Prawo jest przeładowane. I nie tylko dlatego, że reguluje coraz więcej aktywności obywateli. Także dlatego, że kolejne zbędne akty prowadzą do jego inflacji. Co jednak, gdy potrzebna regulacja zbytnio koncentruje się na języku? I kiedy ten zbytek się pojawia?
Nadmiar informacji, zbyt liczne i niezrozumiale sformułowane normy wywodzone z poszczególnych przepisów są szczególnie interesujące dla teoretyków prawa, ale wpływają na jego użytkowników. Po pierwsze dlatego, że możemy mówić o jurydyzacji życia społecznego: prawodawca postanawia ingerować w nieuregulowane dotąd dziedziny ludzkiej aktywności. W ten sposób powstają kolejne przepisy prawne odnoszące się do obszarów wcześniej nieznanych legislacji. Nie jest to jednak zjawisko nadmiarowości sensu stricto. Wkraczanie przez prawodawcę w kolejne aspekty życia obywateli nie powoduje redundancji norm prawnych, lecz raczej zjawisko nieskrępowanej ingerencji w nowe dziedziny życia społecznego.
Drugi przypadek występuje w sytuacji szybkiego i niecelowego, wymykającego się spod kontroli legislacyjnej, nagłego i trudnego do pohamowania przyrostu liczby aktów normatywnych. Mamy wtedy do czynienia ze zjawiskiem inflacji prawa.
Kłopotem w obu sytuacjach jest to, jak określić granicę między prawem stanowionym na wystarczającym poziomie normatywnej regulacji a momentem, kiedy zaczyna wchodzić w etap nadmiernej jurydyzacji lub nawet inflacji. Kiedy legislacja zaczyna wchodzić w etap nadmiernej jurydyzacji? Ten moment jest właściwie niemożliwy do wskazania. Złoty punkt jest nieuchwytny i niemożliwy do arbitralnego wyznaczenia. Rozpoznanie kryterium nadmiaru jest często subiektywne, a wskazanie, które normy prawne są niezbędne, a które przestają być obiektywnie uzasadnione, a ich ratio legis opiera się wyłącznie na realizacji poszczególnych interesów oraz polityki większości parlamentarnej, zaczyna być problemem.

Prawo na każdą okazję

Obecnie na świecie parlamenty w różnych częściach naszego globu uchwalają coraz więcej aktów prawnych o coraz bardziej szczegółowym charakterze. Nierzadko dochodzi do sytuacji, gdy zamiast aktów generalnych i abstrakcyjnych prawodawca zaczyna wydawać akty ocierające się o znamiona indywidualności i konkretności (por. chociażby procedowany poselski projekt ustanowienia dnia 12 listopada 2018 r. dniem wolnym od pracy). Innym aspektem nadmiernej jurydyzacji jest tendencja do regulowania każdego aspektu życia społecznego. Prawodawca w takim przypadku powinien rozważyć, do jakiego momentu wydawane przez niego akty normatywne są skuteczne, a kiedy zaczynają tworzyć zjawiska faktycznego desuetudo.

Od przybytku…

Kolejnym – trzecim – rodzajem nadmiaru w akcie prawnym jest jego zbyteczność informacyjna na poziomie tekstu. Jest ona nazywana superfluum lub redundancją. Już źródłosłów tego ostatniego określenia oznacza przelewanie się wody w rzece. Przekładając to na praktykę stanowienia aktów prawnych, należy uznać, że redundancja to stan, kiedy w tekście aktu normatywnego znajduje się pewien zbytek, nadwyżka do niczego niepotrzebnej warstwy językowej. To znaczy, że nie prowadzi do przekazania kolejnej informacji lub nie daje adresatowi normy prawnej dodatkowych bodźców do dokonania interpretacji i wykładni danego przepisu. Czasami jednak zabiegi redundatywne pozwalają na uściślenie dyspozycji normy bądź na zapobieżenie niepożądanym przez prawodawcę zachowaniom adresata normy.
