Skoro wiele aktywności przenieść się ma do internetu, to czy i demokracja – choćby w niewielkim stopniu – także nie powinna?
Pandemia COVID-19 ukazała, że stan powszechnego zagrożenia zdrowia to doskonałe pole do rozwoju autorytarnych zapędów. W wielu krajach bez żadnych podstaw konstytucyjnych i nieproporcjonalnie ograniczane są podstawowe prawa i wolności jednostki. Czy polskie władze słusznie ograniczają nasze prawa rozporządzeniami? Na ten temat powiedziano już chyba wszystko, tak jak i o stanach nadzwyczajnych. Słusznie podniesionych tez nie trzeba powtarzać. Raczej należy wsłuchać się w głos doświadczonych prawników – naukowców i praktyków, którzy wyczuwają niepokojące zmiany (por. chociażby stanowisko pracowników wydziałów prawa polskich uczelni wyższych w sprawie wyborów korespondencyjnych podpisane przez ponad 400 prawników). Ci prawnicy są dziś jak Kasandra, której przepowiedniom nikt nie dawał wiary. Wiedziała o nadchodzącej zagładzie Troi, ale nie mogła nikogo przekonać do swoich racji. Taka też dzisiaj wydaje się dola prawników, profesorów, dysydentów.

Wybory: kiedy i jak?

Ad casum – wybory prezydenckie 2020 r. Po wypełnieniu pięcioletniej kadencji głowy państwa konstytucyjnie bezsprzeczne jest, że należy dopuścić do naturalnej w państwie demokratycznym realizacji zasady alternacji władzy. Na warunkach równych dla wszystkich kandydatów. Posługując się zdrowiem publicznym niczym wytrychem, zaproponowano głosowanie korespondencyjne. I tu konstytucyjny dylemat Kasandry się materializuje. Wszelkie ostrzeżenia przegrywają walkę z chybioną interpretacją koncepcji „woli powszechnej” sformułowanej przez J.J. Rousseau.
Jest przynajmniej kilka możliwości wybrnięcia z tej sytuacji. Poza wszystkimi racjonalnymi i oczywistymi, które w domenie publicznej zostały podniesione wcześniej, jedną z możliwości przecięcia tego węzła gordyjskiego jest wprowadzenie głosowania elektronicznego. Nie jako podstawowego sposobu oddawania głosu, ale jako opcji, która ograniczyłaby wizyty w lokalach wyborczych. Być może pandemia przyczyniłaby się do stałej implementacji e-votingu do polskiego prawa wyborczego?
Niewątpliwie istnieją minusy takiej sytuacji. Wprowadzenie do systemu prawnego może trwać długo, może wystąpić problem z zabezpieczeniem infrastruktury teleinformatycznej, co więcej, stworzenie specjalnego systemu pochłonie miliony. Lecz czy nie jest podobnie z głosowaniem korespondencyjnym? Próba wdrożenia głosowania przez internet w kilka miesięcy byłaby niewątpliwie jak operacja na otwartym sercu. Jednak już nawet na etapie teoretycznych przygotowań można stwierdzić, że głosowanie elektroniczne w wyższym stopniu wypełniałoby konstytucyjne przymiotniki wyborcze niż głosowanie korespondencyjne przeprowadzone w maju.
Główne wątpliwości budzić powinno procedowanie zmian legislacyjnych niedługo przed wyborami. Zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 3 listopada 2006 r. (sygn. K 31/06) w ciągu sześciu miesięcy od podjęcia czynności wyborczych nie powinny być wprowadzane żadne zmiany w prawie wyborczym. Jednak dla rodzimego ustawodawcy ostatnimi czasy wymagania proceduralne nie są przeszkodą nie do pokonania...
Skoro więc zdaniem ministra zdrowia nie będziemy mogli zagłosować w sposób tradycyjny przez następne dwa lata, to naturalnie warto rozważyć wprowadzenie choćby krótkotrwałego stanu nadzwyczajnego, a czas ten wykorzystać na implementację głosowania przez internet. W XXI w. wydaje się to naturalną drogą.
Nie bylibyśmy pierwsi, niektóre kraje już ponad dwie dekady temu rozpoczęły przygotowania umożliwienia skorzystania z e-votingu. W szwajcarskim kantonie Zurych wprowadzono w 2006 r. głosowanie elektroniczne, nie tylko za pomocą internetu, lecz także wiadomości SMS (z tego drugiego sposobu ostatecznie zrezygnowano). Podobne próby zostały przeprowadzone w kantonach Genewa oraz Neuchâtel. Systemy zapewniły tajność i powszechność głosowania. Oprócz tego pozostawiono możliwość głosowania korespondencyjnego oraz tego zwykłego – poprzez wrzucenie głosu do urny. W 2007 r. w Estonii 5,5 proc. uprawnionych obywateli oddało głos za pomocą systemu elektronicznego. W USA od 2019 r. istnieje e-voting m.in. w stanach Delaware, Georgia, Karolina Południowa, Luizjana, New Jersey. Oponenci wskażą: nie ma w pełni bezpiecznego systemu głosowania przez sieć. Pytanie tylko, czy „głosowanie kopertowe” takie bezpieczeństwo zapewnia?
Pozostawienie możliwości głosowania korespondencyjnego oraz tradycyjnego i wspomożenie ich elektronicznym sposobem oddawaniem głosu pomogłoby uniknąć zagrożenia epidemicznego. Polacy uwielbiają nowinki technologiczne w życiu prywatnym (co widać chociażby na przykładzie nowoczesnych metod płatności), więc może i w domenie publicznej chętnie by z nich korzystali. Szczególnie w czasach zagrożenia zarażeniem się wirusem. Do głosowania można by wykorzystać chociażby bankowość elektroniczną (połączoną z profilem zaufanym), dedykowane aplikacje uwierzytelniające głosy (np. tak jak dzieje się z PIT-ami), profil zaufany, elektroniczne podpisy kwalifikowane.

