Oczekiwanie przez parlament, że głowa państwa podpisze ustawę błyskawicznie, powoduje, że procedura legislacyjna może być niekonstytucyjna. Andrzej Duda nie ma z tym kłopotu.
Ustawa o ustanowieniu Święta Narodowego z okazji Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, która wprowadzi dla wielu Polaków wolne od pracy 12 listopada, trafi na biurko głowy państwa najprawdopodobniej 8 listopada. Aby więc jej uchwalenie miało jakikolwiek sens, prezydent musi ją bardzo szybko podpisać, a następnie urzędnicy Rządowego Centrum Legislacji opublikować w Dzienniku Ustaw. Pierwszy obywatel już zapowiedział, że ustawę – choć nie jest jeszcze znane jej ostateczne brzmienie (Sejm musi rozpatrzyć poprawki Senatu) – podpisze.

Stawianie pod ścianą

Prezydent ma 21 dni na podjęcie decyzji, czy chce ustawę podpisać, zawetować czy skierować do Trybunału Konstytucyjnego. Uprawnienie to wynika z art. 122 konstytucji. W ostatnich kilku latach ustawodawca jednak wielokrotnie stawiał głowę państwa pod ścianą. I konstytucyjny termin w praktyce prezydentowi skracał. Tak jest przy obecnie procedowanej ustawie o dodatkowym święcie – skoro 12 listopada ma być wolny od pracy, logiczne jest, że aby miała ona jakikolwiek sens, trzeba ją podpisać wcześniej. Tak też często bywa z ustawami przyjmowanymi pod koniec roku.
Fragmenty opracowania "Proces prawotwórczy w świetle orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego" powstałego w TK w 2015 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Prawdziwy rekord ustawodawca osiągnął w 2015 r. Dowody? Nowelizacja ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. Przekazana głowie państwa 28 grudnia 2015 r., zaś w ustawie art. 2 stanowiący, że wchodzi ona w życie 1 stycznia 2016 r. Prezydent złożył podpis w dniu otrzymania jej z parlamentu (Dz.U. z 2015 r. poz. 2299). Nowelizacja ustawy o działach administracji rządowej oraz niektórych innych ustaw. Ta sama sytuacja: trafia do prezydenta 28 grudnia 2015 r., ten podpisuje ją tego samego dnia (Dz.U. z 2015 r. poz. 2281). Bądź co bądź, jak wynika z art. 45, ustawa musi wejść 1 stycznia 2016 r. Pod ścianą w 2015 r. Andrzeja Dudę postawiono jeszcze kilkukrotnie, chociażby przy nowelizacji ustawy o szczególnych rozwiązaniach służących realizacji ustawy budżetowej na rok 2016 (Dz.U. z 2015 r. poz. 2199) czy nowelizacji prawa o ruchu drogowym (Dz.U. z 2015 r. poz. 2183).
Ale wiele czasu do namysłu nie zostawiano także Bronisławowi Komorowskiemu. Jeszcze za poprzedniej kadencji Sejmu obszerną ustawę o Karcie Dużej Rodziny prezydent dostał 18 grudnia 2014 r. Z datą jej wejścia w życie i publiczną deklaracją polityków PO, że już zaraz wejdzie, określoną na 1 stycznia 2015 r. (Dz.U. z 2014 r. poz. 1863). Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Bronisław Komorowski otrzymał także nowelizację ustawy o dowodach osobistych, ustawy o ewidencji ludności oraz ustawy – Prawo o aktach stanu cywilnego. Data wejścia: 31 grudnia 2014 r. Prezydent nie zawiódł ustawodawcy. 23 grudnia złożył swój autograf, zaś urzędnicy Rządowego Centrum Legislacji zdążyli jeszcze przed zjedzeniem karpia ją opublikować (Dz.U. z 2014 r. poz. 1888).

Niekonstytucyjny przymus

Eksperci twierdzą, że sytuacja, w której parlament stawia głowę państwa, świadczy o niekonstytucyjności ustawy o dodatkowym dniu wolnym. Można bowiem mówić m.in. o naruszeniu zasad poprawnej legislacji wywodzonych z art. 2 ustawy zasadniczej.
– Moim zdaniem ustawa, którą proceduje teraz parlament, będzie naruszała art. 2 oraz art. 122 konstytucji. Ustawodawca bowiem, pozostawiając prezydentowi co najwyżej kilkanaście godzin na podpis, w praktyce rozszerza swe imperium. Konstytucja stanowi o 21 dniach na podjęcie decyzji. Trudno zaś wyobrazić sobie sytuację, w której głowa państwa podpisuje ustawę np. 13 listopada lub kieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego. Wówczas stawałaby się ona bezprzedmiotowa – uważa dr Joanna Juchniewicz z Wydziału Prawa i Administracji UWM w Olsztynie.
– Zarazem lepiej by było, gdyby pan prezydent zaczekał z deklaracjami o tym, jaką decyzję podejmie, do czasu, gdy pozna ostateczny kształt ustawy – dodaje.
Zastrzeżenia ma również Patryk Wachowiec, analityk prawny Forum Obywatelskiego Rozwoju. Jego zdaniem pospieszne uchwalenie ustawy stawiające prezydenta w niekomfortowej sytuacji, brak vacatio legis oraz ryzyko dyskryminacji (część obywateli będzie miała wolne od pracy, ale nie wszyscy – np. apteki będą otwarte) świadczą o niekonstytucyjności aktu prawnego. Wachowiec uważa, że oczywiście zdarzają się przypadki, gdy trzeba procedować szybko. Ale przecież rządzący od dawna powinni wiedzieć, że stulecie odzyskania niepodległości wypadnie w niedzielę. Nie można więc tu mówić o nagłości, która uzasadniałaby wyjątkowy tryb.
– Procedowana ustawa będzie niezgodna z konstytucją, ale z zupełnie innych powodów – uważa z kolei dr Mariusz Bidziński, konstytucjonalista z Uniwersytetu SWPS. Zdaniem eksperta nie można bowiem mówić o ograniczaniu kompetencji głowy państwa.
– Prezydent nadal ma 21 dni na podjęcie decyzji. To, że ustawa jest tak skonstruowana, iż jej wejście w życie ma sens jedynie w określonym, krótkim terminie, nie powinno być zmartwieniem głowy państwa, lecz ustawodawcy – przekonuje Bidziński. Zarazem zaznacza, że szykowana Polakom specustawa powinna zostać poddana wnikliwej analizie z punktu widzenia wzorców konstytucyjnych. A to choćby dlatego, że w ostatniej chwili postanowiono wprowadzić dzień wolny, podczas gdy wielu przedsiębiorców ma już plany na 12 listopada.
– Trudno więc mówić o jakimkolwiek zaufaniu obywateli do państwa. Dostrzegam też ograniczenie wolności działalności gospodarczej – twierdzi prawnik.
opinia
Prof. Ewa Łętowska sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku / Dziennik Gazeta Prawna
Zamieszanie, które powstało wokół robienia 12 listopada dniem wolnym od pracy, jest trochę śmieszne, ale tak naprawdę to bardzo, bardzo smutne. Pokazuje upadek polskiej legislacji i parlamentaryzmu, a to przecież istota demokracji. Nie chodzi bowiem o to, czy tego dnia pójdziemy do pracy czy nie, lecz o to, jak niedbale i lekceważąco ustawodawca działa. Chce może dobrze, ale depcze przy okazji własną powagę. W końcu przy koronacji Mikołaja II też chciano nagrodzić lud, a na Chodynce, gdy rządzący rozdawali podarki, ludzie się tratowali.
Konstytucja mówi o 21 dniach dla prezydenta na podjęcie decyzji, czy ustawę podpisać, zawetować czy skierować do Trybunału Konstytucyjnego. Nie upierałabym się, że zawsze głowa państwa musi mieć 21 dni; wystarczy, że termin będzie rozsądny, pozwalający na przeanalizowanie wszystkich za i przeciw oraz uważną lekturę przekazanego do podpisu aktu prawnego. Są bez wątpienia przypadki, gdy konieczne jest działanie w trybie pilnym, z dnia na dzień. To przykład chociażby specustawy powodziowej. Ale przyjmowanie w ekspresowym trybie ustaw, które można było przygotować wcześniej, urąga wszystkim. Parlamentarzyści urągają samym sobie, siedząc po nocach i przeprowadzając fikcję trzech czytań w dobę. Urągają też prezydentowi, nie dając mu czasu na zastanowienie się. Wreszcie urągają obywatelom. I to bez wątpienia można uznać za niedochowanie zasad poprawnej legislacji, a zatem naruszenie art. 2 konstytucji.
Etap legislacyjny
Ustawa wróciła do Sejmu