszystkim jako urządzenie zwiększające bezpieczeństwo na drodze.
Czyli kto ma radio, ten powoduje mniej wypadków?
Mamy wiele przykładów z życia wziętych, kiedy radio pomogło zapobiec tragedii. Choćby podczas ostatniego karambolu na autostradzie A4 . Zdaniem policji gdyby kierowcy nie zaczęli ostrzegać się przed gigantyczną stłuczką, liczba zarówno uczestniczących w niej samochodów, jak i rannych byłaby kilkukrotnie większa. Coraz częściej radio służy kierowcom do komunikowania się w sytuacjach nadzwyczajnych.
Innymi słowy, w radio powinien być wyposażony każdy, nawet policjant?
Oczywiście. Zresztą coraz częściej sami policjanci zaopatrują się u nas w radia. Niestety zazwyczaj prywatnie, ponieważ same komendy nie mają środków na sfinansowanie zakupu sprzętu. Tymczasem wyposażony w CB-radio patrol może znacznie szybciej reagować na to, co dzieje się na drodze, choćby zawczasu poskramiać bardziej agresywnych kierowców, których interesuje jedynie to, gdzie suszą.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama