Wystąpienie pani dyrektor sanepidu w Słubicach na temat pierwszego w Polsce chorego zarażonego koronawirusem na długo pozostanie w mej pamięci. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Pani dyrektor ze swadą opowiadała o życiu prywatnym pacjenta, skomplikowanej sytuacji rodzinnej, jego dziecku i o tym, jak mieszka.
Na koniec wyraziła żal, że żona chorego nie chciała jej podać dokładniejszych danych. „Ja nie potrzebuję tych danych, żeby sprzedać je na targu czy poopowiadać o nich przy budce z piwem” – zaznaczyła pani dyrektor. Lepiej chyba zdradzać szczegóły czyjegoś życia prywatnego przy budce zpiwem niż podczas publicznej, rejestrowanej przez media konferencji.
Czytając artykuł zielonogórskiej „Gazety Wyborczej” też nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Już z pierwszego zdania dowiedziałem się, jakiej partii działaczem był pacjent. „Jak ustaliła Wyborcza” – podkreślono. Co mają czyjeś poglądy polityczne do choroby? Tego już nie wyjaśniono.
Te dwa przykłady pokazują, jak wielkie spustoszenie sieje koronawirus. Gorsza od choroby jest jednak utrata zahamowań. Jakim prawem publicznie roztrząsa się czyjeś rodzinne sprawy i ujawnia czyjeś poglądy? Nie wiem. Co gorsza, nie wiem też po co. Co dała nam informacja, w jakiej partii działał chory? Jaka jest korzyść z tego, że znamy jego rodzinne problemy?
Nie tylko o przyzwoitość tu jednak chodzi. Także o prawo. Artykuł 47 konstytucji każdemu z nas gwarantuje ochronę prywatności. Prywatności, która w sposób bezprawny i, co gorsza, całkowicie bezcelowy została naruszona.
Ktoś powie, że nie złamano prawa, bo przecież nie podano nazwiska chorego. Znamy więc poglądy polityczne oraz relacje rodzinne, ale nie wiadomo kogo. Tyle że to nieprawda. Mając wszystkie te informacje oraz znając miejsce zamieszkania chorego możemy bez trudu ustalić o kogo chodzi (tym bardziej, że startował w wyborach do Sejmu). Mieszkańcy Cybinki nie muszą nawet korzystać z internetu, by wiedzieć, kim jest pacjent zero.
W przeciwieństwie do wielu osób zawsze byłem zwolennikiem RODO. Uznawałem, że nawet jeśli nie jest doskonałe, to jednak zwiększa ochronę naszej prywatności. Mój entuzjazm jednak coraz bardziej słabnie. Bo jak wierzyć w przepisy, które z jednej strony są wykorzystywane do utajnienia list poparcia kandydatów do KRS, a z drugiej strony nie zapewniają elementarnej ochrony człowiekowi dotkniętemu chorobą?