Wpłać, zagłosuj

Tropem nowych technologii i wykorzystania bankowości poszli polscy przedsiębiorcy. Zdaniem Tomasza Pruszczyńskiego, założyciela Fundacji Przedsiębiorczy Polacy, organizacja bezpiecznych – pod względem epidemicznym – wyborów jest w zasięgu ręki. Należy do tego wykorzystać system bankowy. Jak podkreśla Pruszczyński: wystarczy, aby każdy z kandydatów założył specjalne konto w banku, na które wyborca przeleje symboliczną złotówkę. Osoba, która w ten sposób zbierze większą liczbę głosów, byłaby zwycięzcą. Decydować miałaby liczba przelewów, a nie ich kwota.
Przy całej przychylności dla innowacyjnych rozwiązań, także w zakresie sprawowania władzy publicznej, tzw. wybory bankowe trzeba uznać za przykład kompletnego braku zrozumienia dla instytucji demokratycznych. Głosowanie przebiegające za pomocą przelania minimalnej kwoty na subkonto kandydata nie spełnia szeregu przepisów prawa konstytucyjnego – zarówno norm szczegółowych, jak i tzw. zasad prawa wyborczego.
Wybory bankowe nie zapewniają powszechności elekcji. Takie głosowanie miałoby charakter dyskryminacyjny – i to nawet podwójnie: aby zagłosować, należałoby mieć nie tylko połączenie z internetem, lecz także konto bankowe. Wykluczona byłaby znacząca część społeczeństwa (m.in. osadzeni – pozbawieni wolności, osoby przebywające w szpitalach). Dodatkowo zagłosować nie mogłyby osoby ubogie, dla których przelanie jakiejkolwiek kwoty na konto kandydata stanowiłoby uszczerbek dla normalnego funkcjonowania. W moim odczuciu, uzależnienie możliwości głosowania od posiadania wolnych środków pieniężnych stanowi wprowadzenie poważnego cenzusu wyborczego.
Powstałaby również konieczność stworzenia superkomisji wyborczej, która dokonywałaby liczenia głosów oraz weryfikowała posiadanie uprawnień do oddania głosu – dla całego kraju – ze spisem wyborców (art. 26 par. w zw. z art. 181a par. 1).
Nie byłaby zapewniona realizacja zasady bezpośredniości wyborów, która wymaga osobistego udziału osoby uprawnionej do oddania głosu. Najpewniej osoby starsze bądź wykluczone cyfrowo potrzebowałyby pomocy. A czy wnuczek na pewno zagłosuje na kandydata babci?
Pomysłodawcy twierdzą, że tajemnica bankowa zapewni anonimowość głosowania. To nieprawda. Tajemnica głosowania wynika wprost z art. 127 ust. 1 Konstytucji RP oraz 287 Kodeksu wyborczego. Wykonywanie obowiązków wynikających z realizacji art. 104 ustawy – Prawo bankowe (tajemnica bankowa) nie zapewni w najmniejszym nawet stopniu realizacji konstytucyjnego wymogu głosowania tajnego. Od samej tajemnicy