Ciekawy jest fakt, że odmiennie niż dwa wcześniej omawiane zjawiska redundancję jako jedyną można zbadać w sposób metodologiczny i wskazać, kiedy ona występuje. Pomimo pozornej pejoratywności zjawiska nie jest ona wcale taka oczywista! Niektórzy autorzy w swoich opracowaniach zauważają jego pozytywny aspekt i zwracają uwagę, że brak redundancji leksykalnej obniża stopień zrozumiałości tekstu. Wydaje się, że takie stanowisko jest uzasadnione.
Zdaniem Herberta Harta nie zawsze w tekście prawnym możliwe jest „pełne rozumienie”. Niekiedy nie zostaje ono osiągnięte nawet wtedy, gdy interpretator postępuje zgodnie z regułami wykładni. Domniemanie potencjalnej nieostrości jest uzależnione od kontekstu, w którym prawo jest stosowane. Filozof nazwał tę cechę języka prawnego „otwartą tekstowością” (open texture). Prawnicy są zgodni, że nawet najlepszy i najbardziej precyzyjny prawodawca nie jest w stanie się ustrzec przed tym niebezpieczeństwem. Dynamizm sytuacji, który musi zostać dostosowany do przepisów, nie zawsze będzie relewantny do ustanowionych norm.
Otwarta tekstowość wynika z przywiązania prawa do pisma, które jest medium każdego aktu prawa stanowionego. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku prawa oralnego (np. zwyczajowego). W czasach, gdy było ono dominujące, subiektywizm języka szedł w parze z komunikacyjną sytuacyjnością – było jasne, jakie zachowania są pożądane. Dopiero kultura prawa pisanego sprawiła, że stało się ono abstrakcyjne i generalne, oderwane od konkretnych sytuacji i bezpośredniego kontekstu.
Zgodnie z pozytywistycznymi założeniami wyodrębnienie prawa stanowionego zdeterminowało przypisanie mu nadrzędnej pozycji w obrębie wszystkich systemów normatywnych. Dlatego też wszystko, co dotyczy prawodawstwa, nabrało szczególnego znaczenia dla społeczeństwa. Od tego momentu prawo zaczęło być traktowane jako zwarty system współzależnych od siebie norm. Z tego wynika, że redagowanie przepisów prawnych nie powinno tworzyć wewnętrznej sprzeczności. W pozytywizmie dąży się do stanowienia przepisów, które nie będą ze sobą skonfliktowane ani treściowo, ani hierarchicznie, ani czasowo.
Aspekt systemowości ma zasadnicze znaczenie. Istotna jest bowiem jakość stanowionych norm oraz ich warstwa leksykalna – niezależna od zdolności interpretatora, jednak będąca strukturą dających się odczytać zakazów i nakazów odnoszących się jednocześnie do założonych rezultatów prawnych.
Niewątpliwym atutem przy przyjęciu doktryny pozytywistycznej jako paradygmatu służącego do opisu zjawiska redundancji – nadmiarowości – w prawie jest programowe rozdzielenie procesu stanowienia prawa od jego interpretacji. To pozwala na ujrzenie zjawiska nadmiarowości warstwy leksykalnej zarówno w kontekście legislacji norm, jak i ich późniejszego stosowania czy wykładni, czyli z punktu widzenia strefy twórczej i odtwórczej. Wydaje się, że słuszniejszym stanowiskiem jest badanie sfery legislacyjnej, gdyż wcielanie się w rolę interpretatora prawa, który jednocześnie nie jest jego twórcą, naraża nas na popełnienie błędu w wykładni bądź dokonania niejasnej interpretacji przepisów. Może też spowodować złą ocenę danego przepisu, a co za tym idzie, nietrafną ocenę zjawiska redundancji.
