Izba Karna Sądu Najwyższego oddaliła w czwartek kasację pokrzywdzonego jako oczywiście bezzasadną. Jednak przekazała sprawę do ponownego rozpoznania w instancji ze względu na bezwzględną przyczynę odwoławczą. A było nią… orzekanie dwa razy przez tego samego sędziego.
Sprawa dotyczyła przywłaszczenia mienia spółki przez jej prezesa. W I instancji został on uniewinniony, co podtrzymał później sąd odwoławczy. Poszkodowani – inni wspólnicy – występujący jako oskarżyciele subsydiarni, wnieśli kasację od tego wyroku. Zarzucali sądowi apelacyjnemu nieprawidłową ocenę dowodów oraz nieodniesienie się do wszystkich zarzutów apelacji.
Skład orzekający uznał kasację za oczywiście bezzasadną. Sąd apelacyjny nie prowadził w ogóle postępowania dowodowego, zarzut złej oceny dowodów był więc bezpodstawny. Także zarzut formalnoprawny, tj. nierozpoznania należycie apelacji, nie był zdaniem SN uzasadniony.
Do uchylenia wyroku przyczyniło się natomiast w pewnym sensie gapiostwo, i to wszystkich zainteresowanych. Jeszcze w I instancji postępowanie zostało zawieszone na czas trwania sporu cywilnego o przedmioty. Następnie, wobec braku skargi oskarżyciela, zostało umorzone.
Jednak postanowienie w tej sprawie zostało uchylone przez sąd odwoławczy i przekazane do ponownego rozpoznania. I zostało rozpoznane przez tego samego sędziego, który wcześniej zdecydował o umorzeniu. Stanowiło to naruszenie art. 40 ust. 1 pkt. 7 kodeksu postępowania karnego. Stanowi on, że z mocy prawa wyłączony z udziału w rozprawie jest sędzia, który brał udział w wydaniu orzeczenia, które zostało uchylone (w tym wypadku orzeczenia o umorzeniu). Jeśli zaś wyrok wydał sędzia z mocy ustawy wyłączony (tzw. iudex inhabilis), jego rozstrzygnięcie jest również z mocy prawa nieważne. Co ciekawe, okoliczności tej nie zauważyła ani żadna ze stron, ani sąd apelacyjny.
orzecznictwo
Postanowienie SN z 23 lipca 2020 r., sygn akt. III KK 287/19.