Najczęściej z tego rozwiązania korzystają mieszkańcy Mazowsza, Śląska i Małopolski. Co czwarta osoba ogłaszająca upadłość ma między 36 a 45 lat . Panuje mit, że upadłość konsumencka jest dla tych, którzy lekką ręką wydają pieniądze, żyją ponad stan, popadają w długi, a potem nie radzą sobie z ich spłatą. W rzeczywistości może być to ostatnia deska ratunku dla dłużników, którzy np. z powodu trudnej sytuacji życiowej nie są w stanie spłacać zaciągniętych zobowiązań i wisi nad nimi groźba utraty dorobku życia. Warto zatem wiedzieć, co tak naprawdę oznacza ogłoszenie upadłości konsumenckiej i czy rzeczywiście uwalnia ona od długów.
Co to jest upadłość konsumencka?
Upadłość konsumencka, czyli ogłoszenie niewypłacalności przez „Kowalskiego” nie jest rozwiązaniem przeznaczonym dla osób, które w beztroski sposób podchodzą do kwestii finansów. Z tej opcji może skorzystać tylko ten dłużnik, który nieświadomie doprowadził do sytuacji, w której się znalazł, czyli jest ona wynikiem zdarzeń losowych, takich, jak np. choroba czy wypadek, które uniemożliwiły pracę przez dłuższy czas pracę, co następnie skutkowało brakiem pieniędzy na spłatę zaciągniętych zobowiązań. – Sąd nie przystanie na upadłość konsumencką, jeżeli dłużnik jest odpowiedzialny za ciężką sytuację finansową, w której się znalazł, np. zaciągnął kredyt czy pożyczkę w sytuacji, gdy miał pewność, że nie będzie mógł ich spłacić. Chodzi tu o wszelkie przypadki, które związane są umyślnym zwiększeniem swojej niewypłacalności lub też tzw. rażące niedbalstwo, czyli niefrasobliwość w podejściu do realizowania spłaty zaciągniętego zobowiązania. Ogłosić upadłość mogą natomiast te osoby, które popadły w spiralę długów nie ze swojej winy. Dla nich często jest to jedyny sposób, by zacząć normalnie funkcjonować bez obciążeń finansowych i ciągłego strachu, że wierzyciele zajmą ich majątek życia – wyjaśnia Dominik Mystkowski, ekspert Intrum.
Jak ogłosić upadłość?
Zgodnie z przepisami, upadłość konsumencką mogą ogłosić osoby, które nie prowadzą działalności gospodarczej. Sam proces ogłoszenia „bankructwa” składa się z kilku etapów. Są to kolejno: przygotowanie wniosku o upadłość, właściwe postępowanie upadłościowe oraz wykonanie planu spłaty wierzycieli. Jednak przebieg tych procesów w rzeczywistości zależy w dużej mierze od indywidualnej sytuacji dłużnika. Warto jednak wiedzieć, jak przebiega każdy z nich:
Etap 1: przygotowanie wniosku
Wniosek o upadłość złożymy w wydziale gospodarczym sądu rejonowego, właściwym dla naszego miejsca zamieszkania. Oczywiście, we wniosku musimy uzasadnić, dlaczego znaleźliśmy się w trudnej sytuacji finansowej, która uniemożliwiła nam spałę zobowiązań. Zadbajmy o to, aby do formularza dołączyć wszelkie zaświadczenia, które potwierdzą to, że nie mogliśmy dokonywać regularnych spłat, np. zaświadczenie o pobycie w szpitalu i przebytej chorobie. W formularzu trzeba także przedstawić spis naszych długów wraz z listą wierzycieli. – Do dokumentów obowiązkowo dołącza się również spis posiadanego majątku. Co ważne, nie zaliczają się do niego wszystkie nasze dobra, a jedynie te, które mają realną wartość rynkową i mogą zostać sprzedane z zyskiem. Nie warto ukrywać przed sądem żadnych oszczędności czy innych składowych majątku, które teoretycznie mogłyby być przeznaczone na spłatę naszego zobowiązania. Za takie działania mogą dłużnika spotkać konsekwencje– sąd oddali wniosek o ogłoszenie upadłości, sam dłużnik natomiast nie będzie mógł starać się o taką „ulgę” przez kolejne 10 lat – zaznacza Dominik Mystkowski, ekspert Intrum.
Krok 2: przeprowadzenie postępowania upadłościowego, czyli liczenie majątku dłużnika
Jeżeli wniosek zostanie pozytywnie rozpatrzony, sąd wyznaczy syndyka, który będzie nadzorował wykonanie planu podziału masy upadłościowej. Oznacza to, że majątek osoby zadłużonej zostanie spieniężony, a środki z tego tytułu pokryją roszczenia wierzycieli. Czy to oznacza, że dłużnik zostanie pozbawiony środków do życia?
– Przy temacie upadłości konsumenckiej istnieje popularny mit, że dłużnik straci cały majątek i nie będzie miał za co żyć. Mimo, że postępowanie upadłościowe prowadzi do likwidacji całego majątku upadłego, nie oznacza to pozostawienie upadłego bez środków do życia. Warto wiedzieć, że w skład masy upadłościowej – oprócz oszczędności i zgromadzonych dóbr – wchodzi także wynagrodzenie, jednak tylko w części podlegającej zajęciu. W przypadku egzekucji świadczeń alimentacyjnych wynagrodzenie podlega zajęciu do wysokości trzech piątych, a w przypadku pozostałych świadczeń, do wysokości połowy wynagrodzenia. Warto również zaznaczyć, iż do dyspozycji upadłego pozostają środki w wysokości wynagrodzenia minimalnego (obecnie około 1800 zł netto) – środki do tej wysokości nie podlegają zajęciu. Szczegółowe zasady dot. zajęć wynagrodzenia znajdziemy w prawie pracy. Nie mogą być również odebrane przedmioty, które są nam niezbędne w celach zarobkowych, np. samochód czy sprzęt komputerowy. W trakcie postępowania upadłościowego osoba zadłużona nie zostanie również bez dachu nad głową. Mieszkanie czy dom zostanie spieniężony, jeżeli nie ma innego sposobu, by pokryć wszystkie roszczenia wierzycieli, szczególnie, gdy zadłużenie było bardzo duże. Jednak w takich przypadkach sąd przydziela bankrutowi sumę uzyskaną z masy upadłości, która pozwoli na wynajęcie lokum „zastępczego”. Jej wysokość jest ustalana indywidualnie i zależy np. od tego, jak liczną rodzinę na utrzymaniu ma dłużnik – tłumaczy Dominik Mystkowski, ekspert Intrum.
Etap 3 – „awaryjny” – ustalanie planu spłaty wierzycieli
W przypadku, kiedy wysokość całkowitego zadłużenia była wyższa niż majątek dłużnika, który wchodził w masę upadłościową, sąd ustala „dodatkowy” plan spłaty długów, aby zaspokojone zostały wszystkie roszczenia wierzycieli. Nie może on trwać dłużej niż 36 miesięcy. Sałata będzie dokonywana z bieżących dochodów dłużnika. I ponownie
– sąd nie pozbawi takiej osoby środków do życia. Chodzi bowiem o to, aby pomóc jej wyjść z kłopotów finansowych,
a nie pogłębić zadłużenie. – Dobrą informacją jest to, że jeżeli sytuacja finansowa upadłego będzie naprawdę ciężka, sąd może odstąpić od planu spłaty umorzyć część, a w niektórych przypadkach nawet całość pozostałych zobowiązań – dodaje Dominik Mystkowski.
Z chwilą zakończenia postępowania upadłościowego lub/i zrealizowaniu planu spłaty wyznaczonego przez sąd, kończą się problemy dłużnika – dochodzi do oddłużenia.
Czy planowane zmiany ułatwią nam ogłoszenie upadłości?
W ostatnim czasie bardzo dużo mówi się o planowanej zmianie prawa upadłościowego. Ustawodawca już w zeszłym roku przedstawił projekt zmian, które mają wejść w życie jeszcze w 2019 r. Na czym będą polegać? Najogólniej mówiąc – łatwiej będzie ogłosić upadłość konsumencką. Według pomysłodawców nowelizacji wprowadzenie zmian jest konieczne, bo obecnie połowa wniosków jest odrzucana. Dłużnicy nie spełniają podstawowych kryteriów, by oficjalnie ogłosić bankructwo. Według planowanych, nowych regulacji, sąd nie będzie brał pod uwagę przyczyn niewypłacalności dłużnika, a do ogłoszenia upadłości wystarczy to, że taka osoba po prostu jest niewypłacalna. Te powody będą mieć znaczenie ewentualnie na późniejszym etapie postepowania, gdy będzie ustalany plan spłaty wierzycieli. Jeżeli wina dłużnika w powstaniu jego problemów finansowych okaże się ewidentna, to plan spłaty może wydłużyć się z 36 miesięcy nawet do 4-7 lat. Dla jednych może być to dodatkowe ułatwienie, a dla innych problem. Stygmat „bankruta” może utrudnić, chociażby kwestie związane ze staraniem się o wizę na wyjazd czy nową pracę. Najważniejszą ze zmian będzie jednak dopuszczalność upadłości nawet w przypadku rażącego niedbalstwa.
– Niewątpliwie pozytywnym skutkiem prac nad nowelizacją prawa upadłościowego jest skierowanie uwagi na problem zadłużenia polskiego społeczeństwa. Ułatwienie ogłoszenia upadłości umożliwi wielu osobom wyjście z kłopotów finansowych. Istnieje jednak wątpliwość, czy nowe prawo zadba we właściwy sposób o interesy wierzycieli oraz jaki wpływ na rynek będzie miała dalsza liberalizacja przepisów w tym zakresie Ogromna liczba przedsiębiorców w naszym kraju boryka się z problemem niewypłacalnych klientów i kontrahentów. Przez zatory płatnicze sami zaczynają mieć problem z płynnością finansową – komentuje Dominik Mystkowski, Intrum.