Samo pojęcie redundancji nie jest utrwalone w naukach prawnych. Zarówno autorzy prac naukowych, jak i praktycy sięgają do tego pojęcia sporadycznie. I sama definicja, i badanie wiąże się z koniecznością sięgnięcia do obszarów innych nauk, w szczególności nauk humanistycznych. W obliczu ciągłej inflacji prawa oraz jego coraz szybszego stanowienia zabieg ten powinniśmy uznać za niezbędny w celu zapobieżenia zjawiskom niepożądanym. W szczególności jeśli chcemy dbać o jakoś stanowionych aktów normatywnych oraz zorientować prawo na efektywność osiągania celów.

Teoria nadmiaru

W teorii redundancja jest stanem komunikatu, który będąc liczbowym przekroczeniem informacji lub jakościowym zbytkiem, staje się zaburzeniem w istniejącej potrzebie komunikacyjnej. Jest on zatem czymś więcej niż zaleca dana miara, np. zwielokrotnieniem lub czymś większym (np. wzmocnieniem, nasileniem) niż dopuszcza przyjęty w określonym typie komunikacji wzorzec. Takie sformułowanie tekstu sprawia, że podczas jego przetwarzania występują efekty wypływające na odbiór i interpretację komunikatu. Zjawisko to może wpływać na zwiększenie zrozumiałości czy precyzję przekazu. Dlatego też należy zauważyć, że samo w sobie nie musi być błędem ze strony prawodawcy. Dopiero jego negatywna odmiana, niemająca znamion pozytywnych, może znacząco wpływać na jakość komunikacji z adresatem normy prawnej.
W polskim systemie prawnym nie można mówić o redundancji jako błędzie komunikacyjnym. Obecnie istnieje tylko jedna norma prawna, która nie zezwala na posługiwanie się kwalifikowanym typem omawianego zjawiska, czyli pleonazmami w przepisach karnych. W par. 76 rozporządzenia – Zasady techniki prawodawczej (Dz.U. nr 100, poz. 908 ze zm., dalej: z.t.p.) stanowi się, że przy formułowaniu norm karnych nie można używać określeń „bezprawnie”, „świadomie” i innych, podobnych. Przepis ten nie dotyczy jednak zabiegu systemowego, konieczności unikania pleonazmów ukrytych we wszystkich aktach prawnych. W z.t.p. wyraźnie wskazuje się, że chodzi wyłącznie o przepisy karne.
W z.t.p. istnieje także zakaz powtarzania przepisów prawnych, czyli redundancji zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Na podstawie par. 4 z.t.p. zakazuje się zamieszczania w akcie prawnym powtórzenia przepisów innego normatywu i odsyłania do innych aktów prawnych niż te, które są wymienione w ustawie. Zastosowanie takich zabiegów wiązałoby się ze złamaniem wytycznych tworzenia aktów prawnych i byłoby błędem legislacyjnym. Zakazane jest również dokonywanie powtórzeń wewnętrznych. Stanowi o tym par. 23 ust. 1 z.t.p. Zgodnie z nim w przepisach szczegółowych nie reguluje się spraw, które zostały unormowane w przepisach ogólnych. Należy jednak wyjaśnić, że powtórzenie przepisu jest zjawiskiem redundancji informacyjnej, nie zaś językowej. Naruszenie tych zasad stanowi o wadzie tekstu prawnego, nie zaś o jego nieważności sensu stricte.

Kiedy zaczyna się problem

W każdym języku naturalnym występuje pewna doza nadmiarowości. Nie inaczej jest w przypadku tekstów prawnych, w tym także tych o najwyższym znaczeniu dla państwa i jego funkcjonowania. Powtarzanie norm i przepisów sprawia, że tekst bywa niezrozumiały i niekiedy nie osiąga założonych przez prawodawcę celów. Problem może okazać się poważny, gdy przepis nie pozwala na jasne odtworzenie normy, przez co staje się bezużyteczny informacyjnie w określonym akcie normatywnym.
Należy zauważyć, że współczesne językoznawstwo dużo czerpie z nauki ilościowej teorii informacji. Dlatego też często zjawiska nadmiarowości w sposób bezpośredni odnoszone są do matematycznej teorii komunikacji Shannona i Weavera. W związku z funkcjami teorii informacji naukowcy aprobują tezę o formułowaniu typologii redundancji w zależności od tego, na którym etapie komunikacji ona występuje lub z jaką aktywnością komunikacyjną podmiotu uczestniczącego w wymianie informacji wiąże się powstanie tego zjawiska. Dlatego też lingwiści wyróżniają cztery rodzaje nadmiarowości w tekście: kontekstową, kodu, kanału i odbiorcy.
