Nie możemy po prostu wrócić do status quo sprzed zmian wprowadzonych przez PiS. Niekonstytucyjne rozwiązania należy odwrócić, ale poza tym trzeba zaproponować nowe, które uwzględnią słuszną krytykę, uzasadnione postulaty recenzentów wymiaru sprawiedliwości.
Zeszły tydzień obfitował w wydarzenia dotyczące sądownictwa, które warto skomentować w rubryce „Okiem obywatela”. Ich liczba pokazuje, że ciągle żyjemy z dnia na dzień, niedany nam odpoczynek. Do tego nie jesteśmy przez władzę traktowani poważnie i podmiotowo, lecz regularnie zaskakiwani i stawiani wobec faktów dokonanych.
Uchwalono właśnie siódmą już nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, tradycyjnie w trzy godziny. Ale wydarzyło się o wiele więcej. W Brukseli odbyło się ważne wysłuchanie w sprawie praworządności w Polsce. Naczelny Sąd Administracyjny, rozpatrując odwołania od uchwał KRS o przedstawieniu prezydentowi kandydatów na sędziów SN, w kilkunastu odrębnych sprawach i różnych składach orzekających, zadał pytania prejudycjalne do TSUE. Sędziowie apelacji gdańskiej odmówili udziału w opiniowaniu kandydatów w konkursach na stanowiska sędziowskie do czasu rozstrzygnięcia wątpliwości prawnych dotyczących powołania KRS. Do tego warto wspomnieć o sprawach indywidualnych, kolejnych – tym razem władza zajęła się między innymi sędzią Jarosławem Gwizdakiem. A to sędzia szczególny, zdobywca nagrody Obywatelskiego Sędziego Roku w pierwszej edycji konkursu kilka lat temu. Sami obywatele dołożyli do tego kolejną edycję Tygodnia Konstytucyjnego. Oczywiście ciekawe wątki można mnożyć, ale już tych kilka pokazuje, w jakim tempie żyjemy.

Eksperyment Sąd Najwyższy

To oczywiście eksperymentowania ciąg dalszy, spokoju ten sąd nie zazna. Pewnie nie każdy pamięta, ale dokładnie rok temu na wniosek prezydenta Sejm uchwalił ustawę o czystce w SN. Ile mu to zajęło? Otóż trzy czytania załatwiono w jeden dzień. Pod Senatem zgromadził się tłum, wykrzykiwaliśmy nazwiska poszczególnych senatorów, by się opamiętali. Także w zeszłym tygodniu Sejm uporał się z ustawą w kilka godzin. I jak to już bywa od jakiegoś czasu, oczywiście projekt zaskoczył wszystkich, w tym posłów partii rządzącej. To, jak są oni traktowani i jak sami siebie traktują, jest tematem na osobny artykuł. Przychodzą do Sejmu i dowiadują się, że mają podnieść rękę tyle i tyle razy. Bez gadania, szybko. Często za projektami, których nie znają, nie mówiąc już o rozumieniu. Tak się proceduje sprawy dla państwa najważniejsze, bo ustrojowe (do historii przeszedł senator, który podczas niszczenia Krajowej Rady Sądownictwa wypowiadał się ze swadą o Krajowym Rejestrze Sądowym, wszak skrót taki sam).
O tym, że będzie procedowana kolejna ustawa o Sądzie Najwyższym, posłowie PiS dowiedzieli się, kiedy weszła pod obrady, czyli w zeszłą środę. I nie kryli zaskoczenia. Zwłaszcza że w ustawie chodzi o zjedzenie własnego ogona. Władza wycofuje się z kilku niekonstytucyjnych przepisów dotyczących wyrzucenia prezesa sądu i sędziów SN na bruk, a mówiąc bardziej dyplomatycznie, wprowadzających przyspieszony wiek przejścia w stan spoczynku dla sędziów SN w służbie. Jeśli chodzi o proces legislacyjny, jak widać nic się nie zmieniło, ale już treść tej nowelizacji to jednak duża sprawa, niezależnie od tego, że jest ona kolejnym napisanym na kolanie bublem prawnym (co wykazało już wiele osób, więc nie ma potrzeby powtarzać argumentów).
Obserwuję reakcje na ustawę, komentarze, i prawdę mówiąc, jestem zdziwiony. Przeważa bowiem ton realistyczny: podkreśla się, że ustawa nie była potrzebna, bo przecież sędziowie już do sądu wrócili, że prezesem sądu nie przestała być prof. Gersdorf wiedziały nawet dzieci, a zatem orzeczony przez Trybunał Sprawiedliwości UE środek zabezpieczający – zawieszenie działania ustawy do czasu rozstrzygnięcia pytania prejudycjalnego – został zrealizowany. Zwraca się uwagę na ryzyko związane głównie z tym, że uchwalenie ustawy może ograniczyć kontrolę stanu polskiej praworządności przez TSUE, a przy tej okazji możemy stracić szansę na szersze orzeczenia dotyczące także innych wątków. Snuje się interpretacje polityczne: dlaczego PiS się na taki krok zdecydował, czy w obawie przed niekorzystnym wyrokiem TSUE w czasie kampanii wyborczej do Europarlamentu, czy po to, by schłodzić konflikt z Unią Europejską i odpowiedzieć na oskarżenia o dążenie do polexitu? I zapewne każdy z tych powodów ma znaczenie i jest ważny. Ale dla mnie najważniejsze jest co innego.

