- Sądziłem, że stanowisko prezydium będzie przyczynkiem do głębokich wewnętrznych przemyśleń o tym, jak należy zachować się przyzwoicie - mówi w wywiadzie dla DGP Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych.
Dlaczego przedstawiciele władz samorządu radców nie skorzystali z możliwości uczestniczenia z głosem doradczym w przesłuchaniach kandydatów do Sądu Najwyższego?
Wykazalibyśmy się niekonsekwencją, uczestnicząc w procesie, który prowadzi organ powołany w naszej ocenie niezgodnie z konstytucją. Proszę przypomnieć sobie wydawane przez Krajową Radę Radców Prawnych i jej prezydium liczne stanowiska, w których kwestionowaliśmy legalność tej procedury. W ostatnim poddaliśmy krytyce radców, którzy zgłosili swój akces do SN. Uczestnicząc w wysłuchaniach organizowanych przez zespoły Krajowej Rady Sądownictwa, niejako autoryzowalibyśmy te działania.
Ale wówczas mielibyśmy więcej informacji, jak ów proces naprawdę przebiega.
Wiemy, jak przebiega. W sposób tajny i ekspresowy, co go dyskwalifikuje. Nie trzeba być w środku, by dojść do wniosku, że prowadzone niepublicznie 15-minutowe rozmowy z kandydatami nie pozwalają stwierdzić, czy ktoś jest wybitnym autorytetem prawniczym. A przecież takie osoby powinny trafić do SN.
Zaskoczyło pana te ponad 40 nazwisk radców na liście chętnych do SN?
Zaskoczyły mnie decyzje tych osób, które sprawują funkcje w samorządzie.
„Wasza misja w samorządzie radców powinna się zakończyć” – to cytat z niedawnego stanowiska prezydium KRRP. Reszta kandydujących radców została poproszona o ponowne przemyślenie tej decyzji, innymi słowy o wycofanie się z walki o miejsce w SN. Nie pamiętam tak ostrego w wymowie dokumentu skierowanego do radcowskiego środowiska. Mimo to chyba nie wywołał on piorunującego wrażenia.
Na pewno ze startu zrezygnowała jedna osoba sprawująca funkcję, ponadto o ile mi wiadomo, także kilku innych radców.
Spodziewał się pan, że to pismo będzie miało mocniejszą siłę rażenia? Że wszyscy zrezygnują?
Sądziłem, że będzie to przyczynek do głębokich wewnętrznych przemyśleń o tym, jak należy zachować się przyzwoicie w takiej sytuacji.
Jest pan rozczarowany efektami tych przemyśleń?
Motywacje do podejmowania określonych decyzji bywają różne. Są wśród nich i takie, które wypływają wprost z polityki i wizji kariery z nią związanej. Na to nie mamy wpływu….
Pewność mamy, że w dniu wydania apelu z kandydowania zrezygnowała wiceprezes korporacyjnego Wyższego Sądu Dyscyplinarnego. Powinna chyba wcześniej wiedzieć, jak władze samorządu oceniają proces rekrutacyjny do SN. Jakim cudem nie dostrzegła niestosowności swojego startu?
O motywy trzeba by zapytać panią mecenas. Mogła uznać, że w izbie dyscyplinarnej, do której zgłosiła swój akces, przyda się jej unikalna wiedza. Mówimy bowiem o znakomitej sędzi dyscyplinarnej.
Czy spotkał się pan z zarzutami, że samorząd miesza się w politykę? Idzie na zwarcie z obecną władzą?
My uprawiamy prawo, a nie politykę. Radcowie prawni doskonale to rozumieją – stąd miałem sygnały poparcia płynące z wewnątrz naszego środowiska.
Czy którykolwiek z radców zgłosił się, by potem kwestionować całą procedurę przed Naczelnym Sądem Administracyjnym? Co najmniej jeden z adwokatów tak tłumaczył swój akces.
Nie mam informacji o tego typu motywacjach radców. Nie wiem, czy bycie takim Konradem Wallenrodem jest poważne. Sam proces naboru można zakwestionować, nie będąc jego uczestnikiem.
Radcowie, którzy trafią do SN, siłą rzeczy przestaną być związani z samorządem zawodowym. A co z tymi, którzy nie zrezygnowali ze startu, ale ostatecznie nie zostaną wybrani?
Znajdą się w szczególnej sytuacji.
Spotka ich środowiskowy ostracyzm?
To pani powiedziała. Na pewno w przypadku radców pełniących funkcje decydujący głos będą miały organy, które ich powołały.
Widzi pan podstawę do dyscyplinarek dla osób kandydujących do SN? Adwokaci są w tej sprawie podzieleni.
Na szczęście sądownictwo dyscyplinarne jest niezależne. Trudno mi wyrokować, jak takie ewentualne wnioski zostałyby ocenione. Czy mamy tu do czynienia z naruszeniem zasad etyki? Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Samorząd zawodowy ma prawo i zarazem obowiązek zajmować stanowisko na temat aktów prawnych. Ocenę procedury naboru do SN wyraził w uchwałach. Czy osoby, które nie zastosowały się do tych uchwał, powinny ponieść konsekwencje – to pytanie zapewne zostanie postawione pionowi dyscyplinarnemu.
A trafiły już jakieś wnioski o dyscyplinarki dla kandydujących radców?
Takie informacje jeszcze do mnie nie dotarły, pamiętajmy, że tego typu postępowania toczą się na poziomie izb. Być może jest jeszcze moment niepewności, kto wycofa swoje kandydatury. Przesłuchania w Krajowej Radzie Sądownictwa wciąż trwają.
Mamy już dużą grupę osób, które uzyskały poparcie KRS. Jak pan ocenia dotychczasowe wybory rady? Trafne?
Kiedyś – jeszcze nie tak dawno – do Sądu Najwyższego wybierani byli najwybitniejsi z prawników. Elita naszych zawodów. Dziś, cóż… Połowa z wybranych to podlegli ministrowi sprawiedliwości prokuratorzy. Biografie wielu innych związane są wprost z politykami. To nie jest proces naboru na stanowisko sędziego SN, a raczej pokaz siły osób, które nie uznają reguł praworządności w Polsce.
Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych / Dziennik Gazeta Prawna