Muszę przyznać, że z posiedzenia na posiedzenie organ zwany Krajową Radą Sądownictwa fascynuje mnie coraz bardziej. Na przykład sposób pojmowania przez jej obecnych członków takich pojęć jak niezawisłość sędziowska czy transparentność życia publicznego mógłby być świetnym tematem niejednej rozprawy naukowej i to nie tylko z dziedziny prawa. Na ostatnim posiedzeniu rada znów zaskoczyła. Bo oto dzielnie i – trzeba to przyznać – z niemałą fantazją rzuciła się bronić tradycyjnego, polskiego i zarazem chrześcijańskiego modelu rodziny. A stało się to przy okazji opiniowania zgłoszonego przez posłów Nowoczesnej projektu ustawy o związkach partnerskich. I tu pojawia się – mówiąc delikatnie – kłopot. I to bynajmniej nieobyczajowy.
W konstytucji (która nadal obowiązuje) jest mowa o tym, że „Krajowa Rada Sądownictwa stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów”, a „ustrój, zakres działania i tryb pracy Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposób wyboru jej członków określa ustawa”. No więc sięgam do ustawy o KRS. A tam czytam, że do kompetencji rady należy m.in. „opiniowanie projektów aktów normatywnych dotyczących sądownictwa, sędziów i asesorów sądowych, a także przedstawianie wniosków w tym zakresie (…)”. Przyznają Państwo, że mało ma to wspólnego ze związkami partnerskimi? Co więcej, w ustawie nie udało mi się znaleźć ani słowa o kulturze chrześcijańskiej, małżeństwie, rodzinie czy polskiej kulturze, na których straży miałaby stać KRS, a o których rozprawiali na posiedzeniu jej członkowie, miażdżąc projekt Nowoczesnej. Wniosek jest jeden – rada w ogóle nie powinna opiniować tego dokumentu.
„Krajowa Rada Sądownictwa, po zapoznaniu się z treścią poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o weteranach działań poza granicami państwa oraz niektórych innych ustaw (…), nie zgłasza uwag do projektu, gdyż nie dotyczy on sądownictwa, sędziów i asesorów sądowych” – tak brzmiała jedna z opinii wydanych przez radę 11 maja. Czy między 11 maja a 20 czerwca zaszły jakieś zmiany w regulacjach o KRS? Nie będę nawet pytać, jaka jest zdaniem rady różnica między weteranami a związkami partnerskimi, bo byłoby to mało eleganckie. Ufam jednak, że Czytelnicy sami wyciągną wnioski z tego być może mało fortunnego, ale za to wymownego zestawienia.
Żeby jednak nie było tak jednostronnie, pobawię się chwilę w adwokata diabła. Spróbuję się zastanowić, w jaki sposób rada mogłaby udowodnić, że ocenianie regulacji o związkach partnerskich mimo wszystko należy do jej kompetencji. Może sędzia przestaje być niezawisły, kiedy zwiąże się z osobą tej samej płci? A może zyskuje niezawisłość dopiero wtedy, gdy podejmuje tradycyjne role płciowe i zawiera małżeństwo będące „związkiem kobiety i mężczyzny”? Jeżeli tak, to nie ma na co czekać! Od razu trzeba przeprowadzić sondę wśród sędziów i sprawdzić, którzy z nich przestali spełniać kryteria do wykonywania tego zawodu! Wszak sędzia, który nie jest niezawisły, to nie lada niebezpieczeństwo dla praw i wolności obywateli.
Swego czasu środowisko sędziowskie żyło rozsyłaną przez prezesów sądów ankietą dotyczącą planów prokreacyjnych sędziów kobiet. Przepytywano je, czy planują pójść np. na urlop macierzyński lub rodzicielski. Część sędziów zareagowała z przymrużeniem oka. Wśród odpowiedzi znalazły się m.in. takie: „planuję, ale nie wiem, co na to mąż” albo „planuję, ale muszę to jeszcze skonsultować”. Coś mi mówi, że pytania o preferencje seksualne rozbudziłyby sędziowską fantazję jeszcze mocniej!
Sprawa tak naprawdę jest jednak poważna. Każdy, kto śledzi ostatnie poczynania rady, zapewne zauważył, że wielu kwestii organ ten jakby nie zauważał. Weźmy choćby słynną sprawę Polic, gdzie prokuratura nęka sędziów de facto za to, że starali się nie uchybić terminom na rozpatrzenie wniosków aresztowych. Tu chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości, że w grę wchodzą niezawisłość sędziów i niezależność sądów. Chyba że ktoś nie zauważył, że od pewnego czasu na czele prokuratury stoi prokurator generalny – minister sprawiedliwości, a więc czynny polityk. KRS jednak póki co o sprawie się nie zająknęła. Być może to przypadek, niedopatrzenie lub zwyczajnie brak czasu. Ten ostatni argument zresztą brzmiałby przekonująco, bo choć sam projekt ustawy o związkach partnerskich liczy zaledwie 10 stron, to już ten dotyczący przepisów wprowadzających kontestowane przez KRS rozwiązania liczy ich aż 137! A przecież nie można zakładać, że członkowie rady wydali tak kategoryczny osąd bez wnikliwego zapoznania się z całością opiniowanego materiału.
Poprzednia Krajowa Rada Sądownictwa i jej członkowie wielokrotnie byli krytykowani za to, że włączają się w spór polityczny, choć gwoli ścisłości tak naprawdę mieliśmy (i nadal mamy) do czynienia ze sporem ustrojowym, który bezpośrednio dotyczy pozycji władzy sądowniczej. Rzekomo nie chodziło nawet o to, jakie stanowisko osoby te zajmują w toczonym sporze, lecz o to, że w ogóle nie powinny brać w nim udziału. Gorzkich słów nie szczędzili wówczas politycy PiS, a także związani z obozem rządzącym prawnicy oraz osoby przez tę część sceny politycznej uważane za autorytety. Padały nawet kategoryczne stwierdzenia, że sędziowie nie mają prawa bronić niezawisłości. Ba! Nie mają prawa bronić niczego. Często, chcąc podważyć kompetencje czy to KRS, czy I prezesa Sądu Najwyższego do zabierania głosu na temat zmian w prawie dotyczących sądownictwa sięgano również po argument, że stwierdzać, czy coś jest niekonstytucyjne czy nie jest, może w Polsce tylko i wyłącznie Trybunał Konstytucyjny (sic!).
Dziś KRS bez żadnych oporów staje w obronie tradycyjnego modelu rodziny i ogłasza niekonstytucyjność projektu przygotowanego przez posłów opozycji. Tym samym wkracza w spór ideologiczny. Robi to w sposób kategoryczny, opowiadając się po jednej z jego stron i na dodatek nie mając do tego jakiejkolwiek podstawy prawnej. Naiwnością byłoby oczekiwać, że te same osoby, które tak ochoczo krytykowały poprzednią radę, będą besztać jej obecnych członków. Nie pytam więc, gdzie głosy krytyki, protesty, wezwania do działania w granicach prawa. Zapytam jedynie, bo myśl ta nie daje mi spokoju: czy milcząco przyjęto by w obozie rządzącym opinię KRS także wówczas, gdyby organ ten poparł przepisy o związkach partnerskich?
Poprzednia Krajowa Rada Sądowictwa i jej członkowie wielokrotnie byli atakowani za to, że włączają się w spór polityczny. Naiwnością byłoby oczekiwać, że te same osoby, które wtedy tak ochoczo krytykowały radę, będą besztać jej obecnych członków