Niech strzelają szampany

Uchwalona ustawa ma dla mnie wymiar symboliczny. Jest dowodem na to, że udało się powstrzymać, choćby częściowo, niszczenie przez rząd państwa prawa. I jest to wielki sukces społeczeństwa obywatelskiego i sędziów, ale i dowód dla organów Unii, że presja ma znaczenie.
Obywatele oswajają się z sądami, a sędziowie dowiadują się, co ludzi trapi. Marzy mi się, że te działania uda się utrwalić, że gdy kryzys minie, praca nad komunikacją między sędziami i obywatelami pozostanie stałym elementem naszej rzeczywistości
Z jednej strony mamy obywateli, którzy walczą na wielu frontach. Jedni palili świece, manifestowali czy później, w dużej mierze animowani przez Obywateli RP, stali pod Sądem Najwyższym dzień po dniu i bronili jego sędziów. Drudzy prowadzili działania rzecznicze w organach Unii, pisali po nocach opinie, przekazywali informacje, podpowiadali rozwiązania, uruchamiali akcję „Europo, nie odpuszczaj”. Jeszcze inni organizowali doradztwo prawne dla sądów i sędziów, by składać odwołania, pisać skargi do trybunału w Strasburgu, formułować pytania prejudycjalne do TSUE. Komitet Obrony Sprawiedliwości KOS działa pełną parą. Jest też coraz więcej sędziów, którzy włączają się w aktywną obronę niezależności. Zbiorowo – przez uchwały i działania zgromadzeń ogólnych czy stowarzyszeń sędziowskich i indywidualnie – m.in. z pomocą pytań prejudycjalnych do TSUE.
Z drugiej strony mamy prezydenta i innych polityków, którzy miesiącami opowiadali o tym, że Sąd Najwyższy nie ma I prezesa, a 65-latkowie zostali odesłani na emeryturę, na którą to okoliczność prezydent opracował zresztą (dziwne) pisemka – staną się one wyjątkową pamiątką, a kto wie, może i dowodem w jakiejś przyszłej sprawie. Mówili, że to wszystko jest zgodne z konstytucją i nie cofną się o krok! A po orzeczeniu trybunału zawieszającym działanie przepisów wyrzucających sędziów, niektórzy sugerowali nawet, że TSUE nie wie, co robi, i być może państwo polskie nie powinno się tym zbytnio przejmować.
I nagle taka zmiana: w uzasadnieniu zeszłotygodniowej ustawy władza się przyznała, że chodzi o zniesienie rozwiązań, co do których istnieją wątpliwości konstytucyjne. I niezależnie od tego, jak to rządzący przedstawiają, jest to oficjalne przyznanie się do winy, wycofanie się pod presją z części niekonstytucyjnych rozwiązań. Jest to porażka rządu, a nasz, obrońców konstytucji, sukces. I warto to docenić oraz zobaczyć w szerszym kontekście. No, chyba że prezydent (gdy to piszę, nie znamy decyzji) ustawę zawetuje albo skieruje do TK… Mało to jednak prawdopodobne.

Po szkodzie mądrzy

Opowiadał prof. Marcin Matczak, że podczas konferencji na temat „złej zmiany” w regionie wyszehradzkim uczestnik z Rosji ocenił, że jego zdaniem to, przez co przechodzimy – populistyczny atak na praworządność – należy traktować jak szczepionkę. Że po jakimś czasie wyjdziemy z choroby mocniejsi i uodpornieni. Także mój dobry znajomy Bułgar, współpracujący jeszcze w latach 80. w podziemiu z polską opozycją, nie ma wątpliwości, że Polacy swoją wolność obronią, że się z tego, co nas spotkało, otrząsną.
To bardzo ważne, żeby z doświadczenia, przez jakie przechodzimy, wyciągnąć wnioski. A jest o czym myśleć. Nie możemy, moim zdaniem, po prostu powrócić do status quo sprzed zmian wprowadzonych przez PiS. Te niekonstytucyjne należy odwrócić, ale poza tym trzeba zaproponować rozwiązania nowe, które uwzględnią słuszną krytykę, uzasadnione postulaty recenzentów wymiaru sprawiedliwości. A jest ich sporo. To w warstwie ustrojowej, legislacyjnej. Ale szalenie ważne są także zmiany w mentalności i wyciągnięcie z obecnej lekcji jak najwięcej na przyszłość.
Orzeczenie TSUE, a teraz ustawa, nie miałyby miejsca bez aktywnej postawy sędziów. A przypomnijmy, że niewiele brakowało, by I prezes SN prof. Gersdorf (i nie tylko ona) sama z walki zrezygnowała w symbolicznym proteście, ale zapewne także w wyniku zmęczenia ciągłym atakiem. I to stosunkowo wcześnie, bo 3 kwietnia 2018 r., czyli w dniu wejścia ustawy w życie. Gdyby do tego doszło, z jakże różną sytuacją mielibyśmy obecnie do czynienia. Sąd Najwyższy jednak podjął walkę. Moim zdaniem za późno, czemu dawałem niejednokrotnie wyraz, ale ważne, że podjął i zachowuje się jak prawdziwa trzecia władza. Kluczowe zatem, byśmy się nauczyli, że obowiązkiem sądów jest przeciwstawienie się niekonstytucyjnemu atakowi na ich niezależność. I gdyby znów przyszło nam się z takimi atakami mierzyć, żeby reakcja była szybsza. Łatwo się mądrzyć po fakcie, ale nie potrafię odpędzić myśli, że także Trybunał Konstytucyjny mógł się lepiej bronić.

Świadectwo moralności

Kiedy ktoś zacznie, innym jest już łatwiej. Po serii pytań prejudycjalnych sformułowanych przez SN, w zeszłym tygodniu pytania takie zadał też NSA. Trafiły wreszcie do niego (przetrzymywane długo przez KRS) odwołania od sierpniowych uchwał Krajowej Rady Sądownictwa dotyczących przedstawienia (nieprzedstawienia) prezydentowi wniosków o powołanie do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego SN. Pytania NSA o ograniczenie kontroli sądowej konkursów dają szansę na pójście dalej: sprawdzenie legalności wyborów sędziów do SN, w tym do nowych izb, dyscyplinarnej i spraw publicznych, ale także na analizę procedury z punktu widzenia mandatu samej KRS – wybieranej w dużej mierze przez polityków. Zarówno pytania prejudycjalne, jak i „referendum” rozpisane przez Forum Współpracy Sędziów, w którym wypowiadają się oni na temat KRS, spowodowały reakcję tej ostatniej. Kabaretową. Otóż rada postanowiła złożyć do TK wniosek o stwierdzenie niezgodności ustawy o KRS z konstytucją. To taki wybieg: dać TK szansę, by się z tym nie zgodził i orzekł, że przeciwnie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tym samym świadectwo moralności dla KRS wystawi TK, który jest w tej samej sytuacji – też „odzyskany” i „zreformowany” z pogwałceniem konstytucji. Solidarność gorszycieli.

Ulica i zagranica

Warto w tym kontekście podkreślić rolę obywateli. Namawiamy sądy i sędziów do twardej, bezkompromisowej postawy. Do adekwatnej obrony przed zamachem na ustrój. Tak było, w dużej mierze nieskutecznie, w przypadku TK, tak było także w przypadku SN czy NSA. Dobrze, że się to wreszcie udaje.
Widzą to także za granicą. W Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Parlamentu Europejskiego (LIBE) odbyło się w zeszłym tygodniu wysłuchanie dotyczące Polski w związku z niedawną misją delegacji LIBE poświęconą głównie zmianom w sądownictwie. To tam Frans Timmermans, zastępca szefa Komisji Europejskiej, podkreślił rolę społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, działań podejmowanych przez obywateli i ich organizacje w obronie państwa prawa. Z kolei Jean-Claude Scholsem, przedstawiciel Komisji Weneckiej i jeden z najstarszych jej członków (zasiada w niej prawie 30 lat), podkreślił, że nie pamięta, by relacje komisji z jakimś rządem były tak trudne jak z polskim. A Komisja Wenecka (organ Rady Europy) zajmuje się nie tylko krajami członkowskimi UE. Także wieloma innymi, takimi jak Albania, Tunezja, Turcja czy Uzbekistan. „Wyróżnienie” Polski jako najbardziej kłopotliwego partnera nabiera dodatkowego znaczenia.
Ale to oczywiście tylko opinie „wrogów Polski”. Podczas wysłuchania w LIBE europosłanka PiS powtórzyła jak mantrę wyuczone formułki, jak bardzo słuszne i praworządne są reformy PiS i że to za poprzedniej władzy byli w Polsce sędziowie na telefon. Takie wystąpienia, choć wygłaszane w Brukseli, są oczywiście kierowane do polskiego elektoratu, bo wśród poważnych ludzi w instytucjach europejskich mogą budzić jedynie politowanie (co potwierdzają też słowa przedstawiciela Komisji Weneckiej). Tak samo jak wypowiedź ministra Ziobry, któremu zabrakło odwagi, by pojechać do Brukseli i bronić swoich racji (nie było żadnego przedstawiciela rządu), ale popisywał się w polskim Sejmie, opowiadając że wszystkie zmiany dokonywane przez PiS są w pełni zgodne ze standardami europejskimi. Otóż wszyscy bez wyjątku eksperci twierdzą, że tak nie jest (w LIBE wypowiadał się także przedstawiciel Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa), ale minister Ziobro idzie w zaparte.

