Komentarz do ustaw komorniczych autorstwa twórców reformy na nowo wywołał dyskusję o tym, czy piszący przepisy powinni zarabiać na ich objaśnianiu.
Dla ponad 2000 komorników i asesorów 1 stycznia oznaczał początek rewolucyjnych zmian związanych z wejściem w życie dwóch nowych, kompleksowych ustaw Ministerstwa Sprawiedliwości. Ta najważniejsza – licząca ponad 300 artykułów ustawa o komornikach sądowych (Dz.U. z 2018 r. poz. 771) – ma wprowadzić nową jakość w funkcjonowaniu tej niecieszącej się dużą społeczną renomą profesji. Wprawdzie cele przyświecające nowym regulacjom, przeciwdziałanie nadużyciom i zwiększenie prestiżu zawodu, nie budzą niczyich wątpliwości, to już same konkretne przepisy przez samo środowisko zostały odebrane jako kolejny przejaw nadzorczych zapędów resortu. Z kolei drugiej ustawie o kosztach komorniczych (Dz.U z 2018 r. poz. 770 ) – zarzucano zbytnią zawiłość. Czy obawy co do niejasności się potwierdzą, jak zwykle zależy od tego, w jakim kierunku pójdzie praktyka stosowania ustawy.
A na nią duży wpływ będzie miał sam główny autor regulacji wicedyrektor w MS dr Rafał Reiwer. Jeszcze zanim ustawy komornicze stały się obowiązującym prawem, na stronie internetowej czołowego wydawnictwa prawniczego ruszyła przedsprzedaż przygotowanego przez niego komentarza. W publikacji autorzy ustawy wszechstronnie omawiają i wyjaśniają m.in., jak wykonywać czynności egzekucyjne, aby nie narazić się na odpowiedzialność dyscyplinarną, czy jak prawidłowo rozliczać wydatki kancelarii komorniczych. Pozostałymi autorami są dr Paweł Dzienis, Kamil Gołaszewski i Maciej Klonowski. Wszyscy byli sędziami delegowanymi do Ministerstwa Sprawiedliwości i członkami zespołu opracowującego projekty ww. ustaw. Wiceszefem zespołu był dr Reiwer (czym wydawca chwali się na swojej stronie). Cena tych wskazówek? 284 zł w promocji.

Paragrafu nie ma, ale…

Choć formalnie żadne przepisy tego nie zakazują, cała sytuacja wywołuje wątpliwości. Nie tylko w środowisku komorniczym.
– Można mieć w tym przypadku wątpliwości natury etycznej. Jest to wykorzystywanie pozycji urzędowej dla celów prywatnych. Każdy, kto miałby do wyboru komentarz do ustawy napisany przez jej kluczowego autora i komentarz przygotowany przez każdego innego eksperta, wskazałby ten pierwszy – mówi Krzysztof Izdebski, prawnik w Fundacji ePaństwo.
Tak kategoryczny już nie jest prof. Jacek Zaleśny z Uniwersytetu Warszawskiego.
– Kwestia może być problematyczna, kiedy od interpretacji zależy prawidłowe stosowanie przepisów. Tak jak w casusie prof. Modzelewskiego, który jako wiceminister finansów pisał projekt ustawy VAT-owskiej, a później za ciężkie pieniądze tłumaczył, jak nie wpaść w pułapki zastawiane w tejże ustawie. Tego typu patologiczne sytuacje nie powinny mieć miejsca. Natomiast jeśli jest to czysto naukowa analiza, to jest dopuszczalne, aby sędziowie przygotowywali projekty, a później komentarze. Dopóki pełnią funkcje czysto urzędnicze, a tylko formalnie są sędziami, nie powinno być kłopotu. Może on wystąpić, gdy autorzy projektów i komentarzy wrócą do sądów, by te przepisy stosować – zauważa prof. Jacek Zaleśny. – Tego można by uniknąć, gdyby zaprzestać delegowania sędziów do MS – dodaje.
Dlatego, zdaniem Krystiana Markiewicza, prezesa Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, należy skończyć z delegowaniem sędziów do MS. Co do tłumaczenia przepisów przez ich autorów sędzia ma mieszane uczucia. – Z jednej strony nie widzę nic złego w tym, że osoby, które tworzą akty prawne, później piszą komentarze. Taka sytuacja była i jest na całym świecie. Z drugiej – może warto się zastanowić, czy tak być powinno. Wzmianka o tym, że osoba pisząca komentarz czy prowadząca szkolenie jest współautorem przepisów, podnosi atrakcyjność. Tylko trzeba by było podejść do tego konsekwentnie – zastrzega sędzia Markiewicz. – Bo jak na razie mamy taką sytuację, że autorzy wprowadzają do ustawy o komornikach sądowych zakaz prowadzenia szkoleń dla osób sprawujących nadzór nad komornikami, np. dla wizytatorów egzekucyjnych. Sami natomiast nie widzą nic zdrożnego w tym, by wydawać komentarze komercyjne. Nie ma też żadnych przeciwwskazań, by sami prowadzili takie szkolenia – punktuje prezes Iustitii.
Z kolei prof. Jerzy Pisuliński z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwraca uwagę na jeszcze szerszy problem dotyczący tego, czy sędziowie w ogóle powinni zajmować się działalnością naukową czy publicystyczną. – Sędziowie przecież wypowiadają się poprzez wyroki. A nawet wśród sędziów Sądu Najwyższego mamy takich, którzy wypowiadają się też, np. pisząc komentarze. Czy gdy przyjdzie zastosować dany przepis, taki sędzia będzie się umiał zdystansować od swojego poglądu? – zastanawia się prof. Pisuliński. – Z drugiej strony, jeżeli ustawa dopuszcza sytuację, w której sędziowie są pracownikami naukowymi, to trudno jednocześnie wymagać, by przestali pisać o kwestiach, którymi się zajmują naukowo. Zwłaszcza że jako pracownicy naukowi są zobowiązani do publikowania. Poza tym wielu sędziów to cenieni autorzy z dużym dorobkiem naukowym – zaznacza.