W polskich aktach prawnych najczęściej pojawiającym się typem nadmiarowości jest ta kontekstowa. Jej przykładem może być art. 16 ust. 2 Konstytucji RP: „1. Ogół mieszkańców jednostek zasadniczego podziału terytorialnego stanowi z mocy prawa wspólnotę samorządową. 2. Samorząd terytorialny uczestniczy w sprawowaniu władzy publicznej. Przysługującą mu w ramach ustaw istotną część zadań publicznych samorząd wykonuje w imieniu własnym i na własną odpowiedzialność”. Zawarcie w tym artykule pleonazmu nie wpływa dodatnio na dyrektywalny poziom komunikatywności normy.
Pytanie, które warto sobie postawić w tym przypadku, to sens wyrażenia „istotną część”. Jaka zatem byłaby część nieistotna w stosunku do wszystkich zadań publicznych? I czy konieczne było podkreślanie owej istotności? Wydaje się, że słowo „istotna” nie wpływa na poziom zrozumienia normy na tyle poważnie, aby było niezbędne.
Kolejnym przykładem superfluum jest tautologia – zdania niewnoszące niczego do treści wypowiedzi. Mając jednak na uwadze zasadę racjonalności ustawodawcy, trudno mówić o tym, że dane wyrażenie nie wnosi do aktu normatywnego żadnej wartości. Skoro jakieś słowa znalazły się w przepisie, to był to zabieg celowy. Przykład? Choćby wyrażenie „tylko i wyłącznie”, które często stosuje się w prawie. Jest to pozytywny przykład nadmiarowości polegający na podkreśleniu wyłączności jakiegoś zjawiska. Można zastosować ten zabieg, gdy ustawodawca chce, aby adresat normy nie miał wątpliwości co do zakresu przekazanej hipotezy.
Na uwagę zasługuje także zjawisko analityzmu pleonastycznego. Z pomocą w zrozumieniu tego zjawiska przychodzi Agnieszka Małocha-Krupa, która wyjaśnia, że można wyróżnić dwa stopnie redundancji analityzmów. W pierwszym z nich chodzi o czasowniki, które stają się semantycznie przezroczyste, np. „doświadczyć” w konstrukcji „doświadczyć nudy”. W wyższym stopniu „składniki tych konstrukcji stają się coraz bardziej przezroczyste i pełnią rolę nośników kategorii gramatycznej i semantycznej bądź sygnalizują określoną odmianę stylową, jak np. doświadczyć stanu nudy”. Innymi słowy, mamy do czynienia z nadwyżką znaczeniową, która w kontekście tekstu prawnego wpływa nie tylko na jego estetykę słowną, lecz także na zrozumienie i problem z wyinterpretowaniem normy z przepisu.
Spójrzmy na art. 127 ust. 5 konstytucji: „W ponownym głosowaniu wyboru dokonuje się spośród dwóch kandydatów, którzy w pierwszym głosowaniu otrzymali kolejno największą liczbę głosów. Jeżeli którykolwiek z tych dwóch kandydatów wycofa zgodę na kandydowanie, utraci prawo wyborcze lub umrze, w jego miejsce do wyborów w ponownym głosowaniu dopuszcza się kandydata, który otrzymał kolejno największą liczbę głosów w pierwszym głosowaniu. W takim przypadku datę ponownego głosowania odracza się o dalszych 14 dni”. Czy naprawdę wyboru trzeba dokonywać? Czy nie można po prostu wybrać? Zapewne ustawodawca zdecydował się na obowiązujące sformułowanie ze względu na doprecyzowanie przepisu oraz na bardziej uroczystą formę. Użycie zwrotu „wybiera się” z pewnością nie wpłynęłoby jednak negatywnie na komunikatywność tekstu.