Wolni sędziowie

Trzeba podkreślić rolę sędziów sądów niższych instancji. To oni pierwsi podjęli walkę, to oni w licznych wystąpieniach i zbiorowych działaniach dają odpór zakusom na niezależność. W większości to ludzie średniego pokolenia, studiowali już w wolnej Polsce, co więcej, bardzo często w czasie obowiązywania konstytucji z 1997 r. Dla nich wolność, odrębność władzy sądowniczej, niezależność i niezawisłość są jak powietrze. Znają ich wartość, wiedzą, czego bronią. Nie udał się PiS pomysł na skłócenie środowiska, by przeciwstawić sędziów „pałacowych” (tych z wyższych instancji) sędziom liniowym. Choć młodzi sędziowie mają wiele powodów do frustracji, choć diagnoza PiS jest w wielu miejscach słuszna, to wszystko jednak nie uzasadnia zamachu na ustrój państwa. A taką drogę, zamiast reformy, wybrał rząd.
Sędziowie działają poprzez zgromadzenia ogólne, poprzez stowarzyszenia i indywidualnie. Wspomnę o dwóch nowych formach protestu, oba przykłady z apelacji gdańskiej. Zgromadzenie Przedstawicieli Sędziów Apelacji Gdańskiej podjęło uchwałę o odmowie udziału w procedurze opiniowania kandydatów do objęcia urzędu sędziów sądów okręgowych i sądu apelacyjnego apelacji gdańskiej do czasu zajęcia stanowiska przez TSUE w sprawie pytań prejudycjalnych skierowanych tam między innymi przez Sąd Najwyższy oraz sądy powszechne, a dotyczących wątpliwości związanych z procesem wyłaniania członków nowej KRS. „Członkowie Zgromadzenia Przedstawicieli Sędziów Apelacji Gdańskiej uważają, że jakikolwiek udział w procedurze opiniowania kandydatów do objęcia urzędu sędziów sądów okręgowych i sądu apelacyjnego byłby dalszym legitymizowaniem czynności zmierzających do zdeprecjonowania, a nawet upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości. Instrumentalne wykorzystanie sędziów w takich działaniach nie może spotkać się z żadnym przyzwoleniem” – stwierdzili sędziowie.
Sąd Najwyższy podjął walkę. Moim zdaniem za późno, ale ważne, że podjął i zachowuje się jak prawdziwa trzecia władza. Kluczowe jest to, byśmy się nauczyli, że obowiązkiem sądów jest przeciwstawienie się niekonstytucyjnemu atakowi na niezależność
Drugi przykład to milczący protest sędziów z Gdyni i Słupska podczas spotkania z wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem. Przybył on, by przedstawić im powołanych dawno temu nowych prezesów (wcześniej nie było czasu, a wymaga tego prawo). Spotkania trwały jednak zaledwie po kilka minut, ubrani na czarno sędziowie siedzieli w ciszy i nie odzywali się do ministra – jeszcze niedawno ich kolegi, działacza Iustitii. To nowa forma protestu sędziów. Pokazanie, że minister jest persona non grata, jednak w sposób elegancki. Napiętnowanie postaw oportunistycznych, środowiskowy ostracyzm – to także ważne sposoby działania.

