Od końca października było wiadomo, że przepisy penalizujące nieprzestrzeganie nakazów covidowych przez osoby zdrowe dopiero wejdą w życie. W tym czasie policja podwoiła liczbę wątpliwych kar
DGP
Już wiosną, kiedy wprowadzano powszechny wymóg zakrywania nosa i ust, eksperci wskazywali na brak podstawy prawnej do nakładania sankcji za niestosowanie się do tego nakazu. Zgodnie z art. 46b ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1845 ze zm.) w drodze rozporządzenia można było nakładać obowiązki jedynie na osoby chore i podejrzane o chorobę.

Spóźniona reakcja

Po tym jak część sądów zaczęła uniewinniać osoby, które odmawiały przyjęcia mandatu, w końcu ustawodawca postanowił tą kwestię wyprostować. W ustawie o zmianie niektórych ustaw w związku z przeciwdziałaniem sytuacjom kryzysowym związanym z wystąpieniem COVID-19 (Dz.U. z 2020 r. poz. 2112) zmieniono nie tylko wspomniany art. 46b, dając wyraźną podstawę prawną (w rozporządzeniu można ustanowić nakaz zakrywania ust i nosa w określonych okolicznościach, miejscach i obiektach oraz na określonych obszarach, wraz ze sposobem realizacji tego nakazu), lecz także art. 116 kodeksu wykroczeń.
W uzasadnieniu napisano wprost, że celem nowelizacji „jest objęcie penalizacją nieprzestrzegania zakazów, nakazów, ograniczeń lub obowiązków zawartych w przepisach o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi lub w przepisach o Państwowej Inspekcji Sanitarnej także o osoby zdrowe”.
Ustawa została przyjęta przez Sejm 23 października br., następnie trafiła do Senatu, a 3 listopada podpisał ją prezydent. Kłopot w tym, że w tym samym akcie znalazły się przepisy przyznające podwyżki dla lekarzy, z których rząd chciał się „wykręcić”, bezprawnie wstrzymując publikację ustawy w Dzienniku Ustaw. Ta nastąpiła dopiero w ostatnią sobotę, a regulacje obowiązują od niedzieli.
Tymczasem z policyjnych statystyk wynika, że od 23 października do zeszłego wtorku policja podwoiła liczbę wystawionych mandatów. Liczba wniosków do sądów wzrosła zaś o ponad połowę. Powstaje pytanie o to, czy policja – mając świadomość uchwalenia i podpisania przez prezydenta ustawy – nadal mogła nakładać grzywny w świetle wątpliwej podstawy prawnej. Zwłaszcza że nie brak prawników uważających, iż zmiana przepisów ustawowych powoduje konieczność wydania nowego rozporządzenia.
– O ile nie oczekuję, z całym szacunkiem, pogłębionej refleksji prawnej od policjanta na ulicy, o tyle oczekuję jej od jego przełożonych, od poziomu komendanta głównego policji do poziomu komendanta komisariatu, którzy by zwrócili funkcjonariuszom uwagę na problem prawny i konieczność przeniesienia reakcji na pouczenia. Bo przecież w obecnej sytuacji nikt nie kwestionuje, że twarze należy zakrywać – mówi Radosław Baszuk, adwokat. I dodaje, że problem leży w wymiernych korzyściach fiskalnych dla budżetu. – Jeśli w ciągu siedmiu dni od przyjęcia mandatu obywatel nie złoży do sądu wniosku o jego uchylenie, to on zostaje w obrocie prawnym. Nie istnieje procedura wzruszenia mandatu po tym czasie, dzięki czemu państwo ściągnie kilkadziesiąt milionów złotych – tłumaczy prawnik.

Obywatel, czyli frajer

W tej sytuacji o ile osoby, które odmówią przyjęcia mandatu, mają szansę zostać uniewinnione przez sąd, o tyle te pozostałe będą pokrzywdzone. – Przyjmując mandat, obywatel działa w zaufaniu do organu państwa, a organ państwa go, mówiąc kolokwialnie, kantuje. Od długiego już czasu państwo polskie traktuje swoich obywateli jak frajerów, także w aspekcie działań represyjnych – mówi gorzko mec. Baszuk.
– Dlatego jeżeli w jakiejkolwiek indywidualnej sytuacji obywatel ma wątpliwość, to należy wsłuchiwać się czy wczytywać w pouczenia, a następnie korzystać z wszelkich możliwych dróg zbadania sprawy przez sąd. Zwłaszcza w dzisiejszych, trudnych pod względem jakości stanowionego prawa, czasach – podkreśla sędzia Barbara Piwnik, była minister sprawiedliwości.
Z kolei mec. Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka dodaje, że to nie jest pierwszy przykład braku refleksji prawnej policji, zwłaszcza w odniesieniu do własnych kompetencji.
– Analizując przepisy, już dawno można było dojść do wniosku, że nie ma podstawy do karania osób, które nie są zakażone ani podejrzane o zakażenie. Z punktu widzenia walki z epidemią mało rozsądnym było tak długie tolerowanie przez ustawodawcę stanu, w którym nie ma twardych wymogów noszenia maseczek. Mając już pierwsze sygnały podważające legalność, ustawodawca powinien był zmienić przepisy. Natomiast od momentu, gdy ustawodawca dostrzegł błąd, do czasu jego faktycznego naprawienia policja powinna pouczać i uświadamiać, czyli działać słowem, a nie zawsze „pałką” – mówi mec. Wolny.
Tymczasem akurat w ciągu ostatnich tygodni liczba pouczeń wzrosła najmniej (patrz: grafika).

Bo jeszcze nie weszły

– Policja zgodnie z zasadą legalizmu działa na podstawie i w granicach prawa. Nie można oczekiwać od policji, że będzie stosować przepisy, które nie obowiązują. Czy w oczekiwaniu na wejście w życie zapowiadanego nowego aktu prawnego mieliśmy nie egzekwować stosowania się do wymogów epidemicznych? Policja zawsze w pierwszej kolejności poucza o określonych obowiązkach, ale w stosunku np. do antycovidowców racjonalna perswazja nie przynosi rezultatów – mówi Mariusz Ciarka, rzecznik komendanta głównego policji. – Poza tym mówienie o tym, że przed zmianą przepisów policja nie miała podstawy prawnej do nakładania kar, jest dyskusyjne i oparte na opiniach osób, które jednak nie zainicjowały zmiany tych przepisów. Policja wystawiała grzywny na podstawie art. 54 k.w., który przewiduje karę za naruszenie przepisów porządkowych wydanych na podstawie ustawy. A skoro przepisy rozporządzenia Rady Ministrów wydane na podstawie ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi ani nie zostały uchylone, ani zakwestionowane, to nie było powodu, by policja ich nie stosowała – dodaje Mariusz Ciarka, który przypomina, że kwestionowanie przez sądy wniosków o ukaranie było incydentalne.