Czy dostawca internetu, którego wiąże przecież tajemnica telekomunikacyjna, jest uprawniony do odmowy przedstawienia danych osobowych abonenta usługi w sprawie o naruszenie dóbr osobistych, jeżeli to właśnie treści prezentowane za pośrednictwem internetu mogą stanowić podstawę tego naruszenia? Z tym pytaniem zmierzy się dziś Sąd Najwyższy (sygn. akt III CZP 78/19).
A odpowiedzią ma być uchwała. Sprawa jest istotna, gdyż dotyczy zderzenia dwóch wartości: prawa do sądu i prawa do prywatności.
Stanowisko w niej zajął już rzecznik praw obywatelskich. Uważa on, że ujawnienie tajemnicy telekomunikacyjnej w postaci danych osobowych abonenta na potrzeby procesu o ochronę dóbr osobistych powinno być dopuszczalne ‒ o ile to właśnie treści z internetu były podstawą naruszenia. W przeciwnym razie ‒ wskazuje RPO ‒ obywatel byłby pozbawiony konstytucyjnego prawa do sądu oraz do ochrony swojej prywatności.
Adam Bodnar w swym stanowisku podkreśla, że dostrzega konieczność ochrony konstytucyjnych wartości, takich jak z jednej strony prawo do prywatności i autonomii informacyjnej jednostki (art. 47 oraz art. 51 konstytucji), a z drugiej strony prawo do sądu (art. 45 ust. 1 konstytucji). Musi być zatem ważony z jednej strony interes osoby, której dane są chronione poprzez tajemnicę telekomunikacyjną, a z drugiej ‒ osoby, której cześć i dobre imię są naruszane. Rzecznik opowiada się bardziej za prawem do sądu i interesem osoby, której dobre imię zostało naruszone. Przy czym oczywiście udostępnienie danych musi być adekwatne. Niedopuszczalne byłoby przekazywanie ich i odstępstwo od tajemnicy telekomunikacyjnej z powodu błahych zdarzeń.
„W ocenie RPO akceptacja stanowiska pozwalającego na odmowę przedstawienia informacji, o które sąd zwraca się w postępowaniu cywilnym, może naruszać prawo do sądu. Strona ‒ nie mogąc uzyskać takich danych w inny sposób niż przez wnioskowanie, by to sąd zobowiązał operatora do ich przedstawienia ‒ nie jest w stanie wykazać naruszenia swojego dobra osobistego” ‒ podkreśla rzecznik w swym stanowisku. I dodaje, że podejście to jest niezgodne z art. 45 ust. 1 ustawy zasadniczej oraz art. 47, mówiącym o prawie do prywatności w zakresie ochrony czci i dobrego imienia. W praktyce bowiem ktoś, czyje dobra osobiste były naruszane w sieci, byłby pozbawiony możliwości ochrony samego siebie ‒ nie wiedziałby bowiem, kogo pozwać.
Adam Bodnar zastrzega zarazem, że sąd powinien minimalizować wpływ na prywatność wniosków dowodowych przedstawianych przez strony. Sąd może przecież ‒ czytamy w stanowisku ‒ nie dopuścić wniosku dowodowego, który byłby np. złożony jedynie w celu uzyskania informacji o drugiej stronie sporu sądowego lub obejmowałby dane nieistotne dla postępowania ‒ przez co stanowiłby nieproporcjonalną ingerencję w prywatność drugiej strony procesu.
Sprawa jest istotna, gdyż dotyczy zderzenia dwóch wartości: prawa do sądu i prawa do prywatności