Firmy boją się skutków nowych przepisów, a prawnicy rozumieją te lęki. Największe kancelarie doradzają unikanie rodzimego wymiaru sprawiedliwości – wynika z analizy DGP.

Zbliżająca się dwuwładza w Sądzie Najwyższym, niejasne skutki procedury powołania członków Krajowej Rady Sądownictwa, wpływ ministra sprawiedliwości na obsadę kierowniczych stanowisk w sądach i zapowiedzi opozycji, że cofnie wszystkie reformy obecnej władzy. Tego boją się przedsiębiorcy obsługiwani przez największe polskie kancelarie.

DGP przeprowadził ankietę wśród 50 doświadczonych prawników pracujących dla takich gigantów jak m.in. Dentons, Domański Zakrzewski Palinka, Clifford Chance czy Baker McKenzie. Wyniki? W każdej kancelarii klienci pytają o skutki reformy wymiaru sprawiedliwości. 82 proc. ankietowanych uważa, że biznes zaczyna się martwić o niezależność polskich sądów. Niemalże 40 proc. prawników zapewnia, że ta obawa już przełożyła się na zapisanie w umowie, że ewentualne spory rozstrzygać będzie powszechny sąd zagraniczny lub rozwiązane będą w arbitrażu.

– Wiedza zagranicznych kontrahentów sprowadza się do tego, że należy polskiego wymiaru sprawiedliwości unikać – wskazuje Maciej Ślusarek, wspólnik w kancelarii Leśnodorski Ślusarek i Wspólnicy.

– Skompletowanie składu Sądu Najwyższego w oparciu o niekonstytucyjne przepisy ustaw spowoduje sytuację, w której żaden odpowiedzialny prawnik nie będzie mógł stwierdzić, że sądy w Polsce są niezależne i wolne od politycznego nacisku. Niestety biznes sam wyciągnie z tego wnioski – dodaje.

Maciej Jóźwiak, szef zespołu rozwiązywania sporów w kancelarii Wierzbowski Eversheds Sutherland, podkreśla, że od pewnego czasu coraz więcej klientów dopytuje, czy zamieszanie wokół wymiaru sprawiedliwości może zagrozić ciągłości biznesu w Polsce.

– Doradzamy, aby klienci zawierali w swoich kontraktach zapisy na sądy polubowne, głównie arbitraże instytucjonalne. Sąd arbitrażowy umożliwia stronom poddanie sporu pod rozstrzygnięcie przez podmiot niezależny, niezwiązany z państwowym wymiarem sprawiedliwości, co czyni potencjalne wyroki wolnymi od wątpliwości – wyjaśnia prawnik.

Kłopotem jest również to, że polskie sądy nadal są przeraźliwie wolne. – Jako prawnik z wieloletnim stażem nie mogę radzić inwestorowi, by wybierał np. sąd powszechny w Warszawie, skoro na wyrok w pierwszej instancji w sądzie okręgowym w skomplikowanych sprawach trzeba tu czekać nawet 3–4 lata – spostrzega Wojciech Kozłowski z kancelarii Dentons. Jego zdaniem polityczne zamieszanie wokół wymiaru sprawiedliwości ma wpływ na oczekiwania przedsiębiorców i ich prawników, ale jest to jedynie dodatek do systemowego problemu przewlekłości postępowań.

Prawnicy śmieją się, że obecna władza zrobiła coś, co nie udało się poprzednikom: zachęciła biznes do arbitrażu. Już mało kto chce poddać się pod osąd rodzimego wymiaru sprawiedliwości.
Spytaliśmy 50 prawników, w większości partnerów i wspólników z kilkunastu dużych kancelarii, o to, jak reforma wymiaru sprawiedliwości wpływa na podejście biznesu oraz praktykę pracy prawnika. Wnioski zatrważają. Standardem jest, że przedsiębiorcy głośno wyrażają obawy o niezależność polskiego sądownictwa. Coraz częściej menedżerowie dużych firm działających w Polsce wolą w razie sporu poddać się jurysdykcji niemieckiej czy francuskiej niż rodzimej. Wzrasta też popularność powoli rozwijającego się dotychczas arbitrażu. W dużych firmach, które korzystają z obsługi prawnej w różnych państwach, standardem jest już straszenie i używanie argumentu o „niebezpiecznej Polsce”.