Kolejną formą językową często występującą w aktach normatywnych są repetycje. Wynikają one z nieudolności językowej ustawodawcy. Od innych form nadmiarowości różnią się przede wszystkim tym, że są nacechowane negatywnie. Ich zawarcie nie służy żadnemu dobremu celowi, który mógłby być z ich pomocą realizowany. Chodzi o używanie licznych powtórzeń słów, które mają to samo znaczenie. Jest to albo repetycja częściowa – rezultatem nieporadności językowej, np. „mechanik naprawia zepsute samochody”, albo greminacja, czyli powtórzenie tego samego wyrazu bez zmiany funkcji i znaczenia, np. „Ojciec rodziny opiekuje się swoją rodziną i rodzina jest dla niego najważniejsza”. Przykładem takiego zjawiska może być art. 141 Konstytucji RP: „1. W sprawach szczególnej wagi Prezydent Rzeczypospolitej może zwołać Radę Gabinetową. Radę Gabinetową tworzy Rada Ministrów obradująca pod przewodnictwem Prezydenta Rzeczypospolitej. 2. Radzie Gabinetowej nie przysługują kompetencje Rady Ministrów”.
To tylko niektóre przykłady nadmiarowości językowej w aktach prawnych. Zjawisko redundancji do tej pory nie było szerzej poruszane w kontekście prawodawstwa. Wydaje się, że jest to zagadnienie wciąż niezbadane, a szkoda, zwłaszcza w kontekście coraz liczniejszych problemów interpretacyjnych dotyczących aktów prawnych. Nie można bowiem nie zauważyć, że rozbieżności w dokonywanej wykładni bywają także efektem niefortunnego sformułowania przepisów. Taki stan prowadzi do sytuacji, w której wyinterpretowana z jednego przepisu prawnego norma może znacząco różnić się w zależności od intencji osoby dokonującej wykładni. O aktualności problemu świadczą chociażby ciągłe spory na temat kształtu obowiązującej Konstytucji RP. Ze względu na zastosowane w niej formy językowe, przy implikacji różnych dyrektyw wykładni możemy dojść do rozbieżnych wniosków. Oczywiście nie jest to niczym nowym w nauce prawa, która charakteryzuje się tym, że z jednego przepisu możemy wyinterpretować różne normy. Nie powinno jednak dochodzić do sytuacji, gdy są one zupełnie odmienne, z czym borykamy się obecnie.
Nie budzi wątpliwości, że w prawie nadmiarowość występuje w znacznym zakresie. Samo zjawisko jednak nie jest negatywne. Nie można pominąć sytuacji, w której ustawodawca zdecydował się na zwiększenie przekazywanej informacji po to, aby uniknąć sporów interpretacyjnych. W tym kontekście należy przypomnieć, że ustawy często zawierają zasady prawa i normy kierunkowe, które wymagają zastosowania specjalnych dyrektyw wykładni. Zjawisko nadmiarowości przejawia silne sprzężenie zwrotne między sferą dyrektywalną a poziomem deskryptywnym tekstu. Wykazanie, w jaki sposób można stosować dobre zjawisko redundancji lub tego, w których miejscach warto go unikać, powinno wpłynąć w przyszłości na jakość stanowionych norm. Sama nadmiarowość jest przeważnie utożsamiana ze złym działaniem dla informacji. Natomiast nigdzie indziej aniżeli w prawie nie widać tak dobrze, że sprawne posługiwanie się prawodawcy tym zjawiskiem może wywołać określone i zamierzone skutki.
Rozbieżności w wykładni bywają efektem niefortunnego sformułowania przepisów. Taki stan prowadzi do sytuacji, w której wyinterpretowana z jednego przepisu norma może się znacząco różnić w zależności od intencji osoby dokonującej wykładni
W każdym języku naturalnym występuje pewna doza nadmiarowości. Nie inaczej jest w przypadku tekstów prawnych, w tym także tych o najwyższym znaczeniu dla państwa