Nie będzie zmian uderzających w tajemnicę zawodową – w tym adwokacką, radcowską, lekarską i dziennikarską. Po naszym tekście („Tajemnica zawodowa na wyciągnięcie ręki śledczego”, DGP z 25 września 2018 r.), w którym jako pierwsi ujawniliśmy plany ułatwienia prokuratorom pozyskiwania poufnych informacji, Ministerstwo Sprawiedliwości ugięło się pod presją krytyki.
„Robocze koncepcje, które zakładały pewne ograniczenia tajemnic, nie zyskały akceptacji kierownictwa MS” – potwierdził w czwartek wieczorem na Twitterze rzecznik prasowy resortu Jan Kanthak.
W tym miejscu powinniśmy jako gazeta odtrąbić sukces, bo to modelowy przykład skuteczności mediów. I zarazem dowód na to, że dziennikarstwo specjalistyczne – w tym przypadku prawnicze – w czasach nieustającego „poprawiania” ustaw, zwłaszcza tych kluczowych z punktu widzenia praw i wolności obywatelskich, jest na wagę złota.
Jest tylko jedno ale. Pewnie już mało kto pamięta żarliwe dementi przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości tuż po tym, gdy opisaliśmy resortowy pomysł.
Ten sam Jan Kanthak na tym samym Twitterze zapewniał, że o żadnych zmianach w prawie dotyczących tajemnicy dziennikarskiej nie może być mowy, choć uwzględniający taką zmianę projekt nowelizacji kodeksu postępowania karnego właśnie poddawano w MS ostatnim szlifom. Rzecznik ministerstwa był na tyle przekonujący, że samorząd radców prawnych, wydając oświadczenie ostrzegające przed negatywnymi skutkami luzowania tajemnicy zawodowej, z ostrożności zaznaczył, że „z niepokojem przyjmuje doniesienia prasowe wskazujące, jakoby” coś takiego rozważano (jak widać narracja o fake newsach za każdym razem, gdy media napiszą coś niewygodnego dla władzy, zaczyna przynosić efekty).
Dlatego zastanawiam się, w którym momencie nastąpiło wciskanie wszystkim kitu: gdy usłyszeliśmy, że planów nie ma, czy gdy padło zapewnienie, że były, ale się zmieniły.