Polska na cenzurowanym

– Jako polski adwokat z przykrością muszę stwierdzić, że w rozmowach z prawnikami zagranicznymi kwestia stanu polskiej praworządności pojawia się bardzo często. W zasadzie każda rozmowa dotyka tego problemu. Przy negocjowaniu kontraktów lub podejmowaniu decyzji o ulokowaniu działalności w Polsce ta kwestia pojawia się obowiązkowo – informuje Maciej Ślusarek, wspólnik w kancelarii Leśnodorski Ślusarek i Wspólnicy.
Opowiada, że niedawna decyzja Trybunału Sprawiedliwości UE dotycząca stosowania przez Polskę procedury europejskiego nakazu aresztowania zastała go na negocjacjach w Irlandii.
– Była przez środowiska prawnicze komentowana jednoznacznie – do Polski nie będą wydawane osoby zatrzymane w Irlandii. No i niestety nikt z nich nie chciał słyszeć o możliwości rozstrzygania sporów w Polsce – wskazuje mec. Ślusarek.
Ale coraz częściej uciec od polskich sądów chcą też przedsiębiorcy, którzy prowadzą biznes jedynie nad Wisłą.
– Niedawno dyrektor dużej spółki wydobywczej zadał mi pytanie, czy istnieje ryzyko, że zapadające obecnie wyroki będą wzruszane po zmianie władzy politycznej w Sejmie. Gdy odpowiedzieliśmy, że nie można tego wykluczyć, zostało nam zlecone przygotowanie renegocjacji zawartych umów, by wpisać do nich klauzulę arbitrażową. Z zastrzeżeniem, że właściwy musi być sąd arbitrażowy znajdujący się poza Polską – opowiada partner w polskim oddziale międzynarodowej kancelarii, proszący o zachowanie anonimowości.
Zachęcanie do arbitrażu jest w kancelariach powszechne.
– Nie oceniam słuszności przeprowadzanych reform wymiaru sprawiedliwości i nie wyprowadzam z nich zarzutu braku niezawisłości nowo powołanych sędziów. Doradzam jednak zapis na sąd polubowny, szczególnie w sprawach, gdy drugą stroną transakcji jest spółka Skarbu Państwa. Chodzi o subiektywne poczucie klienta, by zagwarantować maksymalną sprawność oraz obiektywność i bezstronność sądu – twierdzi radca prawny Wojciech Kozłowski, który współkieruje praktyką litygacyjną w kancelarii Dentons.

