Aż 40 proc. studentów podczas pisania prac magisterskich i licencjackich łamie prawa autorskie. 100 uczelni wyższych walczy z procederem, sprawdzając prace programem antyplagiatowym. Za kopiowanie grozi grzywna, kara ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do trzech lat.
Studenci właśnie rozpoczęli pisanie prac magisterskich i licencjackich. Niestety nawet 40 proc. z nich ogranicza się do przepisywania fragmentów literatury fachowej, bez powołania się na źródło. Mało kto z piszących wie, że naruszanie cudzych praw autorskich może zakończyć się wszczęciem postępowania karnego.
– Student zamierzający ułatwić sobie pracę, kopiując część cudzego utworu, powinien pamiętać, że zgodnie z art. 115 ust. 1 ustawy o prawie autorskim, kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do trzech lat – mówi Paweł Sowisło, adwokat z kancelarii Sowisło & Topolewski.

Przykłady naruszeń

O tym, jak poważne mogą być skutki dopuszczenia się plagiatu przy pisaniu pracy magisterskiej, przekonała się Emila P. W 2008 roku Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu odebrał jej tytuł magistra. Studentka pisała pracę z filozofii. Okazało się, że ponad połowę przepisała z monografii dr. hab. Marka Kilianka z Poznania. Toruński sąd uznał studentkę winną i skazał ją na osiem miesięcy prac społecznych w zawieszeniu na dwa lata.
Plagiatem – w ścisłym znaczeniu – jest przejęcie i udostępnienie pod swoim nazwiskiem twórczych i indywidualnych elementów cudzego utworu.
– Ustawa dopuszcza cytowanie, czyli przytaczanie urywków rozpowszechnionego utworu lub drobnego utworu w całości w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem i prawami gatunku twórczości – wyjaśnia dr Wojciech Machała z Wydziału Prawa i Administracji UW.
Cytat zawsze musi być podpisany – cytujący powinien podać nazwisko twórcy utworu cytowanego i jego tytuł.
– Nie można nazwać plagiatem samego wykrycia zbieżności tekstu pracy studenta z innymi tekstami. Dopiero brak wskazania źródła zapożyczenia pozwala rozważać taki zarzut – mówi Marcin Chałupka, ekspert prawa szkolnictwa wyższego.



Wyłudzenie dyplomu

Przestępstwo plagiatu nie jest jedynym, którego może dopuścić się autor pracy magisterskiej przepisujący fragmenty cudzych utworów. W takiej sytuacji można także rozważać wyłudzenie poświadczenia nieprawdy, o którym mówi art. 272 kodeksu karnego.
– Wprowadzając komisję egzaminacyjną w błąd co do autorstwa pracy magisterskiej, student wyłudza dyplom, który stwierdza nieprawdziwą okoliczność ukończenia studiów – zaznacza Paweł Sowisło.
Używanie tak uzyskanego dyplomu i jego przedstawianie pracodawcy, zgodnie z art. 273 kodeksu karnego, jest przestępstwem. Grozi za nie kara grzywny ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do dwóch lat.
W celu ograniczenia liczby nieuczciwie napisanych prac magisterskich część uczelni stosuje tradycyjne metody walki z plagiatem.
– Wychodzimy z założenia, że najlepszym sposobem jest systematyczna praca w ramach relacji promotor–student. Promotor najszybciej może stwierdzić, czy praca została napisana samodzielnie – mówi Marcin Miga, rzecznik prasowy Uniwersytetu Opolskiego.
Gorzej, jeżeli sam promotor popełnia plagiat.
– Nierzadko zdarza się, że to studenci są ofiarami plagiatu. Promotorzy zamieszczają w swoich pracach naukowych obszerne fragmenty prac studentów, przypisując sobie ich autorstwo. Niestety takie sprawy rzadko są ujawniane – mówi Robert Pawłowski, rzecznik praw studenta.



Narzędzie prokuratury

Remedium na nagminne łamanie praw autorskich na polskich uczelniach może być sprawdzanie prac informatycznym systemem antyplagiatowym. Jest on stosowany już w 100 szkołach wyższych. System określa, w jakim stopniu praca była pisana niesamodzielnie. Wskazuje także liczbę zapożyczonych fragmentów.
System okazał się przydatny nie tylko przy analizie prac studentów. Plagiat.pl pomoże lubelskiej prokuraturze w wyjaśnieniu sprawy domniemanego plagiatu Piotra N., pracownika wydziału politologii UMCS. Sprawa miała początek kilka miesięcy temu, kiedy dr Paweł Frankowski znalazł w pracy doktorskiej N. wiele bezprawnie użytych fragmentów ze swojej książki. Ostatecznie rada wydziału zamknęła przewód Piotra N., a dziekan Grzegorz Janusz skierował sprawę do sądu. To nieodosobniony przykład plagiatu wśród kadry naukowej szkół wyższych.
Niestety postępowania przed komisjami dyscyplinarnymi na uczelniach są najczęściej umarzane. Głośną sprawą było podejrzenie popełnienia plagiatu przez prof. Mariana G. zAkademii Medycznej we Wrocławiu. Komisja, badająca sprawę, doszła do wniosku, że wszystkie zapożyczenia były opisane i wskazano ich źródła, a zapożyczenie wielu akapitów tekstu w niezmienionej formie można traktować w kategorii złego smaku, ale nie plagiatu.

Plagiat w sieci

Plagiat jest nagminny nie tylko na uczelniach, ale przede wszystkim w internecie. Ofiarą łamania praw autorskich w sieci padają głównie wydawcy.
Postanowili więc walczyć o ochronę swoich treści wykorzystywanych przez serwisy internetowe bez umów i opłat. Odszkodowanie przekraczające 103 tys. zł na rzecz INFOR Biznes, wydawcy Dziennika Gazety Prawnej, zasądzono pod koniec zeszłego roku od firmy, wydawcy serwisu Mojeprawo.pl.
2 mln zł wynosi szacowana przez wydawców prasy wartość odszkodowań od serwisów internetowych publikujących treści z naruszeniem praw wydawców
ikona lupy />
Odpowiedzialność za plagiat / DGP
ikona lupy />
Aż 40 proc. studentów podczas pisania prac magisterskich i licencjackich łamie prawa autorskie. / Inne