bankowej są zresztą liczne wyjątki. Dostęp do danych bankowych mogą mieć m.in. Komisja Nadzoru Finansowego, sąd lub prokurator, Szef Krajowej Administracji Skarbowej, naczelnik urzędu celno-skarbowego, Prezes NIK, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Policja, Żandarmeria Wojskowa, Służba Więzienna, Służba Ochrony Państwa, Straż Graniczna, szef CBA. Gdybyśmy zaś głosowali (dokonywali przelewu) na poczcie czy w placówce banku, osoba obsługująca będzie wiedziała, na kogo oddaliśmy głos. Informacja ta zostanie też uwidoczniona na naszym rachunku bankowym, co będzie łatwe do sprawdzenia w przyszłości.
Co, jeśli uprawniony chce oddać głos na danego kandydata, ale nie zgadza się na przekazanie swoich pieniędzy na cel, na który mają zostać przeznaczone zgromadzone w wyborach środki. I kto miałby o tym zdecydować?
Wykorzystanie systemu bankowego do głosowania jest ciekawe, ale w proponowanej formie sprzeczne właściwie ze wszystkimi zasadami prawa wyborczego. Sąd Najwyższy powinien więc orzec o niedopuszczalności przeprowadzenia takich wyborów. Jest to podstawa prowadząca do stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta RP (por. art. 131 ust. 2 pkt 3 Konstytucji RP). Skutkiem takiej sytuacji jest wyznaczenie marszałka Sejmu jako organu uprawnionego do sprawowania funkcji prezydenta.

Myślmy o przyszłości

Wracając do wątku głównego, czyli alternatywnych metod głosowania, skoro wiele aktywności przenieśliśmy internetu, to być może i demokracja – choćby w niewielkim stopniu – także powinna przenieść się do tej sfery? Epidemie mają się stać naszą codziennością. Niewątpliwie zatem trzeba znaleźć alternatywy pozwalające na sprawne funkcjonowanie aparatu państwowego. Badając system konstytucyjny Szwajcarii, przekonałem się, że istnieje stała grupa wyborców, którzy swój udział w sprawowaniu władzy publicznej uzależniają od dostępności mechanizmu głosowania za pomocą komputera. Roboczo nazywam ich e-partycypantami. Kto wie, może i w Polsce wykształciłaby się taka grupa?
Najważniejsze jednak jest poszanowanie prawa i zasad konstytucyjnych. Możemy dyskutować nad systemem wyborczym, ale wyłącznie w odpowiednich do tego warunkach, z należytym wyprzedzeniem oraz w poszanowaniu różnych stanowisk społecznych. W przeciwnym razie wszystkim prawnikom, a także obywatelom chcącym brać czynny udział w życiu publicznym na określonych, konstytucyjnych warunkach pozostaje dalsze wypełnianie dylematu Kasandry. Przecież wszyscy wiemy, że wybory w maju nie mogą się udać. Tylko dlaczego Troja nie słucha?