Zachodnie wzorce

Problemu nie byłoby, gdyby pójść np. śladem Wielkiej Brytanii, gdzie dobrze ugruntowanym zwyczajem jest, że z każdą nową ważną regulacją ministerstwa i inne kluczowe urzędy publiczne publikują na swoich stronach internetowych ogólnodostępne, napisane przystępnym językiem podręczniki z wytycznymi dla sędziów, adwokatów i innych praktyków (guidance). O tym, że można iść tym tropem i u nas, przekonuje przykład Ministerstwa Sprawiedliwości, które wydało informator na temat zmian w przepisach o ochronie zwierząt.

opinia

To powszechna praktyka

Dr Rafał Reiwer, zastępca dyrektora departamentu wykonania orzeczeń i probacji w Ministerstwie Sprawiedliwości

Przyjętą od przedwojnia praktyką jest, że komentarze piszą osoby posiadające wiedzę, doświadczenie iuczestniczące wpracach nad projektami. Jeśli przejrzymy listę autorów komentarzy do ustaw, znajdziemy tam wielu twórców przepisów. Od prof. Andrzeja Zolla, przez prof. Witolda Modzelewskiego, nie mówiąc już otwórcach przedwojennego kodeksu postępowania cywilnego. Każdy znich publikował teksty związane zpracami nad projektami, wktórych przygotowaniu brał udział (m.in. M. Allerhand, S. Gołąb). Mamy też bardzo dobry komentarz do RODO pod redakcją minister Edyty Bielak-Jomaa, prezes UODO. Sędziowie, którzy brali udział wprzygotowywaniu tego komentarza, awcześniej projektów, mają olbrzymią wiedzę ibogaty dorobek piśmienniczy wzakresie postępowania egzekucyjnego iproblemów ustrojowych komorników. Czymś kompletnie zadziwiającym byłaby sytuacja, wktórej tacy ludzie byliby wyłączeni znaukowej polemiki. Akomentarze np. do ustaw okosztach komorniczych pisali tylko komornicy, którzy onich orzekają. Ten komentarz jest swego rodzaju polemiką zdwoma innymi tego typu publikacjami ijedną monografią, które są już na rynku. Jego zaniechanie byłoby ograniczeniem wolności pracy naukowej. Poza tym, gdyby porównać pierwotny projekt ztym, co ostatecznie przyjął parlament, okaże się, że jest olbrzymia różnica wtreści irozległości regulacji. Jest zbieżność koncepcji czy kierunków, ale nie rozwiązań ustawowych. Nie jest tak, że rząd, apotem parlament przyjmują jako ustawy projekty nawet najlepszych zespołów badawczych. Komentarz odnosi się do nowych ustaw, anie do pierwotnych projektów.