Wypalanie żelazem

Opisane nonkonformistyczne postawy sędziów, obrona konstytucji, przejawianie aktywności poza sądem, znacznie większe niż dotąd otwarcie na obywateli i komunikowanie się z nimi wymagają odwagi. To tacy sędziowie wzbudzają zainteresowanie rzecznika dyscyplinarnego. Powody formalne są różne, lecz przecież prawdziwy jest jeden i ten sam we wszystkich tych przypadkach. Umila się życie tylko tym sędziom, którzy są w jakiś sposób krytyczni wobec działań rządu w obszarze wymiaru sprawiedliwości i to ujawniają. Władza, która tak dba o poziom etyczny, wybiera jednocześnie do Sądu Najwyższego (w tym izby dyscyplinarnej) osoby karane dyscyplinarnie, o kontrowersyjnej przeszłości, której się nie sprawdza. To nie one są dla rzecznika interesujące. Minister Ziobro zapowiedział w Sejmie: „Do bólu, niczym gorącym żelazem, będziemy wypalać patologie”. Teraz widać, że patologią jest dla ministra zadawanie przez sędziów pytań prejudycjalnych do TSUE, udzielanie wywiadów nie po myśli władzy czy udział w symulacji procesu (nazwanej przez rzecznika dyscyplinarnego parodią). Nie słychać o sukcesach w walce z „sędziowską mafią” czy z powszechną ponoć korupcją i sprawiedliwością na telefon. A przecież od trzech lat działa specjalna komórka, która te sprawy ma ujawniać (i oby ujawniała, jeśli do przypadków korupcji dochodzi!).

Wykopki

To swego rodzaju podkategoria wspomnianego wypalania żelazem. Otóż niezależnie od tego, z jakiego powodu za sędziego zabiera się rzecznik dyscyplinarny, wykopki często dołącza się w bonusie.
Otóż wykopki to prześwietlanie działalności sędziego z ostatnich kilku lat. Klasyczne zastraszanie. Sędzia otrzymuje informację, że analizie zostaną poddane sprawy, które prowadził. I ma się bać, bo nawet jeśli jest uczciwy i pracowity, to przecież jak dobrze pokopać, to może coś się znajdzie. Może czegoś nie dopatrzył, gdzieś się spóźnił...
Takie wykopki zarządzono w przypadku sędzi Olimpii Barańskiej-Małuszek z Gorzowa Wielkopolskiego, aktywnej działaczki Iustitii, świetnej w komunikacji z obywatelami. Tak wreszcie stało się w zeszłym tygodniu w przypadku sędziego Jarosława Gwizdaka, który nie dość, że jest laureatem pierwszej edycji konkursu o tytuł Obywatelskiego Sędziego Roku, że przez lata był jednym z liderów oddolnych przemian w sądownictwie, to jeszcze startował w wyborach na prezydenta Katowic. Czujny rzecznik dyscyplinarny wszczyna postępowanie i dopytuje, czy sędzia na czas kampanii wziął urlop bezpłatny… Oczywiście, że wziął, bo zna prawo. Oczywiście, że wystarczyłoby pytanie do prezesa sądu, który o urlopie jako pracodawca wiedział. Nie, za dużo tego Gwizdaka – tak chyba myśli rzecznik. No to wszcznijmy dyscyplinarkę, a przy okazji pogrzebiemy w setkach, tysiącach spraw, które sędzia rozpatruje w ciągu kilku lat. A nuż coś znajdziemy…

Sędzia też człowiek

I na koniec garść naprawdę dobrych wiadomości. W zeszłym tygodniu odbyła się kolejna, szósta już edycja organizowanego przez Stowarzyszenie im. Prof. Zbigniewa Hołdy Tygodnia Konstytucyjnego. Prawie 700 prawników spotkało się w szkołach z uczniami i rozmawiało o konstytucji i prawach człowieka. Wśród nich sędziowie. Iustitia nadal organizuje Kafejki Prawne, gdzie można porozmawiać o sądach przy kawie. W Krakowie kilkudziesięciu sędziów oddało krew za niepodległość. Dosłownie, w punkcie krwiodawstwa. Takich akcji jest coraz więcej. Są bardzo ważne. Dzięki nim nawiązuje się kontakt między sędziami i obywatelami. A jest on przydatny dla obu stron. Obywatele oswajają się z sądami, a sędziowie dowiadują, co ludzi trapi, zmniejszają oderwanie od rzeczywistości (a ten zawód niesie takie ryzyko). I marzy mi się, że także te działania uda się utrwalić, że gdy kryzys minie, praca nad komunikacją między sędziami i obywatelami pozostanie stałym elementem naszej rzeczywistości. Tylko tak bowiem zapewnimy rozliczalność sądów i sędziów, ich autorytet i zaufanie do nich. A to zaufanie jest potrzebne, by sądów bronić, gdy coś im zagraża.