Obie dotyczą nieprawdopodobnego kryzysu, jakiego nie widziały pokolenia. Dziś nie jesteśmy w stanie nawet przewidzieć jego rozmiaru. W zasadzie nic innego się nie liczy. I chyba wszyscy jesteśmy co do tego zgodni.
A jednak. Od tygodni politycy uparcie zaprzątają nam głowę trzecią kwestią, której ciężar jest - w porównaniu z poprzednimi - śmiesznie mały. W normalnych okolicznościach wybory prezydenckie i ich termin mają oczywiście poważne znaczenie. Teraz są sprawą błahą, która powinna zaczekać.
I w tym przypadku prawie wszyscy jesteśmy zgodni.