Czy można potwierdzić europejski nakaz aresztowania? W procedurze karnej takiego terminu brak. Niemniej jednak w polskich sądach od niedawna można się z nim spotkać. To pokłosie przełomowego wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Żeby wyjaśnić, na czym polega problem, należy odwołać się do wyroku TSUE z 27 maja 2019 r. w sprawach C-508/18, C-82/19 i C-509/18 dotyczących wykonania europejskich nakazów aresztowania (ENA) wydanych przez prokuratury niemieckie i prokuratora generalnego Litwy. Zagadnienie autoryzacji odnosi się do prokuratur niemieckich, bo na mocy ww. wyroku w zasadzie straciły one uprawnienia do wydawania ENA.
Trybunał stwierdził bowiem, że: „Pojęcie »wydającego nakaz organu sądowego« w rozumieniu art. 6 ust. 1 decyzji ramowej Rady 2002/584/WSiSW z 13 czerwca 2002 r. w sprawie europejskiego nakazu aresztowania i procedury wydawania osób między państwami członkowskimi, zmienionej decyzją ramową Rady 2009/299/WSiSW z 26 lutego 2009 r., należy interpretować w ten sposób, że nie obejmuje ono prokuratur państwa członkowskiego, które są narażone na ryzyko podlegania, bezpośrednio lub pośrednio, indywidualnym poleceniom lub instrukcjom ze strony organu władzy wykonawczej, takiego jak minister sprawiedliwości, w ramach podejmowania decyzji w sprawie wydania europejskiego nakazu aresztowania”.
Nadzór, ale obiektywny
W odniesieniu do prokuratur w Niemczech TSUE doszedł do wniosku, że ustawa nie wyklucza, że decyzja o wydaniu ENA może podlegać instrukcjom ministra sprawiedliwości danego kraju. W ocenie Trybunału wydaje się zatem, że prokuratury te nie spełniają jednego z wymogów koniecznych do uznania ich za „wydające nakaz organy sądowe” w rozumieniu decyzji ramowej, czyli wymogu zapewnienia wykonującemu taki nakaz aresztowania organowi sądowemu gwarancji, że w ramach wydawania nakazu prokuratura działała w sposób niezależny.
Tymczasem „»wydający nakaz organ sądowy« w rozumieniu art. 6 ust. 1 decyzji ramowej 2002/584 powinien być w stanie wypełniać to zadanie w sposób obiektywny, z uwzględnieniem wszystkich dowodów obciążających i odciążających, nie będąc przy tym narażonym na ryzyko, że jego uprawnienia decyzyjne będą podlegały poleceniom lub instrukcjom zewnętrznym, w szczególności ze strony władzy wykonawczej, tak by nie było żadnych wątpliwości, że decyzja o wydaniu ENA jest podejmowana przez ten organ, a nie przez wspomnianą władzę (podobnie wyrok z 10 listopada 2016 r., Kovalkovas, C-477/16 PPU, EU:C:2016:861, pkt 42)”.
Co ciekawe niemieckie prokuratury po wyroku TSUE nie przestały wydawać europejskich nakazów aresztowania. Ponieważ jednak wyrok TSUE wiąże sądy krajowe w podobnych sprawach, niemieccy prokuratorzy musieli znaleźć sposób na jego obejście. I znaleźli. Problem w tym, że może on łamać prawa człowieka.
Formalnie się zgadza
Na ostatniej sprawie w przedmiocie ENA wydanego przez niemiecką prokuraturę, w jakiej brałem udział, prokurator oznajmił, iż w związku z wyrokiem TSUE zostały podjęte kroki w celu „autoryzacji” europejskiego nakazu aresztowania. Termin ten – nieznany procedurze karnej – oznaczał, że do akt sprawy trafił kolejny nakaz aresztowania, analogicznej treści, ale z nowszą datą, jednak wydany już przez niemiecki sąd.
Formalnie wszystko się zgadza, mamy ENA wydane przez sąd. Zgadza się, ale pod warunkiem że pominiemy fakt, że w aktach sprawy nagle znalazły się dwa europejskie nakazy aresztowania… co w sensie proceduralnym jest absurdem. Sąd powinien – jak się zdaje – najpierw rozpoznać wniosek o przekazanie ściganego z dołączonym do niego ENA niemieckiej prokuratury, a następnie w odrębnym postępowaniu rozpoznać wniosek z ENA niemieckiego sądu.
Pomijając ten proceduralny galimatias, który jest osobnym problemem, należy się zastanowić, czy bezrefleksyjna kopia prokuratorskiego ENA, stworzona na zasadzie „kopiuj – wklej” przez urzędnika niemieckiego sądu, spełnia standardy, o jakich mowa w umowie ramowej w sprawie europejskiego nakazu aresztowania.
Wydaje się, że nie. Za trybunałem przytoczę, iż „europejski nakaz aresztowania stanowi pierwszy konkretny środek w dziedzinie prawa karnego wprowadzający zasadę wzajemnego uznawania, która sama w sobie opiera się na zasadzie wzajemnego zaufania między państwami członkowskimi. Te dwie zasady mają fundamentalne znaczenie, gdyż umożliwiają utworzenie i utrzymywanie przestrzeni bez granic wewnętrznych”.
Nie może być zatem żadnych wątpliwości, że decyzja o wydaniu europejskiego nakazu aresztowania jest podejmowana przez niezależny organ sądowy. W omawianym przypadku w mojej ocenie takie wątpliwości są. Choć bowiem formalnie prokurator do procesu wprowadził ENA wydane przez uprawniony do tego organ, nie sposób nie odnieść wrażenia, iż aktualne pozostają wszelkie zastrzeżenia, o których czytamy w wyroku TSUE. To nie sąd bowiem zdecydował, za kim i z jakiego powodu wystawić ENA, ale prokurator. Sąd jedynie przepisał ów nakaz lub – jak to nazywa prokuratura – „autoryzował”. Nie ma przy tym żadnej gwarancji, że doszło do merytorycznej kontroli nakazu sporządzonego przez niemieckich śledczych.
Władza wykonawcza
Nie można zatem wykluczyć, że ten swego rodzaju automatyzm pozwalający niemieckim sądom na bezrefleksyjne przepisywanie prokuratorskich europejskich nakazów aresztowania w tym przypadku doprowadził do zatwierdzenia ENA wydanego na zlecenie władzy wykonawczej. Tym bardziej że w sprawie, w której brałem udział, ścigany miał zostać pociągnięty do odpowiedzialności za oszustwa związane z VAT. O tym, że to kategoria spraw pozostających w szczególnym kręgu zainteresowań polityków (a co za tym idzie, szczególnie narażona na polityczną ingerencję), przekonywać chyba nie trzeba. Wystarczy zaobserwować, co w związku z wyłudzeniami VAT dzieje się na polskiej scenie politycznej.
Jeżeli zatem za fundament procesu karnego uznamy sprawiedliwość i zgodzimy się, że proces ma być sprawiedliwy, a nie szybki (co oczywiście odnosi się również do postępowań w sprawie ENA), to z tego punktu widzenia w sposób krytyczny należy ocenić działania niemieckich prokuratorów. Nie ulega bowiem wątpliwości, iż pozbawione realnej merytorycznej kontroli prokuratorskie ENA kopiowane jedynie przez niemieckie sądy stanowią niebezpieczny sposób na obejście wyroku TSUE. Sposób znaleziony relatywnie dość szybko.
Jaka jest zatem recepta na próby autoryzacji ENA? W mojej ocenie wśród sędziów i adwokatów należy zwiększyć świadomość dotyczącą możliwości kierowania do TSUE pytań w trybie prejudycjalnym w sprawach związanych z ENA. To jedyny sposób na wyeliminowanie wątpliwości, także tych związanych z prokuratorsko-sądowymi hybrydami europejskiego nakazu aresztowania. Tym bardziej że europejski nakaz aresztowania, w przeciwieństwie do procedury ekstradycyjnej, z założenia miał być szybki, w pewnym sensie automatyczny, odformalizowany, a nade wszystko odpolityczniony. Czy w tym przypadku taki jest? Mam wątpliwości.
A nie jest tajemnicą, że gdy do sądu wchodzi polityka – wychodzi z niego sprawiedliwość.