Znaczących podwyżek cen wody i ścieków nie będzie. A jeżeli już, to średnio o kilkanaście groszy na metr sześc. Dużo więcej niż do tej pory zapłacą mieszkańcy tylko w ok. 130 gminach – dowiedział się DGP
Znaczących podwyżek cen wody i ścieków nie będzie. A jeżeli już, to średnio o kilkanaście groszy na metr sześc. Dużo więcej niż do tej pory zapłacą mieszkańcy tylko w ok. 130 gminach – dowiedział się DGP
/>
Przewidywana przez część samorządów i ekspertów fala podwyżek na skutek reformy prawa wodnego i powołania rządowego regulatora, okazała się – na razie – jedynie biciem piany przez sceptyków. Tak przynajmniej wynika z ostatnich danych przedstawionych przez Wody Polskie, do których dotarł DGP.
– Wszystkie spółki wodno-kanalizacyjne, które złożyły wnioski w terminie, otrzymały już decyzje – przekonują przedstawiciele Wód Polskich. I dodają, że w więcej niż 90 proc. przypadków są to decyzje pozytywne, akceptujące przedstawione przez samorządy stawki.
Innymi słowy, zdecydowana większość spółek komunalnych – mimo początkowych problemów – doszła z rządowym regulatorem do porozumienia w sprawie cen wody i opłat za odprowadzanie nieczystości. Świadczy o tym też niewielka liczba odwołań. – Od maja wpłynęło ich do nas ok. 80 – informuje nas Joanna Kopczyńska, wiceszefowa Wód Polskich.
Jak dowiedział się DGP, Wody Polskie od 12 marca – kiedy to mijał ustawowy termin na przesłanie wniosków – zatwierdziły prawie 2,1 tys. dokumentów. W prawie 2 tys. z nich przedstawiono stawki na niezmienionym poziomie lub zindeksowane, czyli powiększone o wskaźniki inflacyjne. W praktyce oznacza to, że nie wzrosną powyżej 3 proc. – wyjaśnia Sergiusz Kieruzel, rzecznik prasowy Wód Polskich.
Na drugim biegunie jest ok. 130 wniosków, w których samorządy przewidziały podwyżki, a Wody Polskie na nie przystały, uznając wzrost kosztów za uzasadniony.
– Przede wszystkim przemawiały za tym poniesione lub rozpisane na przyszłe lata wydatki inwestycyjne tj. rozbudowa sieci, modernizacja urządzeń lub podłączenie nowych użytkowników. W drugiej kolejności podwyżki wynikały z zakupów wody, bo nie wszystkie przedsiębiorstwa same ją wydobywają, tylko kupują od innych podmiotów – tłumaczy Kieruzel.
Nie oznacza to jednak, że mieszkańcy wszystkich gmin w Polsce mogą już być spokojni o nadchodzące rachunki. Pod znakiem zapytania jest bowiem dalszy los ok. 480 wniosków, które wciąż są analizowane przez pracowników regionalnych zarządów.
Powody związanych z nimi opóźnień są zasadniczo dwa. Po pierwsze, jak podkreślają przedstawiciele Wód Polskich, wiele wniosków trafiło do nich po terminie. W skrajnych przypadkach ostatnie dokumenty przesłano w czerwcu, czyli prawie trzy miesiące po czasie. To z kolei rzutuje na tempo procedowania, które musi przebiegać zgodnie z przepisami, przewidującymi określone terminy na korespondencje na linii regulator – przedsiębiorstwo wodno-kanalizacyjne lub gmina.
Tu ujawnia się kolejny problem. Jak twierdzą przedstawiciele Wód Polskich, w wielu przesłanych do nich wnioskach roiło się od błędów i nieścisłości w rachunkach.
– Niekiedy brakowało kluczowych elementów, a liczby podane w uzasadnieniach nie pokrywały się z tymi w tabelkach – słyszymy od pracowników RZGW, którzy proszą o zachowanie anonimowości.
Dodają, że w skrajnych przypadkach cały wniosek taryfowy – wraz z dokumentacją, obliczeniami i uzasadnieniami, które u największych podmiotów zajmowały kilka segregatorów – potrafiły się zmieścić na jednej stronie.
A to przedłużało postępowanie, bo konieczne było wystąpienie do takiego urzędu o uzupełnienie wniosku. I to często kilka razy – słyszymy.
Samorządowcy bronią się, że na jakość przygotowanych przez nich dokumentów miały wpływ też zmiany w rozporządzeniu wykonawczym, w którym ustalono szczegółowe zasady wyliczania taryf. Zostało ono opublikowane niejako na ostatniej prostej, bo na kilkanaście dni przed obowiązkowym terminem na złożenie gotowego wniosku – mówią. Podkreślają też, że na skutek nowelizacji prawa wodnego po raz pierwszy musieli ustalać taryfy nie na rok, a trzy lata do przodu.
Obecny kompromis cenowy to jedno. Bez burzy się jednak nie obyło. Zwłaszcza że zdecydowana większość gmin najpierw policzyła sobie więcej, niż ostatecznie ustalono po dłuższych bataliach z regionalnymi zarządami gospodarki wodnej. Wszystko rozbijało się o to, czy uwzględnione w wyliczeniach koszty są uzasadnione. Jeżeli tak, gminy mogły podnieść ceny, by przedsiębiorstwa nie operowały na minusie.
Jeszcze 11 kwietnia Joanna Kopczyńska, przedstawiając pierwsze informacje o stanie prac nad wnioskami taryfowymi, wskazywała, że podwyżki cen zaproponowano w 1887 wnioskach taryfowych; w 448 ceny się nie zmieniły; a w 173 ceny są niższe od obecnie obowiązujących.
Teraz jednak wygląda na to, że udało się osiągnąć względny kompromis. Wciąż jednak na rozpatrzenie czekają ostatnie odwołania, które złożyło ponad 80 podmiotów. O jakich sytuacjach mowa? Chodzi o przypadki, gdy spółki komunalne nie przygotowały innych wniosków taryfowych i nie przedstawiły innych obliczeń niż te, które regionalne zarządy gospodarki wodnej zakwestionowały. W takiej sytuacji, gdy „negocjacje” miedzy spółkami a RZGW nie przyniosły efektów i kompromisu, sprawy były kierowane do drugiej instancji, czyli Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej (Wody Polskie). I co ciekawe, kilkanaście odwołań złożyli sami samorządowcy, a nie szefowie spółek komunalnych.
Kiedy poznamy pełen obraz sytuacji? Słyszymy, że wszystkie wnioski, łącznie z rozpatrzeniem ostatnich odwołań, powinny zostać zatwierdzone na jesieni. Już wkrótce jednak część informacji o kształtujących się w Polsce taryfach ma zostać przekazanych do Ministerstwa Żeglugi Śródlądowej i Gospodarki Morskiej. Kierujący resortem Marek Gróbarczyk podkreślał, że zbiorcze informacje o cenach wody będą cennym źródłem informacji dla rządzących, którzy właśnie pracują nad kolejną – trzecią już – nowelizacją prawa wodnego.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama