Wostatnim czasie pojawiły się w prasie wypowiedzi zwolenników nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, wykazujące, iż przychody uzyskiwane z opłat ponoszonych przez strony postępowania cywilnego (gospodarczego) powinny pokrywać koszty postępowania.
Autorzy ci, jako „koszty postępowania” zdają się przy tym rozumieć koszty wymiaru sprawiedliwości sui generis.
Przedstawione tezy skłaniać muszą do refleksji, czy rzeczywiście tak powinno być? Czy strony postępowania prowadzonego przed sądem państwowym powinny w pełni finansować pracę sądów? Czy i w jakim zakresie różnić to się powinno w przypadku postępowań prowadzonych przed sądami arbitrażowymi?
W moim głębokim przekonaniu twierdzenia powyższe nie mogą się ostać: sądy państwowe nigdy nie były, nie są i nie będą finansowane w całości z opłat sądowych, gdyż jest to po prostu niemożliwe. Po pierwsze bowiem, rolą państwa jest zapewnienie powszechnego dostępu do wymiaru sprawiedliwości. Po drugie, w wielu sprawach (choćby w postępowaniu nieprocesowym) opłaty zawsze były i powinny być na tyle niskie, że nie sposób, aby pokryły one choćby niewielką część kosztów ich „obsługi”. Po trzecie wreszcie, ewentualne zbilansowanie ogromnych kosztów funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości z wpływami z tytułu opłat sądowych musiałoby oznaczać gigantyczne podwyżki – co w praktyce zablokowałoby dostęp do sądownictwa większości jego użytkownikom.
Niewątpliwie więc to Skarb Państwa musi zapewniać wystarczające środki na funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Ironią pozostaje, iż środki te – choć w skali roku wynoszące kilkanaście miliardów złotych – nie wystarczają na zapewnienie, aby sądy państwowe działały na miarę oczekiwań klientów, tj. wystarczająco szybko, sprawnie i profesjonalnie.
Czy osoba chcąca dochodzić swoich spraw jest więc skazana wyłącznie na sądy państwowe? Oczywiście nie: w większości przypadków (o ile tylko spór ma tzw. zdatność arbitrażową, tj. – zgodnie z art. 1157 k.p.c. – jest on o prawa majątkowe oraz o prawa niemajątkowe, mogące być przedmiotem ugody sądowej, z wyjątkiem spraw o alimenty) można bowiem poddać spór pod rozstrzygnięcie sądu arbitrażowego. Ceną za taką decyzję jest konieczność pokrycia kosztów postępowania, tj. uiszczenia opłaty arbitrażowej. Opłata ta (np. w Sądzie Arbitrażowym przy Konfederacji Lewiatan) nie jest jednak znacząco wyższa aniżeli opłata sądowa przy dochodzeniu roszczeń o prawa majątkowe przed sądem państwowym. Co zyskuje się w zamian? Przede wszystkim szybkość i sprawność postępowania, jak również możliwość powołania arbitrów posiadających kompetencję do rozstrzygnięcia danego sporu.
W powyższym kontekście rodzi się więc pytanie, jak to jest możliwe, że opłaty sądowe nie wystarczają i nie mogą wystarczać na prowadzenie postępowania przed sądami państwowymi, zaś opłaty arbitrażowe bez problemu wystarczają na prowadzenie postępowania przed sądem arbitrażowym? Odpowiedź jest w tym przypadku banalnie prosta: sądownictwo prywatne (czyli postępowanie przed sądami polubownymi) działa bowiem na zasadach w pełni rynkowych – dzięki racjonalizacji kosztów opłaty są w większości przeznaczane na wynagrodzenie arbitrów oraz ograniczone koszty funkcjonowania instytucji arbitrażowej. Koszty funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości są zaś nieskończenie wyższe, a przyznać trzeba, iż wpływa na nie także konieczność prowadzenia przez sądy państwowe spraw „niedochodowych” (przede wszystkim o prawa niemajątkowe).
Czy sądy są więc darmowe? Nie – ani sądy państwowe, ani sądy polubowne nie są i nie mogą być darmowe. Sądy polubowne doskonale radzą sobie natomiast nie czerpiąc ze środków państwowych, pokazując, jak można sprawnie gospodarować ograniczonymi środkami uzyskiwanymi z opłat arbitrażowych.