Sąd Najwyższy zamierza uprzedzić wejście w życie ustawy dyscyplinującej sędziów. Działa także Bruksela: dziś lub jutro wniosek KE może trafić do TSUE.
Sąd Najwyższy zamierza uprzedzić wejście w życie ustawy dyscyplinującej sędziów. Działa także Bruksela: dziś lub jutro wniosek KE może trafić do TSUE.
W najbliższy czwartek połączone izby: Cywilna, Karna oraz Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego zajmą się wnioskiem I prezes SN. Małgorzata Gersdorf pyta w nim, jaki wpływ na ważność orzeczeń ma fakt, że w składzie orzekającym była osoba wskazana prezydentowi przez obecną Krajową Radę Sądownictwa. Skutki czwartkowej uchwały, jeżeli zostanie jej nadana moc zasady prawnej, mogą mieć olbrzymie znaczenie dla porządku prawnego w naszym kraju. Wniosek dotyczy bowiem nie tylko osób zasiadających w Izbie Dyscyplinarnej SN, ale także tych z Izby Cywilnej oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Ta ostatnia w całości składa się z sędziów, którzy przeszli procedurę konkursową przed kontestowaną KRS. Ma ona na koncie już wiele istotnych orzeczeń, np. stwierdzające ważność ostatnich wyborów parlamentarnych.
– To, czy ważne będą orzeczenia wydawane w składach z osobami wskazanymi przez obecną radę, zależeć będzie od tego, w jaki sposób w uchwale zostaną określone jej skutki czasowe – mówi dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem istnieje możliwość, że SN, aby nie pogłębiać chaosu prawnego, stwierdzi, że status tych osób nie był jeszcze przesądzony, więc czynności przez nie podejmowane „nie są nieważne”.
Zaleśny dodaje, że istotna jest pewność co do ważności aktów, które zostały podjęte z udziałem osób, których sędziowski status jest podważany. Jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem, pozwalającym skutecznie przeciąć tego typu dywagacje, byłaby interwencja ze strony ustawodawcy.
Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, podkreśla, że najważniejsze, aby czwartkowa uchwała była jednoznaczna. – W przeciwnym wypadku nie spełni swojej roli – stwierdza rozmówca DGP. Nie obawia się, że uchwała SN de facto podważy tysiące orzeczeń zarówno SN, jak i sądów powszechnych, gdzie także zasiadają osoby wskazane przez obecną KRS. – Z naszych wyliczeń wynika, że ich usunięcie z porządku prawnego zajęłoby maksymalnie rok, oczywiście przy założeniu dobrej woli ze strony przedstawicieli pozostałych władz – mówi.
Innego zdania jest wice minister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. – SN może podejmować różne uchwały, ale ustawa ma jasne brzmienie: sędzia nie może podważać statusu innego sędziego. Pani Gersdorf nie chce uznawać sędziów powołanych przez prezydenta, co jest niebezpieczne dla polskiego ustroju, ale ustawa przesądzi te sprawy. To ustawa jest najwyższą formą usuwania rozbieżności w orzecznictwie – mówi nam wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.
Sąd Najwyższy ma wydać uchwałę w momencie, gdy Sejm będzie procedował tzw. ustawę dyscyplinującą sędziów. W piątek Senat, w którym przewagę ma opozycja, ją odrzucił, ale Prawo i Sprawiedliwość chce ją przywrócić w Sejmie i jak najszybciej wysłać do podpisu prezydenta.
Ze strony kancelarii nie ma deklaracji, czy Andrzej Duda szybko podejmie decyzję. Ale prezydent i jego współpracownicy popierają zapisy zawarte w ustawie i boją się, że w przeciwnym razie „starzy” sędziowie w SN pozbawią nowych, wskazanych przez obecną KRS, wpływu na wybór kandydatów na I prezesa SN. – Nie będą nam tutaj w obcych językach narzucali, jaki ustrój mamy mieć w Polsce i jak mają być prowadzone polskie sprawy – mówił w piątek na spotkaniu z mieszkańcami Zwolenia Andrzej Duda, odnosząc się do działań KE, opinii Komisji Weneckiej i orzeczenia TSUE. Prezydent poprosił o wsparcie, żeby obronić Izbę Dyscyplinarną.
Śpieszy się także Komisji Europejskiej. Dziś lub jutro jej wniosek o środki tymczasowe ma trafić do Trybunału Sprawiedliwości UE. Według naszych źródeł Komisja Europejska ma wnioskować o zawieszenie działalności Izby Dyscyplinarnej. Jeśli TSUE się do niego przychyli, będzie to dotkliwy i niespodziewany dla PiS ruch. Rząd w Warszawie liczył na nowe otwarcie w relacjach z UE, zwłaszcza z przewodniczącą KE Ursulą von der Leyen.
KE zaczęła się baczniej przyglądać poczynaniom rządu w Warszawie po wydaniu przez TSUE orzeczenia w sprawie Izby Dyscyplinarnej, na mocy którego 5 grudnia Sąd Najwyższy orzekł, że organ ten nie jest sądem w rozumieniu prawa europejskiego i polskiego. – Kiedy PiS zignorował to orzeczenie, w KE zapaliła się czerwona lampka. Von der Leyen wiedziała o wszystkim. Nawet urzędnicy w KE byli zaskoczeni narzuconym przez nią tempem procedowania. Spodziewano się, że wniosek o środek zabezpieczający trafi na posiedzenie komisarzy tydzień, dwa później, a ona podjęła decyzję błyskawicznie – słyszymy. – Teraz KE działa dużo szybciej niż w zeszłej kadencji, chce uprzedzić kolejne zmiany systemu – dodaje nasz rozmówca.
– Już pomijając fakt, że organizacja sądownictwa nie leży w kompetencjach UE, to ani TSUE, ani Komisja nie ma kompetencji, by oceniać Izbę Dyscyplinarną SN, ponieważ ona nie zajmuje się sprawami europejskimi, a dyscyplinarnymi sędziów – mówi Sebastian Kaleta.
Bruksela nie zamierza odpuszczać Polsce. Możliwe jest wniesienie kolejnej skargi do TSUE, tym razem na ustawę dyscyplinującą sędziów, ale już po jej uchwaleniu (KE nie może zajmować się projektowanym prawem). Dodatkowo, w ciągu miesiąca lub dwóch KE skończy prace nad nowym mechanizmem badania praworządności. – Jesteśmy gotowi to jak najszybciej przedstawić Radzie UE (gdzie kraje członkowskie są reprezentowane na szczeblu ministerialnym) – twierdzi źródło zbliżone do KE. Chodzi o zapowiadany przez von der Leyen doroczny przegląd stanu praworządności we wszystkich krajach członkowskich, w ramach którego przyglądano by się rządom prawa szeroko, obok sądownictwa także wolności słowa, walce z korupcją czy przestrzeganiu ustaw zasadniczych.
KE nie zamierza jednak rezygnować z dialogu z Warszawą. Do Polski wybiera się Věra Jourová, komisarz zajmująca się sprawiedliwością. Weźmie udział w uroczystościach rocznicowych w Auschwitz. Potem ma przyjechać do stolicy na rozmowy z rządem. Szczegóły wciąż są dogrywane. W grę wchodzi m.in. spotkanie z ministrem spraw zagranicznych Jackiem Czaputowiczem. Od wyniku rozmów zależy to, jak ułożą się dalsze relacje Brukseli z Warszawą i czy pomimo poważnych turbulencji na początku obie strony zdecydują się złagodzić ton.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama