Fundacja Krakowski Instytut Prawa Karnego w ubiegłym tygodniu, tuż przed zakończeniem parlamentarnych prac nad zmianą kodeksu karnego, przedstawiła kolejną opinię o nowelizacji. Opinia liczy 110 stron i jest wymownym dowodem, że tezy materializmu dialektycznego, w tym ta o przemianie ilości w jakość, słusznie zostały zakwestionowane.
Populistyczna wymowa wielu argumentów oraz zawarte w opinii błędy zaskakują, zwłaszcza że jednym z autorów jest uznany dogmatyk prawa karnego. Widocznie dzieło to ma charakter patchworkowy – każdy ze współautorów formułował zarzuty na własną odpowiedzialność (można sądzić, że gdyby autorów było dwakroć więcej, opinia przekroczyłaby 200 stron). Niewykluczone, że liczba zarzutów miała przeważać nad ich jakością, a chwytliwość użytych argumentów ułatwić dziennikarzom i politykom kolportowanie zawartych w opinii tez – jeżeli tak było, cel został zrealizowany. Taki charakter opinii dezawuuje jednak wartość przedstawionego w niej stanowiska.
Pora na przykłady. Autorzy opinii krytykują fakt, iż niższa kara grozi za przestępstwo handlu ludźmi niż za nowy kwalifikowany typ przestępstwa przeciwko mieniu z art. 294 par. 4 k.k. Ich zdaniem narusza to konstytucyjną zasadę godności człowieka. Można zapytać, gdzie byli obrońcy tej zasady, gdy przez całe lata, aż do 2017 r., kara za rozbój była znacznie wyższa niż za spowodowanie ciężkiego, nieodwracalnego uszczerbku na zdrowiu człowieka, a za nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka groziła taka sama odpowiedzialność, jak za najbardziej prozaiczną kradzież albo wybicie kilku szyb. Czy autorzy bili na alarm? Jeżeli nie, oznacza to, że podnoszą ten argument w niezbyt dobrej wierze.
Autor tego zarzutu nie rozpoznaje przy tym istoty przestępstwa handlu ludźmi, które może przybierać zróżnicowane postacie wynikające z obszernej definicji zawartej w art. 115 par. 22 k.k., ale którego nie sposób określić jako traktowanie człowieka „jak przedmiot własności” – takie traktowanie odpowiada „niewolnictwu”, opisanemu w par. 23 jako „stan zależności, w którym człowiek jest traktowany jak przedmiot własności”. Pomylenie dwóch rozłącznych pojęć – handlu ludźmi i niewolnictwa, odnoszących się do różnych typów przestępstw? Profesjonalistom nie przystoi.
Populistyczny, by nie rzec efekciarski, jest przykład sprawcy „wypadku drogowego, w którym zginie troje dzieci”. Grożącą mu karę 8 lat pozbawienia wolności autorzy dramatycznie zestawiają z granicami kary za kradzież szczególnie zuchwałą popełnioną w czynie ciągłym, jako dowód na to, iż „ustawodawca wyżej ceni trzy batoniki niż życie trzech osób”. Zapytać więc należy, jak cenione było życie ludzkie przez twórców noweli kodeksu karnego z 2015 r., do których należał jeden z autorów opinii, skoro poprzez skrajną liberalizację zasad stosowania kary zamiennej pozwolili ograniczyć odpowiedzialność sprawcy takiego wypadku, przy zastosowaniu art. 37a k.k., do grzywny w wysokości 10 stawek po 10 zł.
Dokonane wówczas radykalne przekształcenie instytucji kary zamiennej, wyrażające się we wprowadzeniu art. 37a k.k., spotkało się z pochwałą Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, wskazującej iż: „Pozytywnie należy ocenić podniesienie górnej granicy zagrożenia karą pozbawienia wolności z lat 5 do lat 8 oraz rezygnację z ograniczeń w wyborze kary nieizolacyjnej”. Czy będąca następstwem tej zmiany stuzłotowa grzywna jako możliwa kara za spowodowanie wypadku z trzema ofiarami budzi sprzeciw autorów opinii? Jeżeli tak, szkoda, że nigdy nie został on wyartykułowany.
W opinii pochylono się nad określonymi w art. 57b k.k. zasadami wymiaru kary za czyn ciągły, skupiając się jednak na wyszukiwaniu paradoksów mających wykazać ich nieracjonalny charakter. Na paradoksach oparto następnie zarzut, iż rozwiązanie to umożliwia potraktowanie sprawcy wielu kradzieży surowiej niż tego, co ukradł raz, a dobrze.
Odwrócę optykę i zapytam – a czy dotychczasowe zasady odpowiedzialności za czyn ciągły są racjonalne? Czy słuszne jest, że sprawca zarówno kilkudziesięciu, jak i kilkuset kradzieży popełnionych w warunkach art. 12 k.k. odpowiada tak jak za jedną kradzież, ponieważ autor konstrukcji czynu ciągłego „z góry powzięty zamiar” potraktował jako okoliczność uprzywilejowującą? Czy więc ukradziono jeden czy też kilkaset rowerów, czy porysowano jeden samochód czy kilkaset, sprawcy grozi ta sama kara – od 3 miesięcy do lat 5.
Konstrukcja czynu ciągłego jest paradoksalna – z okoliczności obciążającej, jaką jest działanie z rozmysłem, uczyniono kryterium prawnej jedności czynu, prowadzące do łagodnego traktowania sprawcy wieloczynowej aktywności przestępczej. Łagodzić odpowiedzialność sprawcy działającego cum dolo directo praemeditativo – sprzeczność sama w sobie, nieuzasadniona aksjologicznie i kryminalnopolitycznie, a jednak urzeczywistniona w art. 12 par. 1 k.k.
Zuchwały powrót kradzieży szczególnie zuchwałej
Wiele miejsca poświęcono kradzieży szczególnie zuchwałej – rozwiązaniu znanemu w tradycji polskiego prawa karnego i przywróconemu do niego w nowej postaci. Można odnieść wrażenie, że zdaniem opiniujących zniesienie kradzieży szczególnie zuchwałej wraz z wejściem w życie obecnego kodeksu było jednym z kamieni milowych polskiej karnistyki. Co jednak ciekawe, pomimo że przywrócony typ przestępstwa opiera się na bardzo precyzyjnej definicji pojęcia „kradzieży szczególnie zuchwałej”, definicja ta i tak jest krytykowana jako „bardzo szeroka, nieostra i nieprecyzyjna”, w związku z czym podejrzany o taki czyn „nie będzie dysponował żadnymi instrumentami, za pomocą których można wykazać, że dokonany przez niego zabór nie był jeszcze »szczególnie zuchwały«”.
Krytyka energiczna, ale nieskuteczna. W polskim prawie karnym nie obowiązuje domniemanie szczególnej zuchwałości oskarżonego ani żadne inne domniemanie dla niego niekorzystne, i to oskarżyciel każdorazowo będzie musiał wykazać szczególną zuchwałość kradzieży oskarżonemu, dodatkowo chronionemu zasadą in dubio pro reo. A osobom twierdzącym, iż precyzyjna definicja przyjęta w nowelizacji jest nazbyt ocenna, proponuję zapoznanie się ze sposobem formułowania kwalifikowanych typów kradzieży w prawie niemieckim (art. 243 StGB) – wnioski mogą być bardzo pouczające.
Interesujące rozważania dotyczą nowego art. 148a par. 1 k.k., penalizującego przyjęcie zlecenia zabójstwa. Zdaniem opiniujących konstrukcja tego czynu łamie zasadę cogitationis poenam nemo patitur, bo sankcjonuje jakoby samo powzięcie zamiaru. Zgodnie z taką logiką w kodeksie karnym jest szereg przypadków „karania za złe myśli” – przykładem jest penalizacja przyjęcia obietnicy korzyści majątkowej lub osobistej (art. 228 par. 1, 3, 5 i 6). Czy więc również art. 228 k.k. „godzi w konstytucyjną zasadę karania człowieka za czyn, a nie za »złe« myśli”? Zaiste zdumiewające, że tak istotne pogwałcenie kardynalnych wartości konstytucyjnych przez blisko sto lat utrzymywano w tajemnicy – kryminalizacja przyjęcia obietnicy korzyści w polskim prawie trwa dłużej niż pamięć najstarszych górali, bowiem sięga nie tylko kodeksu z 1969 r. (art. 239), ale również kodeksu Makarewicza (art. 290).
Wyczekiwane odejście kroczącej kary łącznej
Z emfazą krytykowany jest powrót do tradycyjnego w polskim prawie ujęcia kary łącznej, której nowa konstrukcja wdrożona w 2015 r. przyczyniła się do dodatkowego obciążenia wydziałów karnych sądów zbędnymi sprawami – w 2018 r. aż 44 proc. rozpoznawanych w sądach okręgowych spraw z repertorium „K” dotyczyło wydania wyroku łącznego, zaś w sądach rejonowych wydano ponad 40 tys. wyroków łącznych. Ale skutek w postaci dodatkowego obciążenia sądów to niejedyna wada. Zasadnicze zastrzeżenia budzi sama konstrukcja kary i wyroku łącznego, którą można określić hasłem „łączyć wszystko z wszystkim – byle na korzyść sprawcy”. Eliminacja „kary łącznej kroczącej”, jednego z najbardziej szkodliwych elementów reformy z 2015 r., jest niecierpliwie oczekiwana przez praktyków, zwłaszcza sędziów orzekających w sprawach karnych.
A odnosząc się do rzekomych ułatwień i uproszczeń wynikających z aktualnej konstrukcji kary łącznej, pozwolę sobie przytoczyć słynną pierwotną formułę art. 85 par. 3 k.k., która powinna stanowić memento dla przyszłych pokoleń polskich karnistów i legislatorów. Brzmiała ona tak: „Podstawą orzeczenia jednej kary łącznej nie może być kara wymierzona za przestępstwo popełnione po rozpoczęciu, a przed zakończeniem wykonywania innej kary podlegającej łączeniu z karą wykonywaną w chwili popełnienia przestępstwa, lub karą łączną, w skład której wchodzi kara, która była wykonywana w chwili popełnienia czynu”. Przepis ten miał wprawdzie nikłą funkcjonalność, ale za to duży potencjał rozweselający, doceniany podczas szkoleń prowadzonych dla praktyków wymiaru sprawiedliwości.
Co się komu z PRL-em kojarzy
W wielu miejscach opinii przewija się jak mantra zarzut rzekomego naruszenia zasady równości wobec prawa. A jednocześnie katalog okoliczności łagodzących i obciążających wprowadzony do art. 53 k.k. nie spotyka się z pochwałą, choć bez wątpienia służy realizacji tej zasady. Tutaj dla odmiany krytykom nie podoba się „ograniczenie władzy sędziowskiej”, które w dodatku będzie zmuszać sądy do „ignorowania szerszego kontekstu sprawy” (cokolwiek miałoby to oznaczać – czy chodzi o orzekanie po uważaniu, z pominięciem okoliczności dla sprawy istotnych?). Warto podkreślić, że w demokracji opartej na zasadzie podziału władzy wyznaczenie zakresu uznania sędziowskiego jest wyłącznym uprawnieniem ustawodawcy, zaś odrzucenie tej tezy prowadzi prostą drogą do zastąpienia ustroju demokratycznego sędziokracją, z wszystkimi negatywnymi dla interesu publicznego następstwami takiej zmiany.
Jak można było się spodziewać, w odniesieniu do katalogu okoliczności łagodzących i obciążających pojawił się zarzut rzekomej inspiracji kodeksem wykroczeń, a więc „ustawą uchwaloną w czasach PRL” (podobnie jak kodeks cywilny lub kodeks pracy, jednak musi to być szczególnie dyfamujące, bo te słowa w opinii zostały pogrubione). Każdy ma prawo do własnych skojarzeń, ale jest to trop oczywiście błędny – rzeczywistą inspiracją dla tego rozwiązania był sposób katalogowania okoliczności relewantnych dla wymiaru kary przyjęty w systemach prawnych państw anglosaskich (np. stosowany w Anglii i Walii katalog sformułowany przez Sentencing Guidelines Council).
O bezkarnych zachowaniach, które są surowo karane
Sofizmatem czystej wody jest wywód o rzekomej bezkarności osób zarządzających „największymi strategicznymi spółkami z udziałem Skarbu Państwa”, takimi jak np. KGHM Polska Miedź czy Orlen, w których Skarb Państwa jest mniejszościowym akcjonariuszem, wynikające z definicji pojęcia „osoby pełniącej funkcję publiczną” wykorzystującej w swej konstrukcji kryterium ilości posiadanych przez Skarb Państwa udziałów lub akcji.
Wprowadzanie czytelników opinii w błąd w tym przypadku jest szczególnie rażące – zachowania takie są karane, i to surowo, na podstawie art. 296a k.k., penalizującego tzw. łapownictwo menadżerskie, zwane też łapownictwem w obrocie gospodarczym. Osobom w to wątpiącym proponuję zapoznanie się z komentarzem prof. Piotra Kardasa do tego artykułu, wskazującym iż: „przewidziane w art. 296a rozwiązania uzupełniają zakres kryminalizacji zachowań korupcyjnych określonych w przepisach art. 228 i 229 rozciągając odpowiedzialność karną za bierne i czynne łapownictwo także na obrót gospodarczy”, zaś „konstrukcja przestępstwa określonego w art. 296a pozwala twierdzić, że intencją ustawodawcy było objęcie zakresem omawianego przepisu wszystkich przejawów korupcji w obrocie gospodarczym”.
Na koniec jeszcze jeden smaczek z opinii. Autorzy krytykują zmianę definicji „osoby pełniącej funkcję publiczną” w zakresie odnoszącym się do osoby zatrudnionej w spółce handlowej z udziałem m.in. Skarbu Państwa, alarmując, że projektowane brzmienie przepisu nie będzie mieć zastosowania do „spółek osobowych z udziałem Skarbu Państwa, samorządu terytorialnego lub państwowych osób prawnych”. Niezależnie od faktu, iż nowatorskie pojęcie „udziału w spółce osobowej” jest majstersztykiem, rozwija myśl prawniczą i samoistnie podnosi wartość opinii, obiecuję nagrodę dla każdego, kto zdoła wskazać choć jeden przykład „spółki osobowej z udziałem Skarbu Państwa” – rozumianym jako udział w majątku spółki, a nie wyłącznie potoczne określenie wkładu kapitałowego.
A nagrodą będzie egzemplarz znakomitego dzieła Alaina Peyrefitte’a „Wymiar sprawiedliwości między ideałem a rzeczywistością” – aktualności zawartych w nim diagnoz towarzyszy znakomity styl wywodu stanowiący wytchnienie dla umysłu umęczonego lekturą dokumentów, których obszerności nie równoważy merytoryczny walor zawartych w nich treści.
Obiecuję nagrodę dla każdego, kto zdoła wskazać choć jeden przykład „spółki osobowej z udziałem Skarbu Państwa” rozumianym jako udział w majątku spółki, a nie wyłącznie potoczne określenie wkładu kapitałowego