Ministerstwo Infrastruktury wznawia prace nad zwiększeniem nadzoru na stacjami kontroli pojazdów (SKP). Szykowana zmiana przepisów wynika z konieczności dostosowania prawa do unijnej dyrektywy 2014/45/UE, która określa minimalne wymagania badań technicznych aut. Termin na uchwalenie regulacji minął już trzy lata temu, a od dwóch powinniśmy je stosować.
Nowelizacja prawa o ruchu drogowym dotycząca nadzoru nad SKP została już raz przyjęta przez rząd w październiku 2018 r. i prawie uchwalona przez Sejm, ale projekt został zdjęty z porządku obrad tuż przed trzecim czytaniem. Przewidywał, że nadzór nad funkcjonowaniem stacji diagnostycznych przejmie od starostw Transportowy Dozór Techniczny, który miał utworzyć też własne stacje. Na tych ostatnich miały być m.in. powtórnie badane pojazdy niedopuszczone do ruchu na komercyjnych stacjach, pojazdy po przeróbkach czy te, których właściciele nie zgłosili na badania w terminie.
Teraz koncepcja zasadniczo się zmieniła. Nadzór nad SKP będzie się opierał na trzech filarach. Starostwa będą prowadzić rejestr przedsiębiorców prowadzących SKP, a także sprawować nadzór administracyjny nad ośrodkami szkolenia diagnostów.
TDT będzie odpowiadał za organizację, funkcjonowanie i poprawę jakości systemu badań technicznych. W kompetencjach dyrektora TDT będzie m.in. zawieszanie, cofanie i przywracanie uprawnień diagnostom oraz przeprowadzanie kontroli na stacjach.
Z kolei Instytut Transportu Samochodowego będzie egzaminował kandydatów na diagnostów oraz prowadził seminaria dla wykładowców zatrudnionych w ośrodkach szkolenia. Natomiast inspektorzy TDT będą przeprowadzać wyrywkowe kontrole, podczas których diagnosta będzie musiał pod okiem kontrolera przeprowadzić wszystkie czynności z zakresu przeprowadzanego badania technicznego.
Dodatkowo projekt wprowadza obowiązek fotografowania obecności pojazdu na badaniach technicznych i przechowywania zdjęć przez dwa lata. Ma to pozwolić ustalić, czy dane auto faktycznie zostało sprawdzone, czy też diagnosta dopuścił je do ruchu, nawet go nie widząc.
Eksperci podkreślają, że tego typu przypadki nie zdarzają się często. Realnym problemem są pobieżne kontrole lub przymykanie oka na usterki, które nie są ewidentne i widoczne z daleka.
– Z drugiej strony to lepszy pomysł, niż proponowany w poprzedniej wersji monitoring, który również byłby nieskuteczny. Przecież jeśli diagnosta wchodzi do kanału, on i podwozie są niewidoczni. Natomiast koszty związane z koniecznością zainstalowania monitoringu i archiwizacji nagrań byłyby nieporównywalnie większe – zwraca uwagę Marcin Barankiewicz, prezes Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów. Dodając, że diagności już teraz często wykonują zdjęcia, szczególnie dokumentujące stan licznika. Zdarza się bowiem, że nieuczciwy właściciel pojazdu lub handlarz używanymi autami cofa wskazania drogomierza, a później zarzuca diagnoście, że to on wpisał błędne dane o przebiegu.
Wpływ nowych przepisów na koszty prowadzenia stacji diagnostycznych będzie można ocenić dopiero po przedstawieniu projektu ustawy wraz z pakietem aktów wykonawczych. Jednak przedstawiciele branży przypominają o konieczności podniesienia opłat za badanie techniczne pojazdu. Przegląd auta osobowego kosztuje 98 zł (z instalacją LPG 161), ciężarowego 153 zł, a motocykla czy ciągnika rolniczego 62 zł. Stawki nie zmieniły się od 2004 r. i już dawno nie odzwierciedlają kosztów ponoszonych przez przedsiębiorców. – Od tego czasu wzrosły koszty pracy, podatki, koszty serwisowania urządzeń czy obsługi biurowej. W 2004 r. płaca minimalna wynosiła 824 zł, obecnie – 2,6 tys. zł. Poza tym opłata za badanie techniczne jest kwotą brutto, co oznacza, że po zwiększeniu stawki VAT, z punktu widzenia przedsiębiorców mieliśmy do czynienia de facto z jej obniżką – zaznacza Barankiewicz.
Na tym etapie Ministerstwo Infrastruktury nie informuje, czy i o ile zostaną podwyższone opłaty. – Szczegóły dotyczące rozwiązań przyjętych w nowelizacji ustawy zostaną opublikowane w projekcie kierowanym do konsultacji – ucinają jego przedstawiciele.
Będzie opłata depozytowa za oleje silnikowe
Rząd wraca do pomysłów sprzed roku na walkę ze smogiem. Firmy wytwarzające i obracające olejami smarowymi będą musiały uzyskać koncesję. Do ceny sprzedawanego oleju silnikowego będzie doliczana kaucja (ok. 4,5 zł. za litr), zwracana po oddaniu przepracowanego oleju do zajmujących się jego utylizacją lub przetwarzaniem podmiotów. Opłata depozytowa miałaby być też zwracana po wymianie oleju w warsztatach samochodowych (te zobowiązano by do współpracy z punktami przetwarzania zużytych płynów). Wszystko po to, by zużyty olej nie był nielegalnie spalany w nieprzystosowanych do tego piecach. Szacuje się, że w ten sposób spalanych jest ok. 100 tys. ton zużytego oleju rocznie, co przyczynia się do emisji do atmosfery szkodliwych substancji i naraża budżet na straty sięgające nawet 300 mln zł.