Z samorządowej ordynacji wyborczej zniknie warunek zamieszkiwania na terenie gminy na rok przed głosowaniem w wyborach lokalnych. Równocześnie politycy zastanawiają się nad obniżeniem wieku uprawniającego do udziału w głosowaniu do 16 lat w przypadku wyborów władz lokalnych. Propozycje te nie wpłyną na zwiększenie frekwencji wyborczej w tegorocznych wyborach samorządowych. Spowodować to może zmiana nastawienia do spraw gminy, powiatu czy województwa.
Jarosław Kapsa
Urząd Miasta w Częstochowie
Propozycję obniżenia wieku wyborczego do 16 lat uznać można za żart, dzięki któremu jakiś polityk chce zaistnieć jako jednostka postępowa. Wprowadzenie tego wymaga zmiany art. 62 Konstytucji RP, co – na szczęście – nie jest dziś możliwe. Ten żart polityczny jest przy tym w kiepskim stylu, świadczy o pogardzie działacza partyjnego dla instytucji wspólnot lokalnych. Dlaczego, bowiem, osobie, która zgodnie z art. 11 kodeksu cywilnego, nie ma pełnej zdolności do czynności prawnej, mamy powierzać prawo współdecydowania o sprawach i majątku wspólnym?
Poważniejszym problemem jest kwestia zniesienia zasady domicylu – wymogu zamieszkania na terenie gminy przynajmniej 12 miesięcy przed dniami wyborów. Zmiana ta wynika z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego opartego na wykładni wspomnianego art. 62 konstytucji. Instytucja domicylu ma swoje osadzenie w tradycji, stosowana była w wielu krajach europejskich. Istotą jest dążenie do powiązania interesu prywatnego wyborcy z interesami wspólnoty. Stąd też w niektórych krajach – np. Anglia – jest stosowany także inny wymóg: albo zamieszkania, albo posiadania nieruchomości na terenie danej gminy. Prawo do samorządności wynika z uznania podmiotowości wspólnoty lokalnej i regionalnej. Trudno wyobrazić sobie podmiotowość wspólnoty płynnej, którą tworzą jednostki spełniające jedynie wymóg obecności na danym terenie w dniu głosowania.



Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego nie odnosiło się, niestety, do tradycji tworzącej samorządność. Jest ono, jakie jest. Przyjąć zatem należy z pokorą wynikającą z tego zmianę prawa. Czy zniesienie domicylu przyniesie poważne szkody? Nie sądzę. Być może w niektórych wypadkach pojawią się próby pospiesznego meldowania odpowiednich wyborców na dzień przed wyborami; ale takie przypadki będą miały charakter marginalny. Zniesienie domicylu nie powinno też znacząco wpływać na frekwencje w wyborach.
Gdy zbliżają się wybory, często pojawia się pytanie, co należy zrobić, by zwiększyć frekwencję. Jednak problem rzeczywisty jest inny: co należy zrobić, by zwiększyć poziom utożsamienia się mieszkańców z samorządem. Istotna bowiem nie jest tylko frekwencja, ważniejsze jest poczucie odpowiedzialności wyrażające się świadomym udziałem w wyborach. Sens samorządności wynika z przekonania, że sami – jako mieszkańcy – decydujemy o własnych, lokalnych, sprawach.
Zauważyć tu można, że samorządność niszczona jest praktyką centralizmu i upartyjnieniem państwa. Jak mamy utożsamiać się z samorządem traktowanym jako jednostka pomocnicza rządu, budująca na zlecenie i według ścisłej centralnej dyrektywy – boiska „orliki”? Jak mamy postrzegać nasz wpływ na decyzje rady miasta, skoro radni są nominowani przez aparat partyjny i temu aparatowi podlegają? W Polsce, państwie zdominowanym przez centralistycznie kierowane duże partie polityczne, w państwie oliglopolu partyjnego, samorządność jest dzieckiem niechcianym i niekochanym.