Źle, bo powoli

Prawnicy wskazują, że wielu przedsiębiorców w ogóle nie interesuje się sporami o Sąd Najwyższy czy Krajową Radę Sądownictwa. Menedżerowie uważają, że ryzyko wzruszania wyroków Sądu Najwyższego nie jest duże. Największym kłopotem pozostaje natomiast przewlekłość postępowań, która z roku na rok przybiera na sile.
– Dobre i mądre wyroki polskich sądów tracą przymiot sprawiedliwych, gdy zapadają po zbyt długim czasie. W ciągu ostatniego roku czas rozpatrywania spraw w polskich sądach zasadniczo się wydłużył. Oczekiwanie na pierwszą rozprawę w Warszawie to już często ponad rok. Apelacja rozpatrywana jest dopiero po prawie dwóch latach – zwraca uwagę mec. Maciej Ślusarek.
Podczas gdy – jak przekonuje Wojciech Kozłowski – ustawodawca mógłby w dość prosty sposób przyspieszyć rozpoznawanie nawet skomplikowanych spraw.
– Wystarczyłoby wprowadzić np. właściwość statystyczną sądu zamiast właściwości miejscowej według siedziby pozwanego. Po co dwóch dużych przedsiębiorców ma czekać na wyrok trzy lata w Warszawie, skoro mogliby uzyskać orzeczenie w ciągu kilku-kilkunastu miesięcy np. w Białymstoku? – zastanawia się.
Reforma w podejściu biznesu / Dziennik Gazeta Prawna
Inny pomysł dotyczy obsady sądów. Obecnie skład sędziowski w drugiej instancji w sprawach przed sądem apelacyjnym jest trzyosobowy.
– Doskonale wiadomo, że sprawą w praktyce zajmuje się przede wszystkim jeden sędzia – sędzia sprawozdawca. Dwóch pozostałych zamiast poświęcać czas tej samej sprawie mogłoby w sądzie drugiej instancji w tym czasie rozpoznawać inne sprawy – sugeruje mec. Kozłowski.
W naszej ankiecie spytaliśmy prawników również o to, czy ich zdaniem w ciągu najbliższych pięciu lat otoczenie polityczne stanie się bardziej przyjazne biznesowi. Odpowiedź? 52 proc. prawników twierdzi, że będzie jeszcze gorzej. 46 proc. uważa, że nic się nie zmieni. Zaledwie jeden ankietowany twierdzi, że sytuacja się poprawi.

OPINIA

Maciej Jóźwiak adwokat, szef zespołu rozwiązywania sporów w kancelarii Wierzbowski Eversheds Sutherland

Doradzamy arbitraż

Od pewnego czasu nasz zespół rozwiązywania sporów dostaje zapytania od klientów, czy zamieszanie wokół wymiaru sprawiedliwości – reformy, protesty, zmiany personalne w sądach – może zagrozić ciągłości biznesu w Polsce. Zagraniczni inwestorzy prowadzący operacje na terenie Polski, ale także polscy przedsiębiorcy pytają nas, jak ta sytuacja wpłynie na rozstrzyganie sporów przez sądy powszechne, czy na przykład wyroki sądowe z uwagi na obsadę składu sędziowskiego nie będą podważane. Po wyroku TSUE dotyczącym pytania sądu irlandzkiego (sprawa sędzi Donnelly) dostaliśmy nawet pytanie, czy nie można wzruszyć wyroku polskiego sądu cywilnego, wydanego w sprawie gospodarczej, w oparciu o te same przesłanki. Nie wszystkie pytania są uzasadnione, a niektóre zupełnie chybione, ale materia wcale nie jest taka prosta. Brak jest tu bowiem jednoznacznej odpowiedzi. Trudno określić, jaki będzie dalszy przebieg wypadków, a także jakie będą przyszłe decyzje polityczne, zarówno w kraju, jak i w ramach UE.
Naszym obowiązkiem jako prawników jest jednak chronić interesy klientów, przyjmując nawet hipotetyczne scenariusze. Dlatego doradzamy, aby klienci zawierali w swoich kontraktach zapisy na sądy polubowne, głównie arbitraże instytucjonalne. Sąd arbitrażowy umożliwia stronom poddanie sporu pod rozstrzygnięcie przez podmiot niezależny, niezwiązany z państwowym wymiarem sprawiedliwości, co czyni potencjalne wyroki wolnymi od pojawiających się wątpliwości. Poddanie sporu pod rozstrzygnięcie sądu polubownego jest też łatwiejsze do wynegocjowania niż na przykład przyjęcie jurysdykcji sądów innego państwa. Polscy przedsiębiorcy nie chcą, co zrozumiałe, prowadzić sporów za granicą, głównie z uwagi na potencjalne koszty. Co prawda wyrok sądu arbitrażowego to jeszcze nie koniec drogi, bo trzeba go później wyegzekwować na terenie Polski, ale ten proces wydaje się być obciążony znacznie mniejszym ryzykiem niż samo